Jeden

587 35 12
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Słony zapach morza wdzierał się do moich płuc przy każdym wdechu. Wiatr delikatnie pieścił moją twarz; szum rozbijających się morskich fal był niczym najpiękniejsza muzyka dla mych uszu. Rezerwat zawsze jawił mi się jak drugi dom, stanowiąc moją ostoję spokoju, mój azyl. Czułam, że tutaj przynależę i ta świadomość była wspaniała.

Powoli uniosłam powieki. Słońce leniwie chyliło się za horyzontem, barwiąc wodę na pomarańczowo i czerwono. Zmierzchało. Kochałam tę porę, kiedy dzień dobiegał końca, a jego miejsce stopniowo zajmowała noc. Wkrótce wypadała pełnia, a ja niczego nie pragnęłam tak bardzo, jak móc siedzieć na plaży przy błękitnych płomieniach ogniska, rozpalonego z wyrzuconych przez wodę gałęzi i patrzeć jak świat zmienia się diametralnie, dzięki srebrzystej kuli, która powoli wstępuje na usiany gwiazdami nieboskłon. Samo wyobrażenie sobie tej chwili wystarczyło, by moje serce przyśpieszało biegu, a kiedy pomyślałam o tym, że mogłabym coś w takich warunkach narysować...

Machinalnie zacisnęłam palce na pudełeczku pasteli, które leżało na piasku tuż obok mnie. Praktycznie nigdy nie ruszałam się z domu bez nich i przynajmniej kilku czystych kartek. Lubiłam malować, a pastele ukochałam w jakiś szczególny sposób – z ich pomocą mogłam w szybkim tempie przenieść na papier wszystko, co chciałam. Energiczne lub delikatne ruchy idealne oddawały emocje, które pragnęłam okazać, co sprawiało, że moje rysunki zdawały się żyć własnym życiem. Nie były idealne – nie w mojej opinii – ale za to jak najbardziej żywe.

Bez pośpiechu zebrałam kilka swoich ostatnich prac, stanowiących kolejny powód mojego uwielbienia dla rezerwatu – La Push pełne było niezwykłych miejsc, które napełniały mnie natchnieniem. Niektóre z nich uwieczniłam już nie raz, a jednak mimo to nie nudziło mi się powielanie tych samych motywów. Każdy z rysunków na swój sposób był inny, choć chyba jedynie ja potrafiłam stwierdzić, gdzie leżały rozbieżności. Emmett nieraz dokuczał mi z powodu mojej twórczości, twierdząc, że nie widzi sensu w tworzeniu kilku identycznych dzieł, różniących się jedynie drobnymi szczegółami, sposobem prowadzenia linii czy kolorystyką, ja jednak już dawno uodporniłam się na te docinki i w najmniejszym stopniu nie zwracałam na nie uwagi.

Przeciągnęłam się lekko, wzdychając przeciągle. Musiałam powoli wracać, aż nazbyt świadoma późnej pory. Rodzicie nie lubili, kiedy nocą pałętałam się gdzieś poza domem, nawet jeśli w znajomym rezerwacie byłam absolutnie bezpieczna. Mama co prawda nie miałaby nic przeciwko, o ile tylko wiedziałaby, że jestem w La Push, ale tata starał się jak najbardziej ograniczyć czas, który spędzałam na terenach zmiennokształtnych. Odkąd pakt przestał obowiązywać, a ja niemal każdą wolną chwilę zaczęłam spędzać na ziemiach Quileute'ów, jego niechęć do mieszkańców okolicy stała się jeszcze wyraźniejsza. Powtarzał, że po prostu boi się o mnie, co zresztą byłam w stanie zrozumieć. Przebywanie wśród wilków niosło ze sobą pewne ryzyko z racji tego, że po części byłam wampirem – a więc wrogiem tych, których traktowałam jak przyjaciół. Zmiennokształtni z natury powinni chcieć mnie zabić i choć pozornie czułam się wśród nich bezpieczna, nie miałam gwarancji, że w którymś momencie instynkt nie przejmie nad nimi kontroli. Oczywiście istniała taka możliwość, ja jednak w pełni ufałam moim towarzyszom, zwłaszcza Jacobowi, którego Edward zdawał się nie tolerować w stopniu większym niż w przypadku pozostałych. Nie dbałam o to, a Jake'a uważałam za najbliższą mi osobę – niemal za brata.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Where stories live. Discover now