Sto dwadzieścia dziewięć

73 10 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Shelby przez chwilę stała, po prostu lustrując pokój wzrokiem. Sebastien odsunął się ode mnie i jakby usunął w cień, byleby nie rzucać się wilczycy w oczy. Tchórz, pomyślałam, bo chociaż sama wzdrygałam się na samą myśl o ataku Indianki, patrzyłam na nią z wysoko uniesioną głową.

Niewiele zmieniło się, jeśli chodzi o nasze stosunki. Poznałam po jej oczach, że wciąż darzy mnie równie wielką nienawiścią, co wtedy, kiedy próbowała rzucić mi się do gardła. Powstrzymałam chęć, żeby w obronnym geście położyć dłoń na brzuchu, w obawie, że to mogłoby ją sprowokować.

Odrzuciła głowę; ciemne włosy opadły na plecy.

– Skończyłeś? – zapytała, spoglądając na jedynego człowieka w całym budynku.

– Tak, oczywiście. – Sebastien odchrząknął. Wyraźnie czuł się źle, jako śmiertelnik, otoczony licznymi nieśmiertelnymi. – Powiem Drake'owi, czego mi potrzeba, jeśli mam mieć jakieś warunki do pracy. Dziewczyna na razie powinna odpocząć, tyle mogę w tym momencie powiedzieć.

Shelby prychnęła.

– Lekarz, też mi coś. Tyle to i ja zauważyłam bez studiów medycznych. – Spojrzała na mnie obojętnie, niezbyt przejęta zaleceniem Sebastiena. – Nie martw się, już ja się nią zajmę. Idziemy – oznajmiła i odwróciła się na pięcie, nawet nie patrząc, czy ruszyłam się z miejsca.

Sebastien przez moment się wahał, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że skoro nie kazała mu zostać albo gdzieś iść, może równie dobrze przejść się z nami. Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja ujęłam ją, inaczej bowiem nie miałabym siły, żeby się podnieść. Był zbyt drobny i szczupły, żeby wziąć mnie na ręce, ale przynajmniej otoczył mnie ramionami w pasie i pomógł wyjść na korytarz.

Shelby czekała, wyraźnie zniecierpliwiona. Spojrzała na doktora, jakby walczyła z pokusą, żeby go wygonić i zobaczyć, jak poradzę sobie sama, ostatecznie jednak wymamrotała coś, żebyśmy się pospieszyli. Nawet z pomocą miałam trudności z poruszaniem; brzuch miałam już tak duży, że nie widziałam własnych stóp, poza tym wciąż czułam się słabo.

Zanim doszliśmy do mojego „pokoju", już właściwie wisiałam na Sebastienie, ledwo powłócząc nogami. Udało mu się doprowadzić mnie do łóżka na które zaraz opadłam i zwinęłam się w kłębek, obejmując ramionami brzuch. Nie warknęłam nawet na Sebastiena, kiedy musnął wierzchem dłoni moje czoło, żeby się upewnić, czy temperatura jeszcze bardziej mi nie skoczyła. Zaklął pod nosem.

– Chyba się jeszcze do tego wszystkiego przeziębiłaś, chociaż nie wiem, czy to możliwe. Tylko mi się nie rozchoruj – skrzywił się. Plan ucieczki wydawał się sypać jeszcze przed ułożeniem go, bo w takim stanie nie było szans, żebym poszła gdziekolwiek. Gdybym miała wampira jako sojusznika, może jeszcze, ale Sebastien na niewiele miał się przydać. – Zorganizuję te leki tak szybko, jak to możliwe, o ile we mnie nimi nie rzucisz, jeśli będę chciał ci je podać. Masz założony wenflon, więc ewentualnie mogę podać ci kroplówkę, żebyś się nie odwodniła – dodał.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Where stories live. Discover now