Sto trzydzieści

69 11 0
                                    

Renesmee

Ops! Esta imagem não segue nossas diretrizes de conteúdo. Para continuar a publicação, tente removê-la ou carregar outra.

Renesmee

Po wyjściu Shelby właściwie straciłam poczucie czasu. Zasnęłam, ale chociaż przez moment miałam nadzieję, że znów uda mi się zobaczyć z Gabrielem, okazało się, że nie mogę liczyć na nic więcej, prócz kolejnego snu z udziałem małej, ciemnowłosej dziewczynki, która pojawiała się w mojej podświadomości od momentu w którym zaciążyłam.

Tym razem po prostu się do mnie przytulała, jakby chcąc mnie pocieszyć i samej też poczuć się bezpiecznie. Czułam się dobrze w tym śnie, mogąc tulić ją do siebie; to było naprawdę przyjemne, bo w ostatnim czasie zdecydowanie zaczynało brakować mi czułości. Bez objęć Gabriela i bezpieczeństwa, które dawali mi bliscy, czułam się okropnie, a nic nie wskazywało na to, żebym w najbliższym czasie była w stanie się z nimi spotkać.

Chyba nadmiar wrażeń i historia Shelby tak na mnie podziałały, ale kiedy się obudziłam, jak przez mgłę pamiętałam, że po zniknięciu dziewczynki, widziałam siebie, w jakiejś wiosce, ubraną w typowo indiański strój i poważnym tonem oznajmiającą załamanemu Jacobowi, że nie mogę z nim być, bo jestem zaręczona. Zdecydowanie miałam zbyt wybujałą wyobraźnię, co w połączeniu z nieprzyjemną atmosferą tego miejsca, jak nic miało doprowadzić mnie do załamania nerwowego.

Przynajmniej w jakiś stopniu czułam się lepiej. Miałam poczucie, że spałam bardzo długo, a potwierdzeniem tego wydawał się faktu, że woreczek na kroplówkę, którą dostałam, był pusty. Westchnąłem i spróbowałam odłączyć rurkę, żeby móc wstać, ale poszło mi to o tyle mało sprawnie, że wyjęłam wenflon; igła spadła na ziemię i potoczyła się gdzieś poza zasięg mojego wzroku. Trudno, z pewnością nie miałam mieć dość odwagi, żeby sama z siebie poprosić Sebastiena o założenie tego drobiazgu jeszcze raz, poza tym liczyłam, że jednak załatwił to, co mi obiecał i nie będę musiała dostawać niczego dożylnie.

Powoli wstałam. Nie było źle; to znaczy, byłam osłabiona, ale już nie tak bardzo, jak wcześniej. Kiedy stanęłam na nogi i spojrzałam na swój brzuch, na moment zamarłam. Od jakiegoś czasu nie miałam okazji, żeby się sobie dokładnie przyjrzeć i teraz dosłownie przeraziło mnie to, jak zaawansowana była ciąża. Zmuszając się do zachowania spokoju, starałam się nie myśleć o tym, że wyglądam, jakbym miała urodzić w każdej chwili; obawiałam się, że wszystko jest kwestią kilku dni, a to znaczyło, że z Sebastienem musieliśmy naprawdę szybko coś wymyślić, zanim będzie za późno. Czas nie był naszym sprzymierzeńcem i byłam tego świadoma.

Zaczęłam krążyć po pokoju, próbując jakoś się rozruszać. Od ciągłego leżenia zaczynały mnie boleć mięśnie, a przecież nie mogłam przewidzieć, czego mogę się spodziewać w ciągu najbliższych godzin. Chociaż wiedziałam, że nie będę w stanie biec, robiłam dobrą minę do złej gry i nastawiałam się tak, jakbym miała jakiekolwiek szansę na ewentualną ucieczkę.

Poczułam łagodny ruch i moje dłonie momentalnie wylądowały na brzuchu. Podciągnęłam koszulę, spoglądając na nienaturalnie powiększoną część mojego ciała i zamarłam, kiedy zauważyłam rysujący się pod skórą kształt drobniutkiej rączki; przykryłam go swoją dłonią i łapka zaraz znalazła się w innym miejscu. Przez jakiś czas tak bawiłam się z którymś z moich dzieci, płacząc przy tym z radości, bo cudownie było na moment zapomnieć o wszystkich problemach i móc skupić się na czymś tak przyjemnym, jak ciąża.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Onde histórias criam vida. Descubra agora