Autorzy powieści sensacyjnych, wojennych lub innych gatunków nacechowanych proakcyjnie od czasu do czasu mierzą się z zagadnieniem typowo rozrywkowym, czyli wybuchami. Jako praktyk zajmujący się tematem zawodowo, miewam czasem nieodparte wrażenie, że ten i ów, i to nawet spośród bardzo doświadczonych pisarzy, czerpie swoją wiedzę w temacie prosto z filmów bollywoodzkich. Tak, znowu mamy do czynienia ze zjawiskiem prawdy komunalnej, w ramach którego oglądacze są karmieni obrazami samochodów eksplodujących od byle draśnięcia, ogromnych kul ognia powstających przy wybuchach zwykłego dynamitu i wizji granatu zaczepnego rozrywającego czołg. Aż ciśnie mi się na usta staropolskie: co ja paczę?
Dlatego zaproponuje Szanownym krótki i dosadny poradnik taktujący o tym, jak na papierowych łamach realistycznie opisać, że coś nam w powietrze wyj... wyleciało.
Eksplozja, detonacja... deflagracja?
Wybuchy dzielimy na dwie główne kategorie: fizyczne, czyli np. rozerwanie zbiornika ciśnieniowego, oraz chemiczne, które powstają podczas gwałtownej reakcji spalania materiału wybuchowego.
Te pierwsze, to nic specjalnego – ot pompujemy sobie balonik dopóki nam nie pierdyknie. Ewentualnie możemy mu pomóc dziurawiąc poszycie. Zamiast balonika możemy mieć butlę z propan-butanem, stożek wulkaniczny albo zbiornik chłodziwa reaktora czarnobylskiego. Nie ma znaczenia – mechanizm ten sam. Ważnym jest, aby ciśnienie wewnątrz pojemnika było znacznie wyższe niż w otaczającej go przestrzeni. Na skutek rozszczelnienia dochodzi do nagłego wyrównania rzeczonych, któremu towarzyszy huk, fala uderzeniowa i inne zjawiska eksplozjom przynależne, z jednym wyjątkiem – w wybuchu nie wydziela się wysoka temperatura. A przynajmniej nie taka, która byłaby skutkiem samego zjawiska.
Przy wybuchach chemicznych temperatura natomiast jest nieodzowna, bo to właśnie ona dynamizuje nam cały proces. Same reakcje chemiczne dzielimy na trzy podkategorie, a kryterium przydziału jest prędkość propagacji, czyli to, jak szybko dochodzi do przemiany w materiale wybuchowym. Wartości ogólnie przyjęte to:
– deflagracja – reakcja wybuchu zachodzi bardzo wolno, do około 100m/s
– eksplozja – 100-400 m/s
– detonacja – powyżej 400m/s
Powyższe proszę traktować jako wersję bardzo uproszoną, sporządzoną na użytek piszących beletrystykę. Specjaliści precyzują te zjawiska nieco inaczej. Nam, pisarzom, wystarczy do szczęścia świadomość, że mamy słabe eksplozje i mocne detonacje, a jak chcemy w opowiadaniu zawrzeć wątek o tym, że komuś się wybuch nie udał, to można napisać, że mu materiał wybuchowy deflagrował, czyli fuknął, syknął i bardzo szybko się spalił.
Miota nim jak szatan
Same materiały wybuchowe dzielimy ze względu moc detonacji. Ma to przełożenie na tzw. siłę [zdolność] kruszącą, czyli to, jak dany materiał zachowa się względem otoczenia. Dwie główne grupy to materiały wybuchowe:
– miotające – o stosunkowo niskiej prędkości propagacji do około 2000 m/s, np. nasz stary dobry znajomy, czarny proch, prochy nitrocelulozowe, kordyt
– kruszące – o wysokich prędkościach propagacji, do około 9000 m/s, amonity, dynamity, ANFO, nitrogliceryna, materiały emulsyjne.
Dodatkowo wyróżniamy dwie grupy środków pomocniczych:
– substancje inicjujące, które bardzo łatwo doprowadzić do detonacji, np. azydek ołowiu, piorunian rtęci, znajdujące zastosowanie w spłonkach i detonatorach
YOU ARE READING
Z piórem lub na pierzu | Spartański Dwutygodnik [numery: 11-20]
Non-FictionDrugi zbiór numerów spartańskiego dwutygodnika, będący kontynuacją «Sparta też pisze!». Wśród naszych publicystyk znajdziesz jak zawsze coś dla siebie - niezależnie od tego, czy jesteś pisarzem czy jedynie cichym czytelnikiem na Wattpadzie. Poczynaj...