Sto dwadzieścia cztery

82 11 1
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

– Kłamca.

Gabriel spogląda na mnie zaskoczony. Wiem, że prędzej zginąłby niż złamał dane słowo, dlatego nie dziwi mnie jego mina. Przez chwilę przypatruje mu się, po chwili jednak nie wytrzymuję i parskam śmiechem.

– Miałeś czekać za drzwiami – wyjaśniam; na jego ustach pojawia się uśmiech.

– Proszę bardzo – reflektuje się, a chwile później tuż przede mną pojawiają się dębowe, solidne drzwi, zawieszone pośrodku nicości. Jeszcze dobrze nie oswajam się z ich nagłym pojawieniem, kiedy otwierają się przede mną. Gabriel spogląda na mnie rozbawiony. – Teraz lepiej? – pyta.

– Tak, zdecydowanie lepiej – odpowiadam, ujmując dłoń, którą wyciąga w moją stronę. – Dawno do mnie tak nie przychodziłeś – zauważam, rozglądając się dookoła.

Jesteśmy w środku nicości i wiem, że śpię. Już nie czuję strachu, wiedząc, że unoszę się, a wokół nie ma niczego, co mogłoby posłużyć mi za oparcie; to wszystko jest iluzją, a prawa fizyki w tym miejscu nie obowiązują.

– Byłaś zbyt zmęczona, żeby śnić. Poza tym mając cię na co dzień, nie czuję tak wielkiej potrzeby, by każdej nocy cię tu zabierać. – Ściska delikatnie moją dłoń. Choć żadnego z nas faktycznie tu nie ma, czuję jego ciepłe ciało; nie potrafię uwierzyć, że to tylko złudzenie. – Im rzadziej możesz się czymś cieszyć, tym bardziej to doceniasz.

Przyznaję mu rację, bo świat snów jest dla mnie równie fascynujący, jak na początku. Odkąd przebywanie tutaj jest przywilejem, za tym bardziej niezwykłe uznaję wszystko to, co mnie otacza.

– Jak się czujesz? – pyta mnie nagle. – Mam na myśli ten bok... Nie powinienem był ci mówić tego w taki sposób. Jedynie niepotrzebnie się zdenerwowałaś – wzdycha.

Nie lubię, kiedy obwinia się o każdy mój uraz, tym bardziej, że nie jest nic winny temu, co się stało. Jeśli już to jedynie ja jestem odpowiedzialna, bo przejmuję się wszystkim i żyje w zdecydowanie zbyt wielkim napięciu, podczas gdy powinnam być spokojna, skoro nie odpowiadam jedynie za moje życie.

Pod wpływem impulsu spoglądam na siebie i ledwo powstrzymuję cichy okrzyk, nagle bowiem uświadamiam sobie, że w śnie jestem ni mniej, ni więcej sobą. Wolną dłoń kładę na płaskim brzuchu, ukrytym pod materiałem bluzki, którą mam na sobie; choć wiem, że nic złego się nie stało, czuję się dziwnie nieswoja i pusta. W tym miejscu łatwo mi uwierzyć, że ciąża była jedynie snem, który dobiegł końca.

– Dziadek mówi, że to nie jest złamanie – odzywam się w końcu, bo Gabriel patrzy na mnie wyczekująco i chcę go uspokoić. – Oczywiście nie mam co liczyć na prześwietlenie, nawet gdyby mógł, nie zgodziłabym się, ale wierzę, że faktycznie nie mam się czym niepokoić. To stłuczenie, ale boli jak cholera. – Krzywię się na wspomnienie tego, co czułam, Gabriel zaś uśmiecha się, unosząc brwi, słysząc przekleństwo w moich ustach. – Dał mi trochę morfiny.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Where stories live. Discover now