Rozdarcie

773 34 10
                                    

Bakugo

Nie mogę znowu tego zrobić. Wiem jak to się skończy. Za każdym razem jest tak samo, zakochuje się w słodkiej sierotce licząc że pomogę. W końcu jest punkt gdzie jest albo uratuje siebie albo zatoniemy razem, zawsze to zauważam za późno. Moje sierotki mają się tak samo źle lub nawet gożej a ja odkrywam nowe strachy czy awersje do czegoś. Miejsca które kochałem zamieniają się w szare nieprzyjemne rudery. Rzeczy, muzyka, znajomi, tak samo, stają się zniszczałe przez to że przypominają najgorsze chwile. Nawet ciało staje się czasem nie przyjemne, gdy sobie przypomnę co on robił. Westchnąłem przenosząc wzrok na plakat. Miałem nadzieję że tym razem będzie inaczej, że nie jest aż tak skrzywdzony. Łudziłem się. Taki po prostu jest mój typ, toksyczny. Mimo starań, przekonywania, prób, dobre osoby, takie z którymi mogłoby mi sie udać nie kręciły mnie, brakowało mi wkradania się do ich umysłów i odkrywania co tam jest. Najdłużej udało mi sie w zdrowym związku być z Kirim, ale w końcu zerwał widząc że uczucie jest jedno stronne. Teraz jesteśmy przyjaciółmi, co jest tak inne od zapowiedzi samobójstwa. Gdybym chociaż potrafił mówić tak aby było im lżej, wiedział jak zareagować na dane sytuacje. Oczywiście w takich momentach miałem pustkę i jedyne co mogłem zrobić to zacząć się nerwowo uśmiechać. Zawsze nawalałem. Nie chcię go zniszczyć ale tez nie widzę rozwiązania. Boi się odrzucenia, ale jeżeli znów w to wejdę, pozwolę mu sie oprzeć na sobie, to zranię nas oboje.

- Co mam kurwa robić? - szepnąłem zaciskając w pięści kołdrę. - Nie mogę znowu tego sobie zrobić. - już za wiele siebie zniszczyłem takimi związkami. Ukrywałem to ale, nie chciałem już więcej ran, a wyjątkowo zorientowałem się na czas że to ten punkt. Odwróciłem głowę w drugą stronę jakby to mogło mi pomóc. Rozumiałem go, miał swoje powody, mocne ale czy i tak mogłem coś zrobić? Zacząłem strzelać palcami aby w jakiś sposób uwolnić siłę. Było już późno i obudził bym wszystkich nocnym treningiem. Ta zabawa nic nie dawała. Palcami przeczesywałem włosy czasami mocniej ciągnąc. Nie mogę go tak zostawić, uzna to za potwierdzenie, potrzebuje mnie. Przeze mnie nasza relacja stała się łamana, w zasadzie friends with benefits ale bez seksu, mogłem to zatrzymać. Nie zrobiłem tego myśląc że jest inny od reszty, stabilniejszy, mocniejszy psychicznie. Godzinę temu skończyliśmy ze sobą pisać, z powodu sytuacji rodzinnej pojechał do domu. Chciał tam być, pomimo wszystko obawiał się że tym razem oni wszyscy go odrzucą. Czułem poczucie winy że tylko siedzę i pozwalam cierpieć. Gdybym miał pewność że sie uda już dawno na siebie przejąłbym jego problemy aby on był szczęśliwy. Wierzyłem że mimo wszystko wytrzymałbym to, że jestem bardziej odporny. Przeżyłem to już raz w końcu. Znów siegnąłem po telefon aby sprawdzić czy nie napisał, miałem włączone wibracje więc napewno bym usłyszał. Na ekranie widniało tylko powiadomienie z instagrama. Zgasiłem aparat i położyłem go sobie ciężko na mostku. Często tak robiłem w dobrych etapach związku, gdy jeszcze nie topią mnie we własnych smutkach wpychając coraz głębiej. Był to symbol przytulenia gdy nie mogliśmy być obok. Dzisiaj jednak był oznaką braku sił. To rozdarcie było straszliwe. Każdy z boku by powiedział "ratuj siebie skoro nie możesz obojga" ale miałem tę cholerną nadzieję. Usiadłem na brzegu łóżka i przetarłem twarz rękoma.

- Nie rób tego sobie. - szepnąłem nieco złamany. Czułem że podjąłem podświadomie decyzję, tą złą decyzję. Wstałem na nieco chwiejnych nogach i szybko zabrałem bluzę z krzesła. Starałem się być w miarę cicho aby nikogo nie obudzić i chyba się udało. Byłem na zewnątrz a ciepłe powietrze dusiło. Zawiązałem sobie bluzę u pasa aby się nie wracać i się zatrzymałem. Nie mogłem zrobić kroku, lub nie chciałem, już niczego nie byłem pewien. Przysiadłem na schodku, jego wyjątkowo zimna powierzchnia była masochistycznie miła. Położyłem na niej dłonie i przymknąłem oczy. Zobaczyłem go, zabijał się i czułem że to przeze mnie. Przeczucie nie mówiło jednak przez którą decyzję, może obie. Uspokuj się, jeszcze żaden z nich tego nie zrobił. Zawsze to zapowiadali, w przypadku jednego nawet po cichu liczyłem że faktycznie mu się uda, ale kończyło się na tym że musiałem zmienić grupę znajomych.

- Nie mogę go tak zostawić. - spróbowałem wstać ale mięśnie odmówiły mi współpracy. Zacząłem się "szarpać" jednak moje mentalne ruchy nie znajdowały odzwierciedlenia w rzeczywistości. - Muszę coś zrobić. - jęknąłem. Byłem załamany, niepewny, potrzebowałem kogoś aby się wygadać ale to ja byłem tym do którego przychodzili inni. Pomyślałem o Kirim ale nie chciałem go tym obciążać, miał własne problemy. Pochyliłem sie tak że moja głowa była między moimi nogami. Zacząłem głęboko oddychać aby się uspokoić, po chwili faktycznie zaczęło działać. Moje myśli nadal były chaotyczne ale odzyskałem możliwość swobodnego ruchu. Oczywiście było to dobrą wiadomością ale nadal nie wiedziałem co zrobić. Wstałem po dłuższej chwili i skierowałem sie do parku.

- Dlaczego to robisz? - spytałem sam siebie przecinając kolejną pustą ulicę. Nie mogłem jednak przestać, byłem za niego odpowiedzialny.
Ostatecznie dotarłem do jego domu, nic strasznego się nie działo, jeszcze. Widziałem że obok niego leżał jakiś nóż ale nie było nigdzie krwi. Podszedłem do zdziwionego i zarazem przeszczęśliwego w swym smutku chłopaka.

- Nie mogę cię zostawić. - przekroczyłem granicę. Usłyszałem jak zawsze że jestem tu tylko z litości, że tak naprawdę mam go gdzieś jak wszyscy, zaprzeczyłem. Znałem ten scenariusz ale nadal nie potrafiłem dobrać słów czy zachowań. Ostatecznie nocowałem u niego, on spał wtulony we mnie a ja tylko zastanawiałem się czy to błąd. Może w tym był mój problem, spodziewałem się końca. Spróbowałem o tym nie myśleć aby nie zapeszyć i tego związku. Następnego dnia wydawało się że Shoto czuje się lepiej, zachowywał się jak zawsze przy innych, zimny ale żywy. Wtedy też oficjalnie staliśmy się parą, dość późno patrząc na moje wcześniejsze związki. Było nam świetnie, choć jak zawsze zdarzały się te przytopienia, przynajmniej początkowo. Potem gdy chemia osiadła czułem że znów mam wodę w płucach, a stan Shoto jest nadal zły. Zerwałem, jak zawsze nie taktownie mimo starań. Nie przyszło mi to lekko, kilka miesięcy nosiłem się z tym. Historia zatoczyła koło tylko tym razem utrata tych miejsc, znajomych, samego mnie byłaby zbyt bolesna. Starałem się nie myśleć o tym ale ciężko gdy widzisz jak twój były przychodzi do szkoły w złym stanie, wiesz dlaczego, ale nie chce abyś się zbliżał mimo oficjalnego "przyjaciele".
------------------------------------
Taaaak... wraca ciężki klimat ale musiałam
Mam nadzieję że dobrze się macie i do przeczytania!

One Shoty z Boku no hero <3 cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz