Najniebezpieczniejsza sekta XX wieku - historia Świątyni Ludu

144 58 4
                                    

Witam, z tej strony _-antagonistka-_. W tym felietonie przedstawię wam historię Świątyni Ludu, czyli jednej z najniebezpieczniejszych sekt w historii.
A więc, zaczynajmy. Sama sekta była mieszanką komunizmu, chrześcijaństwa oraz narkotyków. Ale teraz opowiem wam historię tej wspólnoty oraz pokażę przykłady manipulacji jej założycieli.

Historia Świątyni Ludu zaczyna się od lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jim Jones, czyli założyciel tego niesławnego ugrupowania, niezadowolony z panujących w kościele podziałów rasowych postanowił założyć własną wspólnotę. Sama organizacja powstała w 1956 roku. Wykorzystał również ciężką sytuację czarnoskórych, którzy jako pierwsi zaczęli go popierać. W najlepszym okresie Świątynia Ludu liczyła 30 tysięcy członków, a budżet przekroczył sumę 15 milionów dolarów! Ale o jaką manipulację chodzi? Już tłumaczę.

Otóż w swoich kazaniach często lider poruszał problemy wyznawców, przez co jego "owieczki" uważały, że jest jasnowidzem. Ale to jak zwykle była nieprawda. Tak naprawdę wspólnicy grzebali w śmieciach wiernych albo, udając osoby badające opinię publiczną, wypytywali ich o różne sprawy. Kolejną manipulacją Jonesa byli niepełnosprawni, których "leczył". Współpracownicy udawali ludzi ze złamanymi nogami, rękami itp., więc, korzystając z tego typu manipulacji, Jim Jones wyrobił sobie rangę jasnowidza i czarodzieja.

Niestety, ugrupowanie nie było tak kolorowe, jak się je przedstawiało. Na zgromadzeniach stosowano tablicę edukacyjną. Była to drewniana belka, którą bito dzieci do nieprzytomności. Czasem również rażono je prądem, ale rodzice nie mogli ochronić swoich latorośli. A po upokorzeniu i pobiciu ukarani musieli powiedzieć do mikrofonu Dziękuję ci ojcze.

Powoli ludzie zaczęli zgłaszać do amerykańskich władz, że w Świątyni Ludu dzieją się naprawdę dziwne i niepokojące rzeczy. Potem przybywały kolejne powody, żeby wsadzić Jonesa do więzienia np. za przestępstwa finansowe popełniane przez "Wielebnego", zastraszanie byłych członków oraz przymuszanie wiernych do pracy. W gazetach zaczęły pojawiać się niepochlebne nagłówki na temat Świątyni. A co postanowił zrobić Jim Jones? Przyznać się do winy i pójść do więzienia? Nie! Zwiał ze swoimi "owieczkami" do Gujany.

W 1974 roku członkowie sekty zamieszkali w samym środku dżungli, gdzie lider założył miasto. Nazywało się Jonestown, od nazwiska "Wielebnego". Dzień w tej mieścinie dzielił się na trzy pory; pierwsza nazywała się porą pracy, która polegała na utrzymaniu całego Jonsetown w środku lasu deszczowego. Kolejna była pora snu, a ostatnia polegała na nauce radzieckiej propagandy wspieranej ich filmami. Jones w pogłębiającej się paranoi również zabronił mieszkańcom miasta uprawiania seksu. Ale jak się zapewne domyślacie, jego te obostrzenia nie dotyczyły. Powołując się na tytuł "Wielebnego," wybierał sobie kobiety i mężczyzn, którzy mieli się z nim przespać, a oni nie mogli stawiać żadnego oporu. Zdarzały się gwałty. Dopuszczał się również czynów pedofilskich.

Lider również korzystał z kasy Świątyni Ludu i wydawał je na różnorakie prywatne wydatki, głównie leki, od których się w końcu uzależnił, a przez amfetaminę popadł w paranoję.

No ale nastąpiły kłopoty. Niektóre z "owieczek" zaczęły się buntować, a budżet Jonesa zaczął się z każdym dniem zmniejszać. Nawet Jim Jones planował założyć w Gujanie sieć klubów nocnych, lecz plan spełzł na niczym. Sekta jedynie mogła liczyć na pomoc ZSRR, no ale znowu nic się nie udało.

Kolejnym problemem było to, że członkowie rodziny i uciekinierzy zaczęli mówić o niepokojących działaniach i terrorze Świątyni Ludu.

Przez te zgłoszenia do Jonestown przybyła delegacja amerykańska z kongresmenem Leo Ryanem na czele. Początkowo nic nie zdradzało koszmaru, jaki odbywał się w mieście, ale do kongresmena zaczęły przybywać listy i prośby o pomoc. Postanowił zażądać od Jima Jonesa, żeby wypuścił chętnych. Niestety, w drodze powrotnej zabito całą delegację wraz z Leo Ryanem.

Po dokonaniu tego morderstwa Jim Jones postanowił wytępić całą ludność Jonestown. Przed zbiorowym samobójstwem "Wielebny" wygłosił ostatnie kazanie, gdzie powiedział, że nadszedł czas na zawinięcie się z tego świata. Do tego dnia doszło 18 listopada 1978 roku. Zaczęto od dzieci, którym podano cyjanek za pomocą strzykawki. I guru znowu okłamał swoje "owieczki", bo obiecywał że śmierć będzie bezbolesna, a cyjanek powodował powolne uduszenie.

Następnie dorośli zaczęli brać śmiercionośną miksturę, a tym, którzy stawiali opór, inni wciskali truciznę siłą. Ale co się stało z Jimem Jonesem? Uciekł? Nie, on również odebrał sobie życie strzałem w głowę. Łącznie zmarło dziewięćset dziewięć ludzi, a w tym ponad trzysta dzieci oraz żona "Wielebnego", Marceline, która próbowała powstrzymać męża przed rzezią. Starała się również walczyć z uzależnieniem lidera, ale niestety wszystko spełzło na niczym, a umarła zażywając cyjanek po podaniu go dzieciom. Jej ostatnie słowa były błaganiem o to, żeby zakończył samobójstwa. Przeżyli jedynie ci, którym udało się uciec i ukryć w dżungli. Był wśród nich również Stephen, syn Jonesa, który przetrwał dzięki jednej ze swoich pasji, czyli koszykówce. On również był przeciwny sekcie swojego ojca.

Po tych tragicznych wydarzeniach odbyła się ostatnia msza Świątyni Ludu, na której było trzydzieści osób. Trzy dni później wierni rozwiązali sektę.  

_-antagonistka-_

Z piórem lub na pierzu | Spartański Dwutygodnik [numery: 11-20]On viuen les histories. Descobreix ara