Trzy

276 27 0
                                    

Renesmee

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Renesmee

Widzę dziecko. Na oko pięcioletnia dziewczynka, o miedzianych włosach i dużych czekoladowych oczach, krąży tam i z powrotem, wyraźnie znudzona. Różowa sukienka szeleści z każdym krokiem małej, w której w końcu rozpoznaję siebie. Obserwuję ją biernie z boku. Jestem i jednocześnie mnie nie ma; unoszę się gdzieś na uboczu, niezauważona przez nikogo.

Śnię. To musi być sen. Czuję się dobrze z tą świadomością. Muszę nawet przyznać, że jestem mile zaskoczona – nie podejrzewałam, że uda mi się spokojnie zasnąć, a co dopiero śnić o czymś miłym. Wiem, że gdybym chciała, mogłabym zapanować nad otaczającą mnie rzeczywistością, przekształcić to miejsce według swojego uznania, ale nie zamierzam tego robić.

Przyglądam się młodszej mnie, zaintrygowana i rozbawiona. Jest coś śmiesznego w sposobie w jaki się porusza, jak okazuje swoje zniecierpliwienie... No i ta różowa sukienka! Wtedy jeszcze Alice miała nade mną jakąkolwiek kontrolę i była w stanie mnie przekonać do wciśnięcia się w coś takiego. Obecnie za nic w świecie bym się na to nie zgodziła, musiałam jednak przyznać, że mała z mojego snu wygląda uroczo.

Dziewczynka jest coraz bardziej zniecierpliwiona. Uśmiecham się i podchodzę (podlatuję?) bliżej. Przyglądam się znajomej twarzyczce, którą delikatnie wykrzywia grymas; mała jest znudzona, stoi przy oknie, wspierając łokcie na parapecie i wyraźnie kogoś wypatrując. Mogę się założyć, że wiem kogo.

Rozglądam się dookoła. To niesamowite jak dokładna potrafi być pamięć. Pokój w którym się znajduję wygląda dokładnie jak przed kilkoma laty. Jestem w naszym kamiennym domku, w mojej sypialni; pomieszczenie różni się nieco od tego, które zajmuję obecnie, ale to jedynie kwestia wyglądu – niewielkie łóżeczko i pluszaki, dziś już wyparte przez bardziej praktyczne i stosowne do mojego wieku rzeczy. Oczywiście wieku psychicznego.

Nagle mała przy oknie zrywa się gwałtownie. Przyszedł. Wiem to i bez patrzenia w okno. To niezwykłe, ale potrafię nawet przywołać ten charakterystyczny piżmowo-korzenny zapach; już po chwili wypełnia on moje nozdrza, przynosząc ukojenie i sprawiając, że serce zaczyna wyrywać mi się z piersi. Dziwne, wcześniej nigdy tak na niego nie reagowałam, ale nie tym w tej chwili chcę się zajmować. Coś się między nami zmieniło, tak, czułam to i wierzyłam, że odpowiedzi na wszystkie moje pytania pojawią się same, podczas zbliżającego się ogniska na klifie.

Drzwi otwierają się i Jacob w końcu pojawia się w progu. Młodsza ja zaraz rzuca się w ramiona zmiennokształtnego. Wygląda to dość komicznie – wyrośnięty Indianin i niewielka pół-wampirzyca, która nie sięga mu nawet do pasa. Wyglądam jak laleczka w jego objęciach.

– Hej, mała.

Jego głos zdecydowanie lepiej brzmi w rzeczywistości, muszę jednak przyznać, że moja wyobraźnia całkiem nieźle potrafiła go odtworzyć. W jakimś stopniu zazdroszczę sobie samej; to żałosne, ale mam żal do pięciolatki za to, że może go dotknąć, że ją przytula... To żałosne, w końcu to sen, prawdopodobnie moje wspomnienie, ale mimo wszystko wolałabym być kimś więcej niż biernym obserwatorem. Chyba nawet wolałabym obserwować to wszystko oczami małej.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA I: BRZASK]Where stories live. Discover now