Sześćdziesiąt jeden

107 11 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Wszyscy w jednej chwili znieruchomieli i jednocześnie spojrzeli na drobną postać, stojącą w głębi korytarza. Dziewczyna – sądząc po głosie i budowie ciała – była niższa ode mnie, jej głos zaś należał zaś bez wątpienia do dziecka; mógłby być wręcz słodki i niewinny, gdyby nie wyczuwalny w nim chłód.

Jedynie jeden z obcokrajowców nijak zareagował na ostrzeżenie, które padło. Z jego ust wydobyło się groźne warknięcie, skierowane do Gabriela – chłopak wyglądał najwyraźniej na godniejszego przeciwnika niż którekolwiek z nas. Nim jednak mój ukochany jakkolwiek zareagował na groźbę ataku ze strony francuza, ten nagle krzyknął i chwyciwszy się za głowę, opadł na kolana. Jego współtowarzysze poruszyli się niespokojnie, ale żaden z nich nie zdecydował się mu pomóc.

– Powiedziałam: dość! – powtórzył dziewczęcy głos; jego właścicielka podeszła bliżej i zobaczyłam, że ma proste brązowe włosy i anielską twarzyczkę, w tym momencie jednak całkiem wypraną z jakichkolwiek emocji. Na widok jej krwistych, zimnych oczu, wpatrzonych uważnie w wijącego się na posadzce wampira, przeszły mnie ciarki. – Ktoś jeszcze? – zapytała po chwili, unosząc głowę i obrzucając spojrzeniem pozostałych nieśmiertelnych; postać u jej stóp momentalnie znieruchomiała i teraz jedynie dyszała ciężko, choć przecież oddech był wampirom zbędny.

Odpowiedziało jej milczenie. Bicie mojego własnego serca wydało mi się nagle zbyt głośne i wręcz dziwiłam się, że wampirzyca jeszcze nie zwróciła na mnie uwagi. Kuliłam się za Carlisle'em, w końcu uświadamiając sobie, że oto i mamy przed sobą słynną Jane Volturi – istną perełkę w kolekcji niezwykłych umiejętności Volterry.

Nasi niedoli przeciwnicy spojrzeli krótko po sobie i puściwszy się biegiem, znikając za najbliższym zakrętem korytarza. Ich wciąż oszołomiony po spotkaniu z Jane towarzysz, podniósł się dopiero po chwili i poszedł ich ślady, nie oglądając się za siebie. Choć cały incydent trwał może minutę, miałam wrażenie, że stoję napinając wszystkie mięśnie, już przynajmniej od dobrej godziny.

Wzdrygnęłam się, kiedy krwiste tęczówki przeniosły się prosto na Gabriela.

– Jak to się dzieje, że Licavoli za każdym razem wyprowadzają wszystkich w pobliżu z równowagi? – zapytała słodko; na jej ustach pojawił się uśmiech, który bynajmniej nie wydawał się być przyjazny.

Gabriel przeciągnął się leniwie.

– Nie mam pojęcia. Najwyraźniej z natury jesteśmy cholernie pociągający – zażartował takim tonem, jak prowadzić uprzejmą konwersację ze znajomą, a nie wampirzycą, wyglądającą na nałogową sadystkę.

Obrzuciła go chłodnym spojrzeniem, ale nic nie wskazywało na to, by jej spojrzenie choć w najmniejszym stopniu sprawiło mu ból; mogłabym przysiąc, że na chwilę skrzywiła się, jakby rozczarowana niepowodzeniem.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Where stories live. Discover now