*Annika*
Koniec przerwy świątecznej. Jutro szkoła. Godzinę temu przyjechałam do swojego mieszkania. Dopiero popołudnie, więc postanowiłam wyjść na zakupy. Ubrałam się w kurtkę i kozaki, i wyszłam. Spacerowałam ulicami miasta. Śnieg utrzymuje się już dwa tygodnie. Niezbyt lubię tę porę roku. Nienawidzę, gdy jest mi zimno.
Znalazłam się na ulicy, przy której było pełno sklepów. Jeszcze tu nie byłam, ale słyszałam od koleżanek z klasy, że można tu kupić naprawdę ładne ubrania. Zajrzałam do pierwszego ze sklepów. Przejrzałam szybko wszystkie wieszaki, ale nic mi się nie spodobało. Skierowałam się do następnego. Pomyślałam, żeby skupić się na szukaniu jakichś wygodnych spodni. Mam ich tylko dwie pary, bo rzadko je zakładam, ale skoro jest tak zimno to może przydać się jeszcze jedna. W kolejnych dwóch sklepach też nic nie znalazłam. Zajrzałam do czwartego. Zapowiadało się ciekawie. W środku w porównaniu do innych sklepów było naprawdę wielu klientów. Zaczęłam przeglądać wieszaki z ubraniami. Bardzo spodobała mi się zielona bluzka w drobne kwiaty. Wzięłam ją w swoim rozmiarze i kontynuowałam przeglądanie. Po chwili odwróciłam się za siebie i zobaczyłam znajomą kobietę. Wszędzie poznałabym jej czarne włosy i bardzo chudą sylwetkę. Podeszłam do niej.
- Dzień dobry - przywitałam nauczycielkę języka polskiego.
Odwróciła się zdziwiona.
- Ojej, dzień dobry, Annika - uśmiechnęła się. - Poświąteczne zakupy? - spytała.
- Tak.
Kobieta szybko wyciągnęła z kieszeni kurtki telefon, coś na nim zrobiła i znów popatrzyła na mnie trzymając go dalej w ręce.
- Doradzisz mi może w zakupach? - spytała.
- Bardzo chętnie. W czym pomóc?
*Lindsay*
Oglądałam ulubiony program o podróżach, kiedy usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Niechętnie wstałam z kanapy i odebrałam. Dzwoniła Loretta.
- Słucham? - powiedziałam.
Nikt się nie odezwał, a w tle było słychać gwar.
- Powiedz mi, Annika, lepiej będzie mi w białym czy może delikatnym różu? - usłyszałam po chwili głos przyjaciółki.
- Chyba różowy. W tej bluzce na pewno będzie pani ładnie - nastolatka odpowiedziała jej na pytanie
Moje serce zabiło szybciej, chociaż nadal nie rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi
- Często przychodzisz tu, do sklepu "Diana" na ulicy Orzechowej? - powiedziała znów Loretta.
- Jestem tu pierwszy raz.
- Rozumiem. Ja i pani Lloyd spotykamy się tu na zakupach bardzo często. Przyjaźnimy się nie tylko w szkole, wiesz?
- Tak, wiem. Aaa... dzisiaj też się panie umówiły?
- Mówiłam pani Lloyd, że tu będę, ale nie wiem czy przyjedzie, czy nie. Okaże się.
- Mogę dotrzymać pani towarzystwa, jeśliby się nie pojawiła.
- Będzie mi bardzo miło.
Co? Przecież my się nie umawiałyśmy dziś na zakupy? I co robi tam z nią moja... Chyba, że... Loretta jest tam i spotkała Annike, więc zadzwoniła do mnie, bo... Ona jest genialna! Zakończyłam połączenie i zaczęłam szybko szykować się do wyjścia. Lora podała mi wszystko co potrzebne. Jaki sklep, ulica i zatrzymała przy sobie Annike, bo wie, że chciałabym ją spotkać. Wczoraj tak narzekałam, że za nią tęsknię. Cudowna z niej przyjaciółka.
*Annika*
Po chwili pani Fedeline schowała telefon do torebki.
- A ty coś sobie już wybrałaś? - spytała.
- Na razie tylko to - pokazałam jej zieloną bluzkę.
- Bardzo ładna. Szukamy czegoś dalej?
- No dobrze - uśmiechnęłam się i razem z nauczycielką zaczęłyśmy przeglądać ubrania na wieszakach.
Wybrałam sobie jeszcze dwie bluzki i parę spodni a pani Fedeline przeglądała koszule.
- Co myślisz o tym? - pokazała mi granatową koszule w kwiaty.
- Będzie pani pasować - uśmiechnęłam się do kobiety.
Bardzo powoli oglądała kolejne ubrania. Jakby chciała przedłużyć wszystko, jak najbardziej się da. Kiedy patrzyłam na nią z coraz bardziej znudzoną miną ona prowadziła mnie do kolejnej części sklepu i pokazywała co jej się podoba. Uwielbiam panią Fedeline, ale tego dnia zachowywała się conajmniej dziwnie.
- Ja chyba pójdę już to przymierzyć i będę wracała do domu - powiedziałam w końcu.
Wtedy drzwi do sklepu otworzyły się i do środka wbiegła Lindsay Lloyd. Od początku miałam nadzieję, że się zjawi, ale chwilę temu już zwątpiłam całkowicie. Widzę, że niepotrzebnie. Blondynka podeszła do nas. Miała nieułożone włosy, jakby właśnie wstała z łóżka. Ubrana była w swój dopasowany płaszcz, dżinsy i buty na obcasie.
- Cześć - przytuliła swoją przyjaciółkę. - O, dzień dobry, Annika - uśmiechnęła się szeroko do mnie.
Zauważyłam, że nie miała makijażu, a zwykle miała. Poważnie chyba dopiero co wstała.
- Dzień dobry - odpowiedziałam jej.
- Annika dzielnie dotrzymała mi towarzystwa, gdy ciebie nie było - powiedziała czarnowłosa.
- Tak... - popatrzyłam w oczy blondynce.
Nawet taka nieuczesana jest piękna...
- Chyba już mogę zostawić panie same - powiedziałam. - Idę przymierzyć ubrania - wyszłam do przymierzalni.
*Lindsay*
- Jesteś taka kochana... - przytuliłam mocno Lorette, gdy Annika już nas nie słyszała.
- No już. Udusisz mnie, Lindsay... - zaśmiała się. - Czego się nie robi, dla przyjaciółki. Nie byłam pewna czy wyjdzie mi to co zrobiłam, i czy ona aby nie zauważy lub usłyszy, że podczas naszej rozmowy dzwoniłam do ciebie. Kiedy tylko ją spotkałam pomyślałam, że będziesz chciała tu być. Szczególnie że wczoraj tak rozpaczałaś. Oczywiście to nie znaczy, że popieram twoje... niecodzienne zauroczenie, bo w ogóle mi się to nie podoba.
- Tak, wiem. Dziękuję ci bardzo, Lora.
- Co robiłaś, gdy zadzwoniłam? -uśmiechnęła się.
- Oglądałam mój ulubiony program w telewizji. Ten o podróżach. Ach, czekam już na wakacje by móc gdzieś wyjechać.
- Oj Linz... Może powinnaś mieć zawód w którym pracowałabyś bardziej w terenie, co?
- Nie co ty. Wybrałam najlepszą pracę jaką mogłam. Poznałam najpierw ciebie, a teraz Anni. Lubię uczyć angielskiego. Zawzięcie dzień w dzień uczyłam się kiedyś tego języka z... Charlotte - poczułam smutek, ale opanowałam się szybko. - Nic z naszych planów nie wyszło, więc chociaż w taki sposób mogę tą wiedzę jakoś wykorzystać.
- Na pewno jest z ciebie dumna, wiesz? - uśmiechnęła się.
- Dziękuje.
*Annika*
Przymierzyłam ubrania. Wszystko pasowało, ale zdecydowałam kupić tylko spodnie. Odłożyłam bluzki na wieszak i rozejrzałam się po sklepie za nauczycielkami. Skoro przyszła Lindsay chcę zostać z nimi dłużej. Zakupy w trójkę to marzenie... Udało mi się, kobiety wciąż były w środku. Tylko... Czy ja powinnam tak do nich znowu podejść? Stanęłam bliżej kobiet z nadzieją, że same do mnie przyjdą. Pierwsza zauważyła mnie pani Fedeline. Szturchnęła wtedy swoją koleżankę. Lindsay odwróciła się przez ramię w typowy dla niej sposób, i zaraz już była przy mnie. Kątem oka zauważyłam jak jej przyjaciółka patrzyła na nią z uśmiechem kręcąc głową. Co miała na myśli?
- I co, Anni? Kupujesz coś? - spytała Lindsay.
- Spodnie - odpowiedziałam wpatrując się w nią.
Znów mi przy niej coraz bardziej gorąco. Jak ja ją kocham...
- To może teraz ja coś sobie wybiorę - zaczęła się rozglądać.
Annika, dawaj. Nie zepsujesz tego kolejny raz. Zaoferuj jej pomoc. Proszę, zrób to. Marzysz, by spędzić z nią dzień to powiedz jej o tym.
- Może... doradzić w czymś pani? - powiedziałam cicho.
- Będzie mi bardzo miło, Annika - szeroko się uśmiechnęła. - Chodź.
Położyła mi ostrożnie rękę na plecach i poprowadziła na drugi koniec sklepu. Poczułam się taka wyjątkowa, że zgodziła się na to. Moja kochana...
- Bardzo lubię nosić takie delikatne bluzeczki i najlepiej w kwiaty. Wybierz mi coś, co według ciebie by mi pasowało.
Zaczęłam przeglądać wieszaki. Cała byłam spięta a dłonie mi drżały. O jejku... Z moimi próbami opanowania się zanim pokocham ją na dobre nic nie wyszło. Nie będę się powstrzymywać. Miłość to piękne uczucie i chcę je czuć. Chcę czuć, że kocham właśnie tę kobietę.
- Co pani myśli o tym? - pokazałam jej białą bluzkę w róże.
- Ładna. Noszę rozmiar M lub L - powiedziała.
Podałam jej wieszak z ubraniem. Super. Mam z Lindsay podobny rozmiar. Ja noszę M.
- A to? - pokazałam granatową bluzkę.
- Hmmm... Chyba wolę jasne kolory.
- A w paseczki? - wyciągnęłam kolejną w poprzeczne biało niebieskie paski.
- Ta piękna - wzięła ją ode mnie.
Chwile po tym z przymierzalni wróciła pani Fedeline. Nie miała ze sobą żadnego wieszaka. Chyba nie zdecydowała się na nic.
- Jak tam, Lindsay? Wybrałaś coś? - popatrzyła na nią. - Świetnie. Może pójdziesz już je założyć i damy spokój Annice, co? - uśmiechnęła się.
- Ale... - Lindsay chciała coś powiedzieć, ale jednak zrezygnowała.
- Chodź, chodź. - objęła ją. - Do widzenia Annika.
- Do widzenia - uśmiechnęłam się.
Pani Fedeline poprowadziła przyjaciółkę w stronę przymierzalni.
- Do widzenia, Anni - blondynka odwróciła się za mną.
Miała smutny wyraz twarzy. Jakby nie potrafiła sprzeciwić się przyjaciółce. Chociaż może mi się wydawało.
Kupiłam spodnie i opuściłam sklep.
*Lindsay*
Gdy doszłyśmy do przymierzalni Loretta puściła mnie.
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytałam z wyrzutem.
- Wiem, że chętnie spędziłabyś z nią wieczność, ale nie możesz. To uczennica. Pozwoliłam ci się z nią zobaczyć, ale tyle wystarczy. Bo jeszcze pomyśli, że chcemy się z nią zaprzyjaźnić - odpowiedziała zdecydowanie.
- Ja chyba sama decyduje o tym, co robię, tak?
- Prawda, ale w tym stanie nie myślisz trzeźwo. To jeszcze dziecko, a ty jesteś jej nauczycielką. Zastanów się. Czy to nie dziwne, że nauczycielka z uczennicą wspólnie robią zakupy? Na dzisiaj tyle szaleństw ci wystarczy.
- Idę to przymierzyć... - odpowiedziałam sfrustrowana i poszłam.
Stanęłam przed dużym lustrem i zasłoniłam za sobą zasłonę. Na początek wzięłam głęboki oddech, żeby opanować złość. Najpierw mnie tu ściąga do Anniki, a po chwili zabiera od niej. Ona chyba sama nie wie czego chce. Pomaga mi, a potem wyzywa, że co ja w ogóle robie. Niestety Loretta nigdy nie była chętna do większej integracji z uczniami. W szkole jest bardzo miła i dzięki temu lubiana przez młodzież. Za to nie chce otworzyć się przed nimi prywatnie. Ja to robię i dlatego jestem uwielbiana. Mają do mnie zaufanie, bo ja mam je do nich. I bardzo chętnie poszłabym na wspólne zakupy z Anniką.
Przymierzyłam bluzki. Zaszaleje i wezmę je obie. Leżą na mnie idealnie. Ta dziewczyna ma gust.
Wróciłam do Loretty.
- I jak? - spytała.
- Wezmę je.
- Dobrze. Idź kupić.
- Już. Co z Anni? Czy...?
- Już wyszła - przerwała mi.
Poszłam zapłacić za bluzki.
- Właściwie dlaczego przyszłaś na zakupy? - spytałam, gdy wychodziłyśmy na zewnątrz.
- Szukam prezentu dla siostrzenicy na urodziny. Pomyślałam, że kupię jej jakieś ubrania, na przykład sukienkę.
- Rozumiem. To powodzenia, bo ja wracam już do domu. Zobaczymy się w pracy.
- Cześć, Lin.
Jej usta drgnęły, jakby chciała się uśmiechnąć, jednak powstrzymała się, bo gdy jest na kogoś zła to uparcie będzie to okazywać. Taka już jest.
- Cześć... - odpowiedziałam jej.
Założyłam kaptur płaszcza na głowę, schowałam ręce do kieszeni i skierowałam się do samochodu. Loretta poszła w drugą stronę.