Recenzja „Wszystko płynie" Wasilija Grossmanna

75 57 1
                                    

Literatura rozliczeniowa nie należy do lekkich ani prostych, a napisanie książki sprawiedliwie i odważnie dokonującej rozrachunku z przeszłością to zadanie wręcz karkołomne. Tym bardziej, jeśli rozlicza się nie tyle własną przeszłość, co przeszłość milionów skrzywdzonych ludzi. Zadania tego podjął się Wasilij Grossmann, pisząc Wszystko płynie. Mimo ponad pięćdziesięciu lat od wydania, wciąż można uznać to dzieło za kamień graniczny w zbiorowej świadomości mieszkańców byłego ZSRR.

Grossmann prezentuje czytelnikowi niejakiego Iwana Grigoriewicza – człowieka, który właśnie wyszedł na wolność po spędzeniu trzydziestu lat w radzieckim systemie łagrowym. Były więzień – umyślnie lub nie – stopniowo, poprzez spotkania z dawnymi znajomymi i rodziną – ustosunkowuje się do siebie i zniszczonego przez aparat represji życia. Uświadamia sobie, że nie jest w stanie już wrócić do dawnego postrzegania ani przyjaźni; okazuje się, że ludzie, do których chciał wrócić, tak naprawdę od początku byli przeciwko niemu. Iwan Grigoriewicz godzi się z takim stanem rzeczy i rozpoczyna egzystencję na nowo. Przy okazji spotyka kobietę, która staje się alegorią drugiej strony – ludzi, którzy uniknęli represji i udali się na wewnętrzną emigrację. Obie te perspektywy uzupełnione są historiami pobocznymi, pokazującymi całkowicie wyzyskane przez system aspiracje i obawy społeczeństwa: marzenie Żyda o byciu równoprawnym obywatelem, miłość matki do dziecka i inne. Każda z tych postaci wyraża bardziej ogólne doświadczenia, jednak zdradza też pewne cechy indywidualizmu, co działa na korzyść powieści-reportażu Grossmanna.

Również forma tekstu stara uchwycić się szerszą perspektywę: zaczynając od historii Iwana Grigoriewicza, powoli poznajemy historię innych obywateli tamtych czasów, by na koniec przejść do długiego wywodu historiozoficznego, zakończonego przerażającym wnioskiem: niewolnictwo stało się rosyjską doktryną państwową. Bez opresji i pozbawiania praw kraj podupada. To błędne koło widoczne jest już we wcześniejszych fazach powieści, jednak mimo to uderza potężnie i dogłębnie.

Mimo tego, Grossmann nie ustrzegł się kilku błędów – po pierwsze, wyżej wspomniane połączenie historii i historiozofii jest nie do końca zbalansowane pod względem objętości. Odnosi się wrażenie, jakby ta druga część nie do końca tam pasowała; jest bardzo nasycona ideologicznie i autor sprawia wrażenie, jakby nie mógł się doczekać na wyrażenie (skądinąd słusznych) poglądów. Wydaje się, że przez to część czytelników może nie ukończyć lektury – a szkoda, bo jest to jeden z lepszych portretów stalinizmu jaki kiedykolwiek powstał.

Inną kwestią jest dość spora fabularyzacja niektórych epizodów. Iwan Grigoriewicz spotykający przypadkiem, po 30 latach, człowieka, który na niego doniósł jest dość mało prawdopodobne. Takich małych niedociągnięć jest w tekście kilka.

To jednak tylko niewielka rysa na dziele, które śmiało można zaliczyć do książek, które każdy w życiu powinien przeczytać – nawet jeśli nie interesuje się historią. Choć wszystko płynie, to pewne rzeczy pozostają niezmienne. Obyśmy nie musieli przy pomocy Grossmanna opisywać kiedyś współczesności...

tsschindler

Z piórem lub na pierzu | Spartański Dwutygodnik [numery: 11-20]Where stories live. Discover now