Rozdział 4

3.6K 228 20
                                    

Mama nie miała pojęcia jak bardzo poważnie traktowałam nauczycielkę z gimnazjum. Wiedziała, że obie się lubiłyśmy, ale nigdy nie powiedziałam jaka tak naprawdę była dla mnie ważna. Gdybym to zrobiła na pewno nie przypominałaby mi o niej, ale jednak... Boje się mówić komukolwiek ile dla mnie znaczy. Nie chcę być uznana za lizusa ani dziwaka. Rówieśnicy i tak dokuczali mi w gimnazjum, że chodzę za nauczycielkami. Mówili, że robię to dla ocen, a ja po prostu potrzebowałam pomocy i uwagi. Nigdy nie chodziło mi o oceny czy jakiekolwiek ulgi. Byli i są dla mnie jak przyjaciele. Ufałam im, a najbardziej nauczycielce angielskiego. Teraz po tym, jak się zachowała w wakacje nie wiem już czy mogę zaufać komukolwiek z obecnych nauczycieli. Nie chciałabym doświadczyć znów tego samego... 
- Życzę ci powodzenia jutro w szkole. Muszę już kończyć rozmawiać. Do usłyszenia, córeczko – powiedziała mama, po czym zakończyłyśmy rozmowę.
Z popsutym humorem postanowiłam wybrać się do miasta na lody lub jakiś inny deser, żeby się pocieszyć. Najbliższa kawiarnia była wewnątrz osiedla. Ubrałam na nogi swoje ulubione trampki, wyjęłam książki szkolne z plecaka, włożyłam do środka portfel, telefon i chusteczki, a potem wyszłam z mieszkania. Opłacało się zrobić tę wycieczkę. W kawiarni sprzedawali moje ulubione lody miętowe z kawałkami czekolady. Mięta to jeden z moich ulubionych smaków. Kocham ją, ale z wyjątkiem gumy do żucia. Jej nigdy nie lubiłam, i to nie tylko w tym smaku, ale w każdym. Po prostu chyba nie jest dla mnie.
Kupiłam sobie deser składający się z trzech gałek lodów miętowych, bitej śmietany i polewy czekoladowej na górze. Usiadłam sobie przy małym, dwuosobowym, białym, metalowym stoliku. Kończyłam już jeść, kiedy podeszła do mnie szatynka z rozjaśnionymi końcówkami włosów.
- Hej, mogę się dosiąść? - spytała.
- Jasne - zgodziłam się nieco zdziwiona.
Dziewczyna postawiła na stoliku przed sobą talerz z gofrem z polewą truskawkową.
- Nazywam się Maya Miss - podała mi rękę. - Nie jestem pewna, ale chyba widziałam cię dzisiaj w szkole. Chodzę do Zespołu Szkół Licealnych i Technicznych - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Tak, też tam chodzę.
- Czyli miałam racje. Jak masz na imię?
- Annika.
Takie nagłe poznawanie ludzi powoduje, że czuję się nieswojo. Nie wiedząc jak się zachować kontynuowałam jedzenie deseru.
- Na jakim jesteś profilu? - spytała po kilku minutach dojadając swojego gofra.
- Fototechnika.
- Ooo! Ja tak samo. Jestem w 1B. Ty pewnie w 1C.
- Zgadza się. Na pewno nie będę żałowała, że się tu zapisałam - uśmiechnęłam się lekko.
W końcu rozmowa zaczęła się jakoś kleić. Rozmawiałyśmy o fotografii, potem znów o szkołach, o znajomych. Okazało się, że Maya mieszka na tym osiedlu dwa bloki dalej ode mnie. Możemy więc czasem chodzić razem do szkoły.
Po powrocie do domu postanowiłam do końca dnia przesiedzieć przed telewizorem. Na razie mam jeszcze na to czas. Kiedy zacznie się nauka z pewnością wolne godziny w tygodniu będę mogła policzyć na palcach obu rąk. Oczywiście się nie pomyliłam. Po pierwszych dwóch tygodniach pisaliśmy kartkówki z niemieckiego, historii i chemii.
- Jaka teraz lekcja? - spytałam Lenę, gdy wyszłyśmy z klasy po niemieckim.
- Dzisiaj poniedziałek, nie? To mamy teraz angielski.
- O nie... Nie zrobiłam zadania domowego. Mieliśmy napisać coś tam o rodzinie, nie?
- Tak. Sześć zdań. Nie zdążysz już chyba.
- No... Najwyżej wezmę nieprzygotowanie. Ile jest ich na semestr?
- Nie pamiętam. Chyba dwa.
Odwróciłam się za siebie. Szła za mną Taylor.
- Ej, ile jest nieprzygotowań na angielskim u pani Lloyd? - zapytałam ją.
- Dwa. Nie masz zadania?
- Tak. Zapomniałam zrobić. Wczoraj powtarzałam niemiecki, bo pan mówił, że kogoś zapyta.
Kiedy przyszłyśmy z Leną pod klasę drzwi były uchylone. Zajrzałam do środka i zobaczyłam, że nauczycielka siedzi w środku przy biurku.
- Iść do niej teraz czy po dzwonku? - spytałam koleżankę.
- Chyba lepiej potem. - Usiadła na ziemi przy ścianie. - Siadaj ze mną.
Zrobiłam o co poprosiła i szybko zjadłyśmy razem drugie śniadanie. Gdy zaczęła się lekcja na samym początku podeszłam do pani Lloyd.
- Proszę pani? Chciałam zgłosić nieprzygotowanie.
Popatrzyła na mnie lekko się uśmiechając.
- Nie zrobiłaś zadania? 
- Zapomniałam...
- No dobrze. Wróć na miejsce, Aniołku - powiedziała, po czym wpisała mi w elektronicznym dzienniku nieprzygotowanie.
Zauważyłam od dwóch lekcji, że kobieta zwraca się "Aniołku" tylko do mnie. Nie wiem jak jest w innych klasach, ale u nas tylko mnie tak nazywa. To dziwne.
Rozpoczęła się lekcja.
- Good afternoon, sit down - powiedziała nauczycielka. - Ok, czy ktoś jeszcze chciałby zgłosić, że nie ma zadania?
Harry i Lydia podnieśli ręce.
- Why?
- Zapomniałam, że było - powiedziała dziewczyna.
- A ja mam zrobione, tylko nie wziąłem zeszytu - powiedział chłopak.
Pani Lloyd zanotowała to w dzienniku.
- Poproszę w takim razie, żeby swoje 6 zdań o rodzinie przeczytała Lena, a potem Dinah.
Obie dziewczyny przeczytały na głos zdania i otrzymały za to oceny.
- Dobrze. Dzisiejszy subject, to "Family - przypomnienie słownictwa". Będziecie robić karty pracy, które już wam rozdaje. W tym czasie, Aniołku, zapiszesz temat na tablicy, tak?
Nauczycielka położyła białą kredę przede mną na ławce i zaczęła rozdawać wszystkim wydrukowane zadania. Obejrzałam się za nią, wstałam i zapisałam temat. Niezbyt chyba podoba mi się, że tak do mnie mówi... Trochę mi przez to głupio.
- To teraz może ktoś przypomni słówka, które były ostatnio. Może ty, Annika? - zwróciła się ponownie do mnie  siadając przed komputerem.
Znów ja? Czy ona coś do mnie ma?
- Spróbuje... - powiedziałam niepewnie.
- W porządku. Ja będę mówić tłumaczenie, a ty po angielsku, tak?
Przytaknęłam.
- To na początek coś prostego. Ojciec?
- Father.
- Córka?
- Daughter.
- Dobrze. Bratanek?
Tego to już nie wiem...
- Nie pamiętam - odpowiedziałam.
- Nephew. Siostrzenica?
- Też nie wiem....
- Niece. Macocha?
- Coś tam z "mother"? Nie umiem... - spuściłam głowę.
- No dobrze... - Słychać było, że jest trochę zawiedziona. - W takim razie może odpowie nam Edward?
Chłopak odpowiedział poprawnie na to i każde kolejne pytanie. Ja za bardzo się stresuje przy odpowiedziach na głos. Do tego mam problem z nauką języków...
Gdy lekcja się skończyła, a ja wychodziłam z sali pani Lloyd zaczepiła mnie.
- Aniołku? Zostań na chwilę, chciałabym z tobą porozmawiać - powiedziała.
- Zaczekam przed klasą. - Lena uśmiechnęła się i wyszła.
Zostałam sam na sam z blondynką.
- Powiedz mi, czy masz problem z nauką języków obcych? - spytała mnie opierając się tyłem o swoje biurko. - Pomyślałam tak po ostatniej lekcji. Robiliśmy powtórkę z gimnazjum. Rzeczy, które większość już umie, a ty to tłumaczyłaś z podręcznikiem.
- Tak, nie idzie mi to... Mam problem z mówieniem w innym języku... - przyznałam jej racje.
- Może potrzebujesz poświęcić więcej czasu na naukę słówek? Masz korepetycje?
- To nic nie da. Nawet gdybym uczyła się cały dzień przy odpowiedziach stresuje się i wszystko mi się miesza. W tym roku szkolnym jeszcze nie mam korepetycji. Szukam na razie. W gimnazjum miałam, ale teraz już tam nie mieszkam, wynajmuje tu mieszkanie,  więc nie mogę mieć dodatkowych lekcji z tą samą osobą.
- Rozumiem. Spróbuj sobie coś znaleźć, a jeśli nie to zawsze możesz przyjść do mnie po lekcjach. Chętnie ci wytłumaczę jeszcze raz, jeśli nie zrozumiesz czegoś - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Dziękuje, może przyjdę - odwzajemniłam uśmiech.
Pani Lloyd pozwoliła mi pójść. Dołączyłam do Leny, która czekała na mnie.
- Idziemy? - spytała.
- Pewnie. Wiesz co? Denerwuje mnie to, jak ona mnie nazywa. Dlaczego stale mówi do mnie "Aniołku"? I to tylko do mnie.
Obok nas zatrzymały się trzy uczennice ze starszej klasy.
- Mówicie o Lloyd? - spytała jedna z nich.
- Tak - odpowiedziałam zdziwiona ich zainteresowaniem.
- Jeśli nazywa cię "aniołkiem" to powinnaś się cieszyć. Mówi tak do swojej ulubionej uczennicy z każdej klasy  - powiedziała druga.
- Serio?
- Tak. Nikomu nie chce tego potwierdzić, ale przecież od razu widać, że najbardziej lubi tę osobę, do której mówi "Aniołku".
- Ja też jestem jej "aniołkiem" - zaśmiała się pierwsza. - Na początku to denerwuje, ale w końcu się przyzwyczaisz.
Wtedy nauczycielka, o której mówiłyśmy wyszła z klasy i zamknęła drzwi na klucz.
- Dzień dobry, proszę pani. - zawołała do niej dziewczyna.
- Dzień dobry, Aniołku. - Kobieta odpowiedziała z uśmiechem i poszła szybkim krokiem w stronę pokoju nauczycielskiego.
- Widzisz? Ona tak ma. Po prostu. - Nastolatka zwróciła się znów do mnie, gdy blondynka oddaliła się. - Przyzwyczaisz się, a nawet to polubisz. Świetna z niej nauczycielka. Najlepsza anglistka jaką miałam. Zawsze jak masz jakiś problem to ona ci pomoże. Nie tylko jeśli chodzi o naukę. Nauczyciel z powołaniem. Nie ma drugiej takiej, jak ona.
Gdy skończyła mówić poszła razem z koleżankami żegnając się ze mną i Leną.
Jeśli sprawa wygląda tak, to może faktycznie powinnam spróbować przyzwyczaić się do tego, że pani Lloyd nazywa mnie "aniołkiem"?

AnglistkaWhere stories live. Discover now