*Lexy*
Kilka ostatnich dni próbowałam dodzwonić się do mamy, by spytać co u niej, ale wciąż nie odbierała. Za którymś razem zaczęło mnie to martwić. Postanowiłam ją odwiedzić. W piątek po szkole pojechałam do niej. Drzwi od domu były otwarte.
- Mamo..? - zawołałam wchodząc do środka.
Nikt nie odpowiedział.
- Mamo! - zawołałam głośniej.
Cisza.
Zajrzałam do kuchni, do salonu, ale nigdzie jej nie było. Dom zdawał się być pusty. Może gdzieś wyszła i zapomniała zamknąć?
Poszłam po schodach do góry. Otworzyłam drzwi dawnego swojego pokoju. Wszystko stało tak jak to zostawiłam.
- Mamo! - zawołałam jeszcze raz.
Chyba jej nie ma.
Już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam jak coś runęło na podłogę w sypialni mamy. Szybko podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Była tam. Leżała na dywanie przy łóżku, jakby chwilę temu z niego spadła.- Mamusiu... - podbiegłam do niej zmartwiona.
- Lexy...? - powiedziała cichym, słabym głosem.
Kucnęłam przy niej. Zwykle zadbana, umalowana, uśmiechnięta, teraz była w opłakanym stanie. Czerwone, podkrążone oczy, nieuczesane, nieumyte włosy. Wyglądała okropnie.
- Mamusiu, co się stało? - spytałam. - Pomogę ci wstać.
- Nie wstanę... Nie mam siły... - skuliła się zasłaniając twarz rękoma.
- Co się stało? - spytałam znowu.
- Straciłam pracę, ukochaną córeczkę i Annikę...
- Nie jesteś już z Anniką?
- Bardzo ją kochałam, ale spotykało ją z mojego powodu zbyt wiele złego... Krzywe spojrzenia, komentarze, wyrzucono ją nawet ze szkoły. Myślałam, że w tych czasach dwie dziewczyny razem zostaną zaakceptowane, ale myliłam się.... Nie byłyśmy akceptowane... Uwolniłam ją od siebie. Niech znajdzie sobie inną dziewczynę, w swoim wieku, która właściwie się nią zaopiekuje... Ja nie mam już nic... Nie mam po co żyć...
- Mamo, nie mów tak... Wstań, proszę... - złapałam ją za ręce. - Potrzebujesz czegoś? Zrobić ci coś do jedzenia, do picia?
- Od czterech dni nie mogę jeść... piłam trochę wody, ale teraz już nawet nie mam siły po nią iść...
- Nie możesz tak... Przecież ty się wykończysz...
- Wiem... A co innego mogę...?
Z oczu popłynęły mi łzy.
- Mamo, proszę... Wstań z ziemi... - powiedziałam.
Nie zareagowała.
- Dlaczego to robisz...? Kocham cię, mamo... Proszę, wstań...
Czułam się coraz bardziej winna temu. Nawet ja byłam przeciwna jej związkowi... Też przeze mnie się rozstały i mama teraz cierpi... Próbowała mi pokazać, że jej dziewczyna jest w porządku, a ja wciąż upierałam się, że nie chcę jej znać... Sama nakręcałam się na nienawiść do niej, a na koniec jeszcze, żeby ostatecznie postawić na swoim wyprowadziłam się. To było takie samolubne...
- Mamo, przepraszam, że cię opuściłam... Przynieść ci wody do picia? - spytałam.
Pokiwała na tak, więc szybko pobiegłam do kuchni po szklankę wody. Wróciłam do niej i pomogłam jej usiąść. Oparła się plecami o szafkę a bokiem o łóżko. Podałam jej szklankę wody, ale nie potrafiła jej utrzymać w dłoniach. Była za słaba. Pomogłam jej więc przytrzymać szklankę, żeby mogła się napić. Wciąż płynęły mi łzy z oczu. Martwiłam się o nią. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
- Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić...? - spytałam.
Położyła dłoń na mojej.
- Kocham cię, córeczko... - powiedziała cicho.
- Jak ci mogę pomóc?
Nic nie odpowiedziała. Tylko na mnie patrzyła. Czułam się taka bezsilna... Jeśli jej nie pomogę, to może się jej stać coś złego... A co mam zrobić, jeśli ona nie chce mi nic powiedzieć...?
- Mamo... - przytuliłam ją.
Delikatne zaczęła głaskać mnie po plecach.
- Wrócę do ciebie, obiecuję. Znów się tu wprowadzę. Będę z tobą mieszkać, obiecuję, tylko powiedz mi jak mogę ci pomóc... Ja sama nie wiem...
Znów nic nie odpowiedziała.
- Przyniosę ci drugą szklankę wody, tak...?
Pokiwała na tak.
Wyszłam do kuchni. Postawiłam szklankę na stole, usiadłam przy nim i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. To przeze mnie... Ja też przyczyniłam się do tego, że mama nie jest już z Anniką... Jak mam to teraz naprawić...? Ona mnie nie chce słuchać... Taty raczej też nie posłucha... Najlepiej przyprowadzić tu Annikę, ale nie wiem gdzie ona mieszka. Mama raczej mi nie powie, a tata nie wie. Kto może wiedzieć...? Może pani Loretta? Ona jest przyjaciółką mamy. Znają się od bardzo dawna i razem pracowały. Może ona będzie wiedziała gdzie Annika mieszka.
Nalałam wody do szklanki i wróciłam do mamy.
- Mamo? Czy zadzwonić po panią Lorette? - spytałam.
- Lepiej nie... Ona ma swoje zajęcia...
Postanowiłam jej nie słuchać. Odszukałam telefon mamy.
- Jaki masz kod do telefonu? - spytałam.
- 10041998... - powiedziała.
Odblokowałam jej telefon i odszukałam numeru do jej przyjaciółki.
- Nie dzwoń do niej... - mówiła wciąż.
Wyszłam na korytarz i mimo wszystko zadzwoniłam.
- Lindsay? - odebrała. - Co się z tobą dzieje? Dlaczego wciąż nie odbierasz ode mnie telefonów?
- Pani Loretto? To ja, Lexy - powiedziałam.
- Lexy...? Ty płaczesz? Co się stało, kochanie? Dlaczego dzwonisz z telefonu mamy?
- Z moją mamą jest bardzo źle... Nie chce nic jeść, jest bardzo słaba i nie potrafi wstać z podłogi... Nie chce mi powiedzieć jak jej pomóc, a ja nie wiem co jeszcze mogę dla niej zrobić... Mówi, że nie ma po co żyć... Niech pani tu przyjedzie, proszę...
- Mój Boże, zaraz przyjadę, Lexy. Dziękuję, że po mnie zadzwoniłaś. Przyjadę jak najszybciej.
Rozłączyła się. Po piętnastu minutach już była na miejscu. Musiała jechać bardzo szybko, że zajęło jej to tak mało czasu. Kiedy usłyszałam, że weszła do domu od razu po nią pobiegłam.
- Pani Loretto! - zawołałam stając na piętrze przed schodami.
Wbiegła po schodach na górę.
- Gdzie jest Lindsay? - spytała zmartwiona.
- W sypialni.
Poszłyśmy tam razem. Przyjaciółka mamy złapała się za głowę, kiedy ją zobaczyła.
- Oh, Lindsay... - usiadła przy niej na podłodze. - Co ty sobie znowu zrobiłaś, kochana...?
- Lora...? - popatrzyła na nią.
- Miałaś po mnie dzwonić jak źle się poczujesz. Kiedy ty ostatnio spałaś? Kiedy w ogóle opuszczałaś sypialnię? Jak mogłaś doprowadzić się do takiego stanu...?
- Jak mam żyć, kiedy straciłam wszystko, co miałam...? Lexy mnie zostawiła, wyrzucili mnie z pracy, stale krytykowali mnie i Annikę... Dla jej dobra uwolniłam ją od siebie, ale... Wciąż o niej myślę... Nie mogę bez niej żyć...
- Nie możesz się załamywać. Nie straciłaś wszystkiego. Masz przecież mnie, masz innych przyjaciół. A teraz koniecznie musisz jechać do szpitala. Przecież ty jesteś kompletnie odwodniona i taka słaba... Nie wolno ci doprowadzać się do takiego stanu, rozumiesz? Swoim cierpieniem nie pomożesz ani sobie, ani nikomu innemu.
- Nie pojadę...
- Lindsay, proszę cię... Ja cię potrzebuję, twoja córka cię potrzebuje - wskazała na mnie. - Popatrz na nią. Płacze.
Mama skierowała na mnie wzrok mrużąc oczy.
- Mamo... - powiedziałam.
- Bardzo wielu ludzi cię kocha, Lindsay. Nie rób nam tego, daj sobie pomóc.
- Annika... - szepnęła.
- Jestem pewna, że ona też wciąż cię kocha. Zerwałaś z nią pod wpływem emocji, a teraz przez to jeszcze bardziej cierpisz.
- Pani Loretto? - spytałam.
- Tak? - popatrzyła na mnie.
- Porozmawiajmy... - wyszłam na korytarz.
- Co się dzieje, Lexy? - spytała i podeszła do mnie.
- Myślę, że... Dobrze by było, żeby Annika tu była. Mama ją naprawdę bardzo kocha. Teraz już to wiem... Wie pani gdzie ona mieszka?
- Wiem. Lindsay mówiła mi kiedyś. Chyba masz rację. Tylko ona może pomóc Lindsay.
- Możemy po nią pojechać?
- Nie wiem czy to dobry pomysł, by zostawić twoją mamę samą. Ona jest tak słaba, że może w każdej chwili zemdleć.
- To co możemy zrobić?
- Może ja po nią pojadę? A ty zostaniesz z mamą?
- Muszę też jechać. Byłam niesprawiedliwa w stosunku do Anniki i to ja muszę ją poprosić, by wróciła do mamy. Muszę ją też przeprosić...
- No dobrze. Zobaczę jak się czuje twoja mama i szybko pojedziemy.
Wróciła do sypialni. Razem pomogłyśmy mamie wejść z powrotem do łóżka.
- Zaraz wrócimy, Lindsay... - czarnowłosa pogłaskała po głowie swoją przyjaciółkę. - Już wiem co sprawi, że pozwolisz sobie pomóc. To zajmie chwilkę. Gdyby zaczęło ci się robić słabo natychmiast do mnie dzwoń, dobrze?
- Dobrze...
Loretta przytuliła moją mamę i razem wyszłyśmy z domu. Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy w stronę miasta.*Annika*
Wróciłam ze szkoły do mieszkania. Dzień piętnasty od kiedy straciłam swoją radość i chęci do życia. W prawdzie mam nowe koleżanki w szkole, ale wciąż brakuje mi mojej dziewczyny... Moja blondyneczka... Dlaczego tak postąpiłaś...? Dlaczego uległaś krytyce choć obiecywałaś, że będziemy razem na zawsze...? Nigdy nie czułam, że mnie ograniczasz... Nie wiem dlaczego myślałaś, że tak... Ciekawe co teraz u ciebie... Czy masz już nową pracę, może i nawet nową dziewczynę...? Zakręciła mi się łza w oku. Nie wiem czy kiedykolwiek zdołam zapomnieć o mojej jedynej Lindsay...
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko wytarłam łzy z oczu i poszłam otworzyć. Zdziwiłam sie, gdy ujrzałam przed sobą Lexy Lloyd. Miała czerwone oczy od płaczu.
- Lexy...? Co ty tutaj robisz...? - spytałam.
- Annika... Na samym początku chciałam cię przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie... Uparcie mówiłam, że cię nienawidzę zamiast spróbować zaakceptować twój związek z moją mamą...
- To miłe, że rozumiesz i przepraszasz, ale to już nic nie da. Ja i twoja mama nie jesteśmy już parą....
- Tak, wiem... Dlatego właśnie tu jestem. Musisz pojechać ze mną do mojej mamy. Ona cię kocha i potrzebuje.
- Zerwała ze mną. Bardzo mi jej brakuje, ale nie mogę na siłę pakować się w jej życie, skoro mnie tam nie chce...
- Nie rozumiesz. Z mamą stało się coś strasznego... Wygląda okropnie i jest bardzo słaba. Chyba się załamała... Twierdzi, że cztery dni temu jadła, ale jej nie wierzę. Wygląda jakby nie jadła tydzień albo i więcej. Jest bardzo słaba. Nie pozwala sobie pomóc i mówi, że nie ma po co żyć. Tylko ty możesz jej pomóc... Ona cię kocha...
- Co...? - poczułam silne ukłócie w sercu. - Jak to się załamała...?
- Mówi, że straciła wszystko co miała i nie ma już nic. Wiem, że to mama zerwała z toba, ale musisz do niej pojechać. Tylko ty możesz jej pomóc...
Bałam się o Lindsay. Wiedziałam, że już kiedyś załamała się po rozstaniu i, że jeśli do niej nie pojadę stanie się jej coś złego. Czułam również, że dzięki temu spotkaniu może uda mi się ją odzyskać.
- Pomogę. Jedźmy szybko - pobiegłam do pokoju po klucze, zamknęłam mieszkanie i poszłam z Lexy.
- Skąd wiedziałaś gdzie mieszkam? - spytałam.
- Pani Loretta mnie tu przywiozła. Czeka na dole.
Zjechałyśmy windą na dół i razem z Lexy, i Lorettą pojechałyśmy pod dom Lindsay. Czułam strach. Nie wiedziałam w jakim dokładnie stanie zobaczę byłą dziewczynę ani jak zareaguje na mój widok. Wiedziałam za to jedno. Wciąż ją kocham i nie pozwolę, by działo się jej coś złego.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce Lexy i Loretta zaprowadziły mnie do sypialni Lindsay. Weszłam do środka. Moim oczom ukazał się przejmujący widok. Blondynka leżała skulona na łóżku. Wyglądała jak nie ona. Czerwone oczy, blada skóra, nieumyta, niezadbana...
- Lindsay... - szepnęłam kładąc rękę na ustach z przejęcia.
- Annika...? - powiedziała cicho.
Podeszłam do niej.
- Co ci się stało, Lindsay...? - przyglądałam się jej z bliska.
Wyglądała naprawdę bardzo źle.
- Annika... - złapała mnie za rękę i delikatnie ściśnęła.
- Już dobrze, Lindsay... Jestem. Kocham cię i nie pozwolę, byś dłużej sobie to robiła. Żałuję, że pozwoliłam ci odejść. Powinnam cię wtedy zatrzymać... Jedziemy do szpitala. Lekarze muszą ci pomóc zanim ci się coś stanie...
- Tyle razy mówiono nam, że nie możemy być razem, a ty wciąż mnie kochasz...?
- Nie było dnia, żebym o tobie nie myślała. Uwierz mi, słoneczko, nawet jeśli cały świat bedzie przeciw, ja wciąż będę z tobą. Ty jesteś dla mnie najważniejsza. Ważniejsza od wszystkiego innego... - zaczęłam płakać. - Cokolwiek się stanie, chcę być twoją dziewczyną...
- Wyrzucono cię z wymarzonej szkoły...
- Ale talentu i pasji mi nie odbiorą. Szkoła to nie wszystko. Jest mnóstwo kursów, studiów fotograficznych. Czy muszę akurat kończyć technikum? Nie. A ciebie mam jedną jedyną. Nic nie zabolało mnie w życiu bardziej niż twoje słowa, że nie chcesz ze mną być dla mojego dobra. Jesteś moim całym światem, Lindsay. Nigdzie nie znajdę dla siebie kogoś lepszego, bo mam już swojego aniołka, swoją księżniczkę, miłość mojego życia. Wróć do mnie, Lindsay.
Blondynka lekko się uśmiechnęła i popatrzyła na nasze dłonie.
- Przepraszam... - szepnęła.
- Wybaczam ci wszystko. Teraz już wiem jaka jesteś i jaki ma na ciebie wpływ krytyka innych. Mogłam to zauważyć wcześniej, ale czasu nie cofnę. Będę cię przed tym chronić. Nie odstąpię cię na krok dopóki nie będę pewna, że wiesz, co do ciebie czuję. Każdego dnia będę cię zapewniać o tym, że jesteś miłością mojego życia i że jestem z tobą najszczęśliwsza na świecie. A teraz, proszę, pozwól sobie pomóc. Wstaniesz sama czy mam zadzwonić na pogotowie, żeby po ciebie przyjechali?
- Chyba wstanę...
Pomogłam jej się podnieść i stanąć na nogach. Objęła mnie rękoma wokół szyi i przytuliła się do mnie.
- No chodź... - wzięłam ją na ręce.
- Kocham cię, Annika... Kocham cię... - szeptała.
- Ja ciebie też, Lindsay. Jedziemy do szpitala. Muszą ci pomóc dojść do siebie.
Zniosłam ją na rękach po schodach na dół i zaniosłam do samochodu Loretty.
CZYTASZ
Anglistka
Romance/// BĘDZIE REMAKE Annika jest nastolatką, która wciąż do końca nie potrafi odnaleźć siebie. Do tej pory rówieśnicy nie akceptowali jej. Gdy idzie do szkoły średniej wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Lindsay to nauczycielka języka ang...