Rozdział 51

2K 155 11
                                    

Matilda posiedziała chwilę z nami, a potem stwierdziła, że nie będzie nam przeszkadzać w nauce i odwiedzi mnie za tydzień. Ja i Lindsay uczyłyśmy się jeszcze godzinę.

- Ok. Lindsay? - powiedziałam.

- Co?

- Mam dość - zaśmiałam się.

- W porządku. Długo wytrzymałaś. Z reguły po około godzinie miałaś dosyć nauki - uśmiechnęła się. - Spytam cię jeszcze raz. Tak dla pewności. Zobaczymy się w piątek na nocy filmowej?

- Jasne. Mimo, że nie przepadam za horrorami to przyjdę, żeby spędzić czas z tobą.

- Za dużo nie porozmawiamy, wiesz? Będę to prowadzić, więc będę musiała mieć na oku wszystkich, a nie skupiać się na jednej osobie.

- Najważniejsze, że w ogóle tam będziesz. Sam twój widok też mnie uszczęśliwia. Widzę, że sobie gdzieś siedzisz, że rozmawiasz z ludźmi, że się uśmiechasz, a to starczy, żeby mieć takie poczucie, że mam kontrolę nad tym, by nic złego ci się nie działo.

- To bardzo kochane. Tylko nie wpatruj się aż za bardzo, bo ja już kilka razy czułam na sobie twoje spojrzenie i w sytuacji gdzie do tego patrzy na mnie cała grupa to trochę głupie uczucie.

- No dobrze. A to spojrzenie to w konkretnych miejscach czujesz, czy tak ogólnie?

- Annika... - zachichotała. - Sugerujesz, że wpatrujesz się we mnie w konkretnych miejscach?

- Może... Trochę... - zaśmiałam się.

- O mamo... Gdzie?

- Mam pokazać palcem?

Zakryła ręką usta śmiejąc się jeszcze bardziej i pokiwała głową na tak.

- No więc... - złapałam ją za nadgarstek i zdjęłam jej rękę z buzi. - Bardzo podobają mi się twoje rysy twarzy. Są takie przyjemne dla oka. Od początku wydawałaś mi się przez nie taką ciepłą i miłą osobą. Oczywiście nie pomyliłam się. Twoje duże niebieskie oczy są bardzo piekne. Urocze wąskie usta. No i ten piękny uśmiech, który zawsze najpierw ucieka ci bardziej na lewą stronę i dopiero pełny jest równy w oba kierunki.

- Tak, wiem - zaśmiała się. - Zawsze się tak uśmiechałam.

- I jeszcze podobają mi się twoje włosy. Właśnie one chyba najbardziej z wszystkiego - pogłaskałam ją po głowie. - Są takie miękkie i przyjemnie pachną.

- Tak. Moje włosy są akurat ok. Dbam o nie bardzo, żeby rozjaśnianie im nie zaszkodziło aż tak mocno.

- A dlaczego rozjaśniasz?

- Jak byłam młodsza byłam jasną blondynką, później włosy zrobiły się ciemniejsze. Miałam taki brzydki ciemny blond, więc jakoś po osiemnastce zaczęłam je rozjaśniać do koloru z dzieciństwa, bo o wiele bardziej mi się podoba.

- Rozumiem. No i masz też fajny... biust i tyłek... - zaśmiałam się. - No i nogi.

- Wiedziałam, że w końcu powiesz coś takiego. Czasem to się tak przyglądasz, że ja aż się boję co ty masz w głowie... - zachichotała.

- No a ty? Przyznaj. Czy kiedykolwiek chociażby zaglądałaś mi za dekolt bluzki?

Zrobiła poważną minę i popatrzyła na mnie, ale po chwili zaczęła się uśmiechać i przytakiwać.

- Widzisz? Pani Lindsay Lloyd też ma swoje za uszami. A wiesz co? Ja tak dobrze nie mam, bo moja dziewczyna niechętnie pokazuje swoje wdzięki.

- Nie pokazuje, bo na pewno ty byś nie była jedyną osobą, która chętnie by mi wszędzie zaglądała. Uroki pracy z młodzieżą.

AnglistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz