Wolny i szczęśliwy jak Joker

97 66 0
                                    

Joker jest bez cienia wątpliwości najbardziej rozpoznawalnym i najpopularniejszym złoczyńcą nie tylko w komiksach, ale także i w filmach, czy grach. Moim zdaniem każdy zły (z paroma wyjątkami typu Thanos z Avengersów czy Agent Smith z Matrixa) mniej lub bardziej jest jego kopią. Joker nie tylko upodabnia innych do siebie, ale znakomicie potrafi adaptować się do otoczenia. W ten sposób nie tylko obdarował różnej maści złoczyńców złowrogim uśmiechem i sadystycznymi skłonnościami, ale także sam przybierał różne postaci.

Gdy Ameryka lat 50. i 60. pod wpływem wydanej w 1954 roku książki „Uwodzenie niewinnych" autorstwa doktora psychiatrii Fredrica Werthama, zaczęła krytykować brutalność komiksów, zielonowłosy geniusz zła i tak przetrwał. Zamiast zabijać... zaczął robić głupie żarty i stał się drobnym złodziejaszkiem. W serialu „Batman", emitowanym w latach 60., grany przez Cesara Romero Joker, ucieka przed przyozdobionym w nietoperze uszy i szare rajtuzy Adamem Westem i jego pomocnikiem Burtem Wardem w roli Robina, używając przeróżnych gadżetów, typu rażący prądem brzęczyk ukryty w dłoni czy przypięty do marynarki kwiat, z którego tryskał kwas. W ten sposób Joker stał się przestępcą, któremu chodziło równie mocno o wygłupy, jak i forsę z rabunków. Trwało to tak do 1989 roku, aż Jack Nicholson, w swojej pamiętnej roli Jacka Napiera w adaptacji Tima Burtona wzbogacił ten image o zabrane przez cenzurę lat 60. okrucieństwo. Nie jest to dla wielu z powodu genezy postaci, interpretacja nad wyraz udana, ale o tym zaraz. Stańmy na tym, że Joker przetrwał i czekał na swój wielki moment.

A ten nastał wraz z „Mrocznym Rycerzem". Fenomen tego filmu to, nie oszukujmy się, głównie zasługa Heatha Ledgera, grającego naszego żartownisia. Tylko tym razem sama postać Jokera niewiele miała wspólnego ze śmiechem. Ten Joker nie wprowadzał absurdu, a chaos. Żartów nie było, a w ich miejsce pojawiła się nihilistyczna filozofia racjonalizująca dokonywane przez niego akty przemocy.

Kiedy po premierze filmu w 2009 roku Heath Legder tragicznie zmarł w wyniku przedawkowania środków odurzających, Joker zaczął żyć własnym życiem. Mówiąc metaforycznie: opuścił ciało grającego go aktora i przeniknął do wszelkiej maści memów, analiz z YouTube'a, licznych cosplayów czy nawet cytatów motywacyjnych. Przedstawione w filmie sprzeczne ze sobą wersje źródła jego zachowań i przesiąkniętego do szpiku kości złem charakteru, były strzałem w dziesiątkę, jeżeli chodzi o scenariusz. Dało to początek nie tylko wszechobecnym w internecie teoriom na temat prawdziwego pochodzenia postaci Jokera, jako np. cierpiącego na PTSD weterana wojny irackiej, ofiary gazu halucynogennego Scarecrow'a (złoczyńcy z pierwszej trylogii Nolana) czy nawet narratora książki „Podziemny Krąg". Aura tajemnicy uruchomiła w głowach nerdów całego świata nie tylko pokręcone drogi do ustalenia jego pochodzenia w świecie DC. W pewnym momencie zaczęli szukać Jokera w swoim świecie. W sobie samych.

Przeróżnego rodzaju memy ludzi, których w Stanach Zjednoczonych określa się mianem „nice guys", czyli niezbyt zadowolonych z życia i samych siebie młodych facetów z białej klasy średniej, najczęściej w wieku licealnym bądź studenckim, zawierały pewną tęsknotę, pewne marzenie o wolności, które miał im dać Joker. Ten – nietraktujący niczego poważnie, pewny siebie, wygadany, roześmiany – był dla nich idolem. Po internecie do tej pory krążą obrazki z Jokerem typu „Uśmiechaj się, ludzie tego nienawidzą" czy „Jestem miły, ale do czasu" i tym podobne mądrości. Ziarno zła padło na podatny grunt kompleksów, a co z tego wykiełkowało, pokazały kolejne inkarnacje arcywroga Batmana.

Czas minął, czasy się specjalnie nie zmieniły. Heath Ledger podniósł poprzeczkę wysoko, a zafascynowaną nim młodzież trzeba było jakoś zaciągnąć do kina na „Legion Samobójców" i kolejne, kręcone taśmowo filmy o facetach z pelerynami. Jared Leto kompletnie nie potrafił zrozumieć, co lubili w Jokerze ci wszyscy nieśmiali chłopcy siedzący zbyt długo przy komputerze. Jego Joker przypominał trochę gwiazdę rocka lub rapu, trochę gangstera a do tego miał dziewczynę! Na ekranie pojawiła się zaczerpnięta z „Batman: Animated series" Harley Quinn, w roli jego ukochanej, jednak postać się nie przyjęła. Heath Ledger, według pewnych doniesień medialnych, zamykał się całymi dniami w pokoju hotelowym, biorąc narkotyki i robiąc rysunki oraz notatki w ramach kreacji postaci. Sam Jack Nicholson miał ostrzegać go przed wpływem grania tej postaci na psychikę. Jared Leto natomiast komuś z ekipy filmowej podrzucił na wycieraczkę zużytą prezerwatywę i martwego szczura, co raczej było żenującym brakiem poszanowania dla czyjeś higieny niż aktem kontrowersyjnym bądź oryginalnym.

Z piórem lub na pierzu | Spartański Dwutygodnik [numery: 11-20]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon