Rozdział 82

1.7K 133 6
                                    

Do sali wszedł młody chłopak pchając przed sobą wózek z pojemnikami pełnymi płynnej czekolady. Po kolei podchodził do każdego i nalewał do jego formy wybrany przez niego rodzaj. W tym czasie prowadząca wspólnie z drugą kobietą zaczęły przynosić na stoły miski pełne suszonych owoców, kawałków ciasteczek, orzechów i innych rzeczy do zdobienia.
Wybrałam sobie mleczną czekoladę. Chłopak nalewając ją do mojej foremki trochę ubrudził ją z boku, więc gdy tylko odszedł zabrałam czekoladę na palec i zjadłam. Była przepyszna. Jak ja kocham czekoladę.
Zabrałam się do zdobienia. Posypałam swoją tabliczkę suszonymi malinami, kolorową cukrową posypką i truskawkowymi żelkami. Nie mogłam się doczekać kiedy ją zjem.
Gdy skończyłam podniosłam rękę. Jedna z kobiet podeszła do mnie i wzięła moją czekoladę. Wstałam od stołu i poszłam umyć ręce. Stanęłam przed umywalką i odkręciłam wodę. Wtedy do łazienki weszła też Lindsay.
- Hej, słonko - popatrzyłam na nią w lustrze myjąc ręce.
- Cześć - uśmiechnęła się i stanęła obok. - Jaką robiłaś czekoladę?
- Mleczną z malinami.
- Ja gorzką i dodałam do niej ciasteczka.
- Super. Podzielisz się?
- Czekoladą? Jasne - zaśmiała się i przejechała palcem po moim policzku zostawiając na nim ślad z czekolady.
- Linz... - zaśmiałam się. - Ale ty jesteś dzisiaj niepoważna... Zetrzyj to.
Chichocząc polizała mnie po policzku zlizując z niego czekoladę.
Zamruczałam.
- Kocham cię, Linz, ale...
- Jeszcze raz? - zaśmiała się pokazując ręce umazane czekoladą.
- W taki sposób można by się nieźle zabawić, ale naprawdę lepiej tutaj nie ryzykować.
- A co ty taka poważna? Jeszcze miesiąc temu byłaś o wiele bardziej chętna na ryzykowne zabawy.
- Kazałaś mi się zmienić, więc zrobiłam to. W domu chętnie. Nawet rozpuściłabym całą tabliczkę czekolady tylko po to, by ciebie nią umazać i powoli zlizywać, ale tutaj jest około czterdzieści osób ze szkoły, które nie mogą wiedzieć co jest między nami. W każdej chwili ktoś tu może wejść.
Skończyłam myć ręce i wytarłam je w papierowy ręcznik. Popatrzyłam na nauczycielkę.
- No jak chcesz, Anni... - uśmiechnęła się i zaczęła myć ręce.
Wtedy do łazienki weszły jakieś trzy dziewczyny. Jeszcze raz spojrzałam na Lindsay i wyszłam. Dotknęłam ręką mokrego policzka i lekko się uśmiechnęłam. Jest taka urocza i kochana... Moja Linz...
Wróciłam do stołu. Prawie wszyscy już skończyli swoje prace. Zaczęłyśmy rozmawiać z przyjaciółkami czekając aż czekolada będzie gotowa. W końcu prowadząca przyniosła nam zastygnięte słodycze. Każdy podchodził do kobiety po kolej, odnajdywał swoją czekoladę, dostawał do niej foliową torebkę i wstążkę, i mógł ją samemu zapakować.
Po skończonych warsztatach opuściliśmy muzeum. Dołączył do nas przewodnik i zaczęliśmy zwiedzanie miasta. Trzymałam się razem z przyjaciółkami blisko nauczycielek,by widzieć co robią. Zwiedzanie potrwało około godzinę. Zrobiłam mnóstwo zdjęć budynków. Na koniec zrobiliśmy sobie wszyscy pamiątkowe zdjęcie na tle zabytkowego kościoła.
- Słuchajcie! - zawołała Lindsay. - Jesteśmy teraz na starym rynku, tak? Umówmy się, że za godzinę spotykamy się z powrotem pod tą fontanną, tak? Do tego czasu macie czas wolny na kupowanie pamiątek czy pójście na obiad, tak?
Ach, ta jej urocza maniera podkreślania "tak?" prawie każdego zdania...
Wszyscy się rozeszli.
- Idziemy na obiad, czy na deser? - spytałam.
- O! Ja mam ochotę na lody - powiedziała Tristiana. - Jest tak gorąco...
- To chodźmy na lody. Anastacia?
- No zgoda - uśmiechnęła się.
Rozejrzałyśmy się dookoła i namierzyłyśmi wzrokiem jakąś kawiarnię. Udałyśmy się w jej stronę. Każda z nas zamówiła sobie deser lodowy. Anastacia truskawkowy, Tristiana orzechowy, a ja ze słonym karmelem.
Usiadłyśmy przy jednym stole i szybko otrzymałyśmy swoje desery. Na górze mojego znajdował się liść mięty.
- I co ja mam teraz z tym zrobić? - zaśmiałam się podnosząc liść.
- Mniam, mięta - popatrzyła na mnie Tristiana.
- Chcesz?
- Jasne!
Podałam jej liść mięty, a ona od razu go zjadła. Śmiałam się. Po chwili Anastacia wyjęła ze swojego deseru truskawkę jeszcze z liśćmi.
- Po co tu jeszcze liście? Jak mam to zjeść? - zaśmiała się.
- Daj - powiedziała Tristiana.
Zdziwiłyśmy się, ale Anastacia podała jej ogonek truskawki. Tristiana go zjadła.
- Serio? - śmiałam się. - Przecież tego się nie je.
- Ja lubię - śmiała się.
Po skończonym deserze postanowiłyśmy przejść się po starym rynku. Mnie ciekawiło też, gdzie jest moja Linz. Na pewno poszły gdzieś z Lorą. Ciekawie gdzie.
Zaczęłyśmy obchodzić rynek dookoła i zaglądać do różnych sklepów z pamiątkami. W jednym z nich napotkałyśmy Lexy. Rozmawiała z dwoma dziewczynami z innej niż moja pierwszej klasy. Byłam cały czas ciekawa co ona robi na naszej wycieczce, więc gdy tylko skończyła rozmawiać zawołałam ją do nas.
- Co, Anni? - podeszła.
- Hej. W sumie chciałam się spytać jak to jest, że ty tu z nami jesteś - uśmiechnęłam się.
- Mama czasem zabiera mnie na wycieczki, jeśli ktoś zrezygnuje. Rok temu nie byłam, ale wcześniej przez trzy lata też jeździłam. Pani Loretta też kiedyś zabrała swoich synów, ale zaczęli rozrabiać, więc już więcej ich nie wzięła.
- Rozumiem. Podoba Ci się? Mi bardzo.
- Tak, jest spoko.
- Widziałaś twoją mamę?
- Szły gdzieś na obiad z panią Lorettą. A co?
- Nic, nic... - uśmiechnęłam się.
Ja i moje przyjaciółki kupiłyśmy osobie parę pamiątek, a potem one usiadły przy fontannie. Ja wybrałam się poszukać Linz. Znalazłam ją i Lore w naleśnikarni. Siedziały razem przy stole na dworze i jadły. Rozejrzałam się dookoła, czy nie ma gdzieś kogoś z naszej wycieczki, a potem podeszłam do nauczycielek.
- Smacznego, moje drogie - zaśmiałam się i usiadłam z nimi przy stole.
- Dziękujemy - powiedziała Lindsay, a Lora tylko się uśmiechnęła, bo miała akurat pełną buzię.
- Dobre? Z czym masz? - spytałam.
- Są z dżemem malinowym. Dobre, ale twoje z figą lepsze.
- Ja mam z czekoladą. Mogłam wziąć inne, bo te są dla mnie za słodkie - powiedziała Loretta.
- Ja uwielbiam z czekoladą - uśmiechnęłam się.
- A ty, jadłaś coś, kochanie? - spytała mnie Lindsay.
- Deser lodowy.
- A obiadu nie jadłaś?
- Nie mam ochoty. Jadłam po drodze ciastka.
- Żeby cię potem nie zemdliło od tego słodkiego. Powinnaś zjeść coś konkretnego, a nie tylko ciastka i lody.
- No a ty? Naleśniki są słodkie.
- Ale wcześniej jadłam kanapki, więc mogę sobie teraz pozwolić.
- Oj tam...
- Nie "oj tam". Martwię się, malutka - uśmiechnęła się słodko.
- Anni, Linz ma rację - wtrąciła czarnowłosa.
- Nie jestem głodna...
- W porządku. Zabiorę cię w takim razie na obiad do mnie po powrocie. I bez dyskusji. A jak nie będziesz chciała jeść, to cię nakarmię, ok? - zachichotała.
- Do ciebie? A co masz na obiad w domu?
- Będą gotowane ziemniaki, warzywa na parze i pieczony kurczak.
- Ja bym się skusiła na twoim miejscu. Szczególnie na tego kurczaka - zaśmiała się Loretta. - Zawsze jej świetnie wychodzi.
- No dobrze, ale nie ze względu na mięso, tylko warzywa na parze.
- No i super - Lindsay uśmiechnęła się.
- A Lexy nie będzie się dziwić, dlaczego z wami jadę?
- Powoli przyzwyczajam ją do twojej stałej obecności w naszym życiu. Żeby cię na pewno polubiła zanim się dowie, że jesteś moją dziewczyną.
- No dobrze. A Bradley...?
- Jego zdanie co do nas mam gdzieś. Nie bój się go. Jestem po twojej stronie.
- No dobrze. To jeszcze raz smacznego - powiedziałam i zostawiłam je same.
Wróciłam do Anastaci i Tristiany.

/////////////
Z okazji mikołajek nowy, choć trochę krótki rozdział. ^^ Mam nadzieję, że się podobało.

Wesołych mikołajek ^^

AnglistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz