Rozdział 89

1.5K 112 10
                                    

Postanowiłam, że zabiorę już z mieszkania wszystkie rzeczy, które chcę wziąć do rodzinnego domu na wakacje. Nie planowałam tego robić tak szybko. Miałam pomieszkać tu jeszcze parę dni, a spędzę ten czas u Lindsay, więc jestem zmuszona zostawić tu mały nieporządek. Spakowałam walizkę i sporą torbę podręczną. Opóźniłam też lodówkę z wszystkiego co w niej było, a wychodząc z mieszkania wyłączyłam prąd. Na wszelki wypadek.

*Lindsay*
Anniki nie było już długo, Loretta poszła, a Lexy nie opuszczała swojego pokoju. Siedziałam znudzona przed telewizorem i wtedy przypomniało mi się, że miałam zadzwonić do rodziców. Sięgnęłam po telefon i zrobiłam to.
- Cześć, Lindsay - odebrała moja mama.
- Cześć. Jak tam? Co słychać?
- To co zwykle. Cały ranek spędziłam dziś w ogrodzie wyrywając chwasty.
- Tylko się nie przepracuj.
- Spokojnie. Czuję się dobrze. A jak tam u ciebie, córeczko?
- W porządku.
- Rozmawiałaś z Bradleyem?
- Był tu kilka dni temu. Znów się pokłóciliśmy...
- Nie rozumiem cię. Takiego miałaś fajnego męża i nagle rozwód.
- Nigdy nie był tym, kogo chciałam. To się musiało tak skończyć.
- A kiedyś byłaś w nim taka zakochana. Już zapomniałaś pewnie. Taką byliście piękną parą...
- Mamo... - zirytowałam się. - Właściwie, to dzwonię, by spytać czy mogę zostawić wam Lexy na trzy dni. Chcę gdzieś jechać.
- A gdzie? - przerwała mi.
- Zostałam zaproszona do kogoś, kto mieszka daleko.
- A do kogo jedziesz? Masz już nowego faceta?
- Mamo... Prosiłam cię już ostatnio. Nie chcę rozmawiać o facetach...
- Ale dlaczego? Nie jesteś już najmłodsza, Lindsay. Lepiej jak sobie kogoś poszukasz jak najszybciej. Póki jeszcze masz urodę. Masz jeszcze szansę wyjść drugi raz za mąż. Zrób to lepiej. Bo potem na starość będziesz się czuła samotna. Lexy dorośnie, wyprowadzi się i zostaniesz sama. Mówię ci, poszukaj sobie faceta.
- Oh, no dobrze... - zgodziłam się, by nie męczyła mnie już dłużej. - To zajmiesz się Lexy? Pytałam się i bardzo się ucieszyła, że spędzi trochę czasu z babcią i dziadkiem.
- Dobrze, dobrze. Może pomoże mi w ogródku - zaśmiała się. - A czemu nie chcesz, by została u Bradleya?
- Nie chcę go o nic prosić, a poza tym to moja córka. Nie oddam mu jej.
- Powinnaś się z nim dogadać, wiesz?
- Wiem...
- Zadzwoń lepiej do niego i umówcie się. Ostatnio mówiłaś, że chce, żeby Lexy mieszkała z nim. Chyba się na to nie zgodzisz.
- Nie, nie oddam mu jej.
- To umów się z nim i obgadajcie to na spokojnie. I przestań się z nim kłócić.
- Chciałabym...
- To dzwoń, dalej. Powiedz jeszcze tylko kiedy przywieziesz Lexy.
- W piątek za tydzień. Przypomnę ci jeszcze dzień wcześniej.
- Dobrze. To do zobaczenia.
- Cześć.
Rozłączyłam się.
Eh... Czasem mama denerwuje mnie tym swoim gadaniem i pouczaniem mnie, ale wiem, że po prostu chce dla mnie dobrze... Nie wiem jak ona przyjmie, że spotykam się z dziewczyną. Bo przecież kiedyś będę musiała jej powiedzieć. Będzie zła, wiem to... Pewnie zacznie mnie pouczać, że sobie za dużo wyobrażam albo, że to chore i lepiej, żebym miała faceta...
Jednak mama ma rację w jednym. Muszę w końcu pogadać z Bradleyem i przestać się z nim kłócić.
Wybrałam do niego numer. Za pierwszym razem nie odebrał. Za drugim już tak.
- Co? - powiedział
Milczałam przez chwilę. Naprawdę żałuję, że kiedyś zaczęłam udawać miłość do niego... Byliśmy świetnymi przyjaciółmi. Tak by mogło być do teraz...
- Pamiętasz jak się poznaliśmy...? - spytałam.
- Tak. O co ci teraz chodzi?
- To jak się poznaliśmy?
Cisza.
- Nie pamiętasz? - spytałam.
- W szkole podstawowej.
- Mhm - uśmiechnęłam się. - Na matematyce pan kazał mi usiąść z tobą w ławce. Najpierw nie chciałam, ale potem cię polubiłam. Szybko się zaprzyjaźniliśmy.
- I co z tego?
- Nie są to dla ciebie miłe wspomnienia?
- ...no są.
- Dla mnie też. Stworzyliśmy wtedy najlepszą paczkę przyjaciół w szkole. Inne szybko się rozpadały, a my byliśmy razem aż do czasów studiów. Ty, ja, moja Charlotte, Daniel Clarkson, Jordan Evans, Logan Sherman i Calleigh Atkinson... właściwie nazywała się wtedy Hussain. To były świetne czasy.
- Były, były...
Uśmiechnęłam się.
- Pamiętasz jak znaleźliśmy tę opuszczoną działkę?
- Nasza baza - zaśmiał się. - Pamiętam jak Daniel prawie wpadł do piwnicy przez dziurę w podłodze, jak weszliśmy tam pierwszy raz. Dureń.
- Tak. Calleigh i Charlotte go zatrzymały w ostatniej chwili. Słabo by było jakby tam wpadł. Jeszcze by sobie coś zrobił.
- Żeby się nic nie stało potem zakryliśmy tą dziurę deskami.
- Długo się tam spotykaliśmy. Potem ktoś kupił tą działkę i wyburzyli te ruiny. Smutno nam było.
- Życie. I tak wtedy już większość była w klasach maturalnych. Było mniej czasu na spotkania. A jeśli już woleliśmy chodzić na dyskoteki.
- Tak. A Charlotte szczególnie. Uwielbiała tańczyć. Calleigh też.
- Też lubiłem. Na dyskotece poznałem swoje obie byłe dziewczyny.
- Pamiętam. Fajnie było. Tylko Calleigh denerwowała mnie swoją obsesją na punkcie chłopaków. I tym, że, no... w pewnym momencie to się praktyczne puszczała. I jeszcze namawiała do tego moją dziewczynę...
- Charlotte była już wtedy twoją dziewczyną?
- Tak. Została nią, gdy miałyśmy po szesnaście lat.
- I nikt z nas tyle lat nic nie zauważył?
- Nie mówiło się wtedy publicznie o osobach homoseksualnych. Nikt o tym nie myślał na codzień.
- Charlotte też była homo, tak? Czyli te wszystkie historie i plotki, że ona i Jordan...?
- Tak. To było zmyślone. Nie znosiła żartów na jej temat i wolała zmyślać, że kogoś ma lub miała, niż się przyznawać, że nie lubi chłopaków. Ja nigdy nie lubiłam kłamać, ale i nie chciałam mówić prawdy, więc po porostu mówiłam, że nie mam i nie wiem czy będę miała chłopaka.
- Chłopaki zawsze mówili do was "dziewice". Do ciebie jeszcze "święta".
- Obie tego nienawidziłyśmy, ale ja wolałam ich ignorować.
- Ja tak nie mówiłem. Podobało mi się to, że byłaś taka delikatna. Piękna blondyneczka nietknięta przez nikogo... Byłaś dziewczyną jakiej chciałem.
- Oj, byłam "nietknięta" tylko pozornie. Należałam do Charlotte.
- Dlaczego nie chciałyście nam o sobie powiedzieć?
- A jaka była twoja reakcja, kiedy ci ostatnio powiedziałam? Powiedziałeś, że jestem nienormalna, że się powinnam leczyć, że jestem obrzydliwa... A ja po prostu kocham i chcę kochać...
- Co się dziwisz? Postawiłaś mi świat do góry nogami... - westchnął. - No, ale nie powiedziałem tego wszystkiego z powodu, że lubisz dziewczyny, tylko szokujący jest dla mnie wiek tej twojej Anniki... Ona ma prawie tyle lat, co Lexy. To jest dziecko.
- Wiem, że jest młoda... Wiesz... Gdybyś ją chciał poznać od razu byś zauważył, że jest podobna do Charlotte. I z wyglądu, i z charakteru.
- Dlatego ci się tak podoba?
- Po części. Dlatego, że taka jest ją zauważyłam. Jest młoda, ale nic z tym nie zrobię. Raz przez to byłyśmy pokłócone, ale na codzień nie przeszkadza nam różnica wieku. Anni jest cudowna.
- Może i ci wierzę, ale nie podoba mi się to...
- Jesteś zazdrosny, rozumiem, nie szkodzi. Też bym była na twoim miejscu.
- No jestem, ale nie tylko o to chodzi. Dla mnie to za duża różnica wieku. Tym bardziej, że nasza córka ma tyle lat co ona. Dlatego nie pozwolę na to, by Lexy na was patrzyła. Mimo wszystko nie chcę, by została z tobą.
- Ale Lexy lubi Annike. Nie przeszkadza jej.
- Nie obchodzi mnie to. Nie przekonasz mnie. Będę walczył o to, by została ze mną. A teraz muszę kończyć. Cześć, Lindsay.
- Spotkamy się?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł...
- Proszę. Porozmawiajmy o tym wszystkim na spokojnie. Lexy musi zostać u mnie. Musi.
- No dobra. To kiedy? Ale nie próbuj mnie przekonywać do zmiany zdania.
- Może pierwszego lipca? Znajdziesz czas?
- Nie lepiej w weekend za tydzień?
- Mam już plany.
- No dobrze. Może być ten pierwszy.
- W naszej ulubionej kawiarni, dobrze? - uśmiechnęłam się.
- Zgoda. Cześć.
- Do zobaczenia.
Rozłączył się.
Chyba dobrze wyszło. Tak myślałam, że wspomnienia z przeszłości załagodzą napiętą atmosferę między nami. Dla mnie Bradley ciągle jest tym samym chłopakiem, co wtedy. Lubię go i tyle. Mimo wszystko go lubię.
Po godzinie wróciła Annika. Przyniosła ze sobą walizkę i torbę.
- Aż tyle rzeczy ci u mnie potrzebne? - zaśmiałam się.
- Nie. Po prostu spakowałam już wszystko co chcę zabrać do rodziców. Nie będę już wracać do mieszkania przed wyjazdem.
Wyjęła z torby siatkę foliową.
- Przyniosłam jedzenie, które miałam w domu. Zepsułoby się przez tyle czasu, więc przyniosłam tobie. Oczywiście też będę jadła, żeby nie było. Włóżę do lodówki - podeszła do niej i włożyła parę rzeczy. - Jest ser żółty, salami i dwa jogurty.
- Dobrze, Anni - uśmiechnęłam się.
- A ty co robiłaś przez ten czas? - spytała. - Loretta poszła?
- Tak. Jakąś godzinę temu. I tak długo była. Tak samo długo jak ciebie nie było. Było bardzo miło. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, jak zawsze - zachichotałam. - No i dzwoniłam do mamy i do Bradleya.
- Po co do niego?
- Umówiliśmy się by porozmawiać na spokojnie o rozwodzie.
- A, rozumiem.
- Jest mi naprawdę trudno, Anni...
Usiadła obok mnie.
- Spokojnie, masz mnie - uśmiechnęła się i cmoknęła mnie w policzek.
- Boję się bardzo... - przytuliłam się do niej. - Boję się, że stracę córkę...
- Będzie dobrze. A nawet jeśli sąd przyzna jemu opiekę nad nią, to pamiętaj, że mimo wszystko Lexy cię bardzo kocha i na pewno będzie cię często odwiedzać.
- Masz rację, jednak wolałabym by mieszkała na codzień ze mną...
- Wiem.
Uśmiechnęłam się.
- Wiesz co dzisiaj jest? - spytałam.
- Niech zgadnę... Trzecia miesięcznica?
- Tak. Już trzy miesiące jestem twoją dziewczyną.
Pocałowała mnie.
- Wyobrażasz sobie tak świętować pierwszą rocznicę? Potem drugą, trzecią, dziesiątą, piętnastą... - spytała uśmiechnięta.
- Każdy z tych dni będzie bardzo wyjątkowy. Będę szczęśliwa, że cię mam tak jak dzisiaj, wczoraj i jak jutro.
- Ja też.
Cztery dni później wybrałam się na umówione spotkanie z Bradleyem. Denerwowałam się. Pocieszało mnie tylko to, że w miejscu publicznym, jakim jest kawiarnia, raczej nie będzie na mnie krzyczał. Ale dyskusja może być burzliwa.
Byłam pierwsza na miejscu. Zajęłam miejsce przy jednym stole i zamówiłam dwie kawy. Bradley zjawił się po paru minutach.
- Cześć, Lindsay - usiadł przede mną.
- Cześć. Jak tam u ciebie?
- W porządku. A u ciebie?
- Też.
- Jak się czuje Lexy?
- Jest ostatnio jakaś inna. Bardziej zamknięta w sobie... Myślę, że to przez nasz rozwód. Niedługo jej przejdzie.
- Chciałbym się z nią zobaczyć.
- Przekażę, by do ciebie zadzwoniła.
Kelnerka przyniosła kawę dla nas obu.
- To o czym chciałaś rozmawiać? - spytał.
- Chyba pamiętasz co stało się ze mną po śmierci Charlotte...
- Bardzo było z tobą źle... Opiekowałem się tobą, żebyś do reszty się nie załamała. Aż żal było na ciebie patrzeć...
- Przeżywałam... Wiesz co ostatecznie pozwoliło mi wrócić do siebie? Nie ty, nie Lora... Dopiero urodzenie Lexy. Jest moim całym światem, nie możesz...
- O nie - przerwał mi. - Nie próbuj brać mnie na litość. Dobrze wiem, że od lat wszystko z tobą w porządku. Poza tym, jak zamieszka ze mną będziesz mogła się z nią widywać.
Westchnęłam.
- Twój upór jest niemożliwy do pokonania...
- Taki jestem.
- A czy... Nie możemy spytać Lexy, z którym z nas chce mieszkać? Przecież tu chodzi o jej dobro. Niech ona zdecyduje z kim chce mieszkać. Jeśli wybierze ciebie zgodzę się na to. Ale na siłę mi jej nie odbierzesz.
Zastanowił się chwilę.
- No zgoda. Porozmawiajmy z nią wspólnie - powiedział.
- Jeśli się zgodzisz możemy jeszcze dzisiaj. Chcę mieć to już za sobą i w końcu spać spokojnie, bez obaw, że ją stracę.
- Czy twoja... dziewczyna jest teraz u ciebie?
- Tak, a co?
- Nic... Wolałbym jej nie spotkać, bo naprawdę jak ją widzę to mnie krew zalewa. Taka mała gówniara, a posuwała moją żonę i jeszcze mi ją odbiła.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Zazdrość, rozumiem... Mogę tylko przeprosić, że miałam z nią romans zamiast od razu się z tobą rozwieść. Ale czasu nie cofnę.
- Wiem, że i tak byś mnie zostawiła... Przykro mi, że nie umiałem dać ci szczęścia... Nienawidzę jej, ale może chociaż ona ci je da... Przyjmuję porażkę z pokorą...
- I tak dziękuję ci za wszystkie lata razem. Byłam szczęśliwa, że przy mnie byłeś, ale jako przyjaciel. Opiekowałeś się mną chociaż nie musiałeś.
- Chociaż coś... - uśmiechnął się lekko i złapał mnie za rękę.
- Będziemy przyjaciółmi?
- Cóż... Prawda jest taka, że straciłaś moje zaufanie. Nigdy już nie będzie tak samo. Złamałaś mi serce tym, co zrobiłaś. No ale rozumiem, że kochasz tę dziewczynę, że jesteś homo, że dużo przeszłaś i tak dalej. Możemy być kolegami. Znajomymi. Nie możesz być moją przyjaciółką, bo zwyczajnie po tym wszystkim już ci nie ufam.
- W porzadku. Chciałabym po prostu utrzymywać z tobą dobry kontakt. Jesteś w końcu ojcem mojej córki. Lexy będzie nas łączyć już zawsze.
- Tak... Ale powiedz mi szczerze. Zanim poznałaś Annike, czy chciałaś czasem odejść?
- Czasem. Ale nie robiłam tego, bo chciałam dobrze dla naszej córki.
- Często o tym myślałaś?
- Zaczęło się od dnia, kiedy pierwszy raz poszłam z tobą do łóżka... Bez urazy, ale... To było dla mnie straszne doświadczenie. Jako lesbijka przeżywałam bardzo.
- Więc po co to zrobiłaś?
- Dla ciebie... Nie chciałam, ale ty tak. Podjęłam decyzję, by ukryć orientację, więc musiałam zrobić wszystko czego ode mnie oczekiwałeś. Nawet to.
- W gruncie rzeczy to smutne. Robiłem ci krzywdę nie wiedząc o tym...
- Nie, to nic. Z czasem się przyzwyczaiłam. Nie mam ci tego za złe, naprawdę. Jest ok.
- Ja sobie mam. Jestem zły na siebie, że nie zauważyłem twojego pociągu do kobiet jeszcze za czasów, gdy Charlotte żyła. Może gdybym wiedział nie chodziłbym tak za tobą i próbował się umówić.
- Czasu nie cofniemy. Wyszło jak wyszło...
- Tak...
- Masz może kogoś na oku? - uśmiechnęłam się.
- To znaczy?
- Nową dziewczynę.
- Nie. Myślę, że to jeszcze za wcześnie. Potrzebuję jakiś czas pobyć sam i przetrawić to wszystko. Byłaś w końcu miłością mojego życia.
- W porządku. Rozumiem.
Spędziliśmy w kawiarni dwie godziny na rozmowie. Potem razem udaliśmy się do mojego domu.
- Lexy, chodź na chwilkę! - zawołałam tuż, po wejściu do domu.
Blondynka szybko zjawiła się przed nami.
- Tata! - ucieszyła się na jego widok i przytuliła go.
- Cześć, kochanie. Tęskniłem za tobą.
- Mamo, czy ty i tata znowu będziecie razem? - uśmiecha się do mnie.
- Lexy... Tłumaczyłam ci już... No, ale nie szkodzi. Wytłumaczę ci jeszcze raz. Chodź, musimy porozmawiać. Całą trójką usiedliśmy przy stole w kuchni.

////////////////
I jak? Dogadają się chyba, co? ^^ Koniecznie napiszcie jak wam się podobał rozdział. ^^
Do następnego 💕😁

AnglistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz