Pięćdziesiąt

133 14 0
                                    

Renesmee

Oups ! Cette image n'est pas conforme à nos directives de contenu. Afin de continuer la publication, veuillez la retirer ou télécharger une autre image.

Renesmee

Z każdym kolejnym dniem było już tylko lepiej. Rodzina miała do mnie mnóstwo pytań na które cierpliwie odpowiadałam, tym samym zacieśniając nasze relacje. Powoli zaczynałam czuć się prawie jak w domu – prawie, bo nie przełamałam się jeszcze, by zacząć mówić do bliskich per „tato", „babciu" albo „dziadku", by przypadkiem nie stawiać ich w dość kłopotliwej sytuacji. No i mimo wszystko pełną rodziną to my jeszcze nie byliśmy.

Niewygodny temat podziału „na dwa fronty" podczas ciąży mojej mamy nie wrócił i było mi to jak najbardziej na rękę. Tak powinno być, poza tym – jak zauważył Edward – w pewnych kwestiach przyszłość można było zmienić, po co więc zamartwiać się czymś, czego jeszcze nie było? W zamian sama obiecałam przestać przejmować się przyszłością i możliwymi komplikacjami, które mogłyby wyniknąć z powodu mojego pojawienia się.

– Nie miałaś wpływu ani na swoje pojawienie się tutaj, ani na jego skutki – powtarzali mi non stop – nie możesz więc brać na siebie wszystkich problemów i zmartwień.

Powoli zaczynałam im wierzyć.

Edward zachowywał się bardziej jak mój starszy, nieco nadopiekuńczy brat niż ojciec, ale taki układ też był dobry. Nasze relacje w kwestii uczuć się unormowały, mogłam więc swobodnie z nim rozmawiać, a nawet się przytulać, nie obawiając się, że odbierze to w jakiś niewłaściwy sposób. Esme i Carlisle z kolei zastępowali mi rodziców, choć uparcie unikali tematu tego, że będą razem – podejrzewałam, że wolą zostawić to przypadkowi albo po prostu nie wiedzą, jak powinni się w tej sytuacji zachować.

Doktor faktycznie przez dzień przytrzymał mnie w domu, by upewnić się, że moje omdlenia się nie powtórzą, a już następnego dnia wybrałam się z Edwardem na polowanie. Było to przyjemne doświadczenie, całkowicie niepodobne do naszego pierwszego wspólnego wypadu do lasu po moim pojawieniu się w Columbus – nie musiałam się bać, że nagle stanie się coś złego i tata po prostu odejdzie.

Pozbywszy się tak ciążącego sekretu, dopiero zaczynałam tak naprawdę żyć i wierzyć, że nawet jeśli nigdy nie będę miała możliwości powrotu do domu (a przynajmniej nie przez następnych osiemdziesiąt lat, bo prędzej czy później mieliśmy dożyć roku, który przymusowo opuściłam), będę naprawdę szczęśliwa. Tym bardziej, że miałam Gabriela, co było jedynie kolejnym czynnikiem, który sprawiał, że byłam w stanie normalnie funkcjonować.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że niejako zaniedbałam mojego anioła stróża. Od dnia, kiedy uciekaliśmy przed telepatami, przeskakując z gałęzi na gałąź, praktycznie go nie widziałam, nawet w snach. Wiedziałam, że gdzieś jest w pobliżu, ale ta nieobecność była odczuwalna i niemal bolesna, choć znosiłam ją naprawdę krótko. Nie rozumiałam dlaczego chłopak postanowił zrobić przerwę w naszych spotkaniach, ale nie zamierzałam czekać, aż kolejny raz postanowi dla mojego dobra się odizolować.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant