Czterdzieści dwa

113 14 1
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Byłam zmęczona. Choć już powoli odzyskiwałam przytomność, wciąż nie mogłam zmusić się do uniesienia powiek. Ciążyły mi strasznie, podobnie jak całe ciało, osłabione i kompletnie poza moją kontrolą. Ledwo byłam w stanie zachować świadomość, wszystko bowiem zdawało się mnie popychać ponownie w bezpieczną ciemność, gdzie nie musiałam czuć ani bólu, ani zmęczenia. To była przyjemna perspektywa, ale ostatki rozsądku podpowiadały mi, że nie mogę pozwalać sobie na taki stan bez końca.

Nie byłam pewna jak wiele razy walczyłam o otwarcie oczu. Czasem mi się to udawało, ale jedynie na ułamki sekundy – zbyt mało by cokolwiek dostrzec bądź stwierdzić. Jedynie czasami coś poruszało się w pobliżu, jakiś cień czy postać, ale mimo usilnych starań, nie potrafiłam niczego więcej powiedzieć. Zmysły, podobnie jak ciało, odmawiały mi posłuszeństwa, raz za razem całkiem się wyłączając – wtedy najprawdopodobniej ponownie traciłam świadomość, by po przebudzeniu raz jeszcze zawalczyć o powrót do świata żywych.

Ile razy próbowałam? Nie wiedziałam. Mój umęczony umysł nie potrafił zliczyć wszystkich prób, poza tym praktycznie ich nie rejestrował. Pamiętałam jedynie ciemność, przerywaną czasami czymś więcej, nie potrafiłam jednak tego nazwać. No i naturalnie całkowicie straciłam orientację oraz poczucie czasu, nie byłam więc wstanie stwierdzić gdzie jestem, co się stało i ile czasu minęło.

Kiedy po raz kolejny spróbowałam otworzyć oczy, z niejaką ulgą odkrywał, że poszło mi to dużo lepiej. Co prawda powieki przestały mi opadać dopiero przy którejś z koeli próbie, ale ostatecznie udało mi się nie zapaść ponownie w pustkę. Wszędzie było ciemno, choć dostrzegałam jakieś niewyraźnie kształty i cienie, te jednak były zamazane; mój wzrok dopiero po chwili zaczął przyzwyczajać się do panujących warunków i obraz nabrał nieco ostrości, ale wciąż nie potrafiłam niczego stwierdzić.

Spróbowałam usiąść, ale to okazało się marnym pomysłem. Zaraz ponownie opadłam na coś miękkiego – prawdopodobnie poduszkę, choć nie byłam pewna skąd mogła się wziąć – a z moich ust wyrwał się cichy jęk.

Coś poruszyło się po mojej prawej stronie, a chwilę później czyjeś dłonie zacisnęły się na moich ramionach, nie pozwalając mi ponowić próby. Ktokolwiek mnie trzymał, po chwili zwolnił uścisk, po czym pogłaskał mnie dłonią po policzku; drugą rękę wsunął mi pod plecy i powoli podniósł mnie do pozycji siedzącej, mocno podtrzymując, bym znowu nie zasłabła.

– Nareszcie... – szepnął; głos był znajomy, ale nie potrafiłam go rozpoznać. – Już wszystko dobrze, aniele. Wszystko dobrze... – powtarzał cicho, po czym podsunął mi coś do ust. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to jakieś naczynie z wodą. – Pij. Masz gorączkę – nalegał głos.

Posłusznie wzięłam kilka łyków, dopiero teraz czując, jak bardzo jestem spragniona. Było mi gorąco, co potwierdzało słowa opiekującej się mną osoby. Ktokolwiek się mną zajmował, sprawiał, że czułam się naprawdę bezpieczna i tym bardziej pragnęłam zachować świadomość.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Where stories live. Discover now