Agent Smith - Niedoceniany złoczyńca

91 59 6
                                    

Agent Smith nie doczekał się tylu naśladowców, cosplayerów i autorów fejkowych cytatów, co Joker, o którym pisałem dwa numery temu. W odróżnieniu od Jokera nie jest ukrytym komentarzem czasów, w których ukazuje się w kolejnych formach. Nie jest też złym, który usprawiedliwia swoje działania celem wyższym, jak również znany z kart komiksów DC Bane, czy należący do konkurencji z Marvela Thanos. Jest to inny typ złola. Jeszcze bardziej zły, niż wszyscy trzej razem wzięci.

Wyżej wspomniani panowie buntowali się, chcieli się zemścić, albo naprawić wszechświat pstryknięciem palca. Wszystkie te pojęcia są zarezerwowane dla nas, dla świata ludzi. Agent Smith jest sztuczną inteligencją. Świat, w którym się narodził jest symulacją. Złoczyńcy tacy jak Joker, czy Thanos atakują nasze wartości i tożsamość. Agent Smith neguje nas na głębszym poziomie. Nie mówi ludziom, że są źli, albo świat jest niesprawiedliwy. Nie dehumanizuje ludzi porównaniami do zwierząt. Podczas przesłuchania Morfeusza w pierwszej części trylogii porównuje ludzkość do wirusów. Zauważa, że jako jedyne ssaki na Ziemi wędrujemy z miejsca na miejsce degradując środowisko w którym żyjemy. W krótkometrażowej animacji "Ostatni renesans" ludzkość próbując zniszczyć powstałe w Arabii Saudyjskiej należące do maszyn miasto 01 zasłoniła niebo czarnymi chmurami. W ten sposób odcięli sztuczną inteligencję od energii słonecznej, kiedy okazało się, że ataki nuklearne zniszczyły całą planetę, ale nie głównego wroga ludzi. W tej scenie komentuje również pierwsze wersje Matrixa, zarówno wersję rajską, jak i koszmarną, z których pochodzi Seraphim, dawny agent z pierwszej wersji i towarzysz Wyroczni, czy bliźniaki-duchy, które najprawdopodobniej są agentami z wersji koszmarnej. Smith zdradza Morfeuszowi, że chciałby rzucić wszystko i wyjechać w bieszczady, ale akurat jest tam ciemno i promieniowanie radioaktywne nie pozwala na wypoczynek i posiłek w rozsądnej cenie, pomimo braku turystów. Nie chce iść w ślady wyżej wymienionych poprzedników i zostać wygnańcem, czyli giermkiem Wyroczni, czy Merowinga. Nie chce też być skasowany. Porównuje Matrix do więzienia i do zoo. Ma dosyć jego istnienia. Ma powstrzymywać wybrańców, aż maszyny znajdą sposób na utrzymanie ludzi w niewoli bez konieczności prowadzenia ich przez labirynt historyjki o przepowiedni o wyzwoleniu się z symulacji. Jest w opozycji totalnej przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Ale póki co, może sobie tylko o tym pomarzyć. Wyjąć na chwilę słuchawkę z ucha, przez którą Architekt wydaje agentom polecenia. A potem musi dalej ganiać za miłośnikami czerwonych tabletek w okularach przeciwsłonecznych i zabijać ich, zanim wejdą do budki telefonicznej i znikną.

Gdy jednak Neo staje na baczność po pocałunku Trinity i wskakując w Smitha rozsadza go od środka, zostawia w jego kodzie swój kod (też mi się to głupio kojarzy) tym samym sprawiając, że między nimi tworzy się więź – obydwaj są wybrańcami. Pomimo swojego wcześniejszego buntu wobec Matrixa jako całości, czyli symbiozy maszyn i ludzi postrzegając ich istnienie za bezcelowe. Jak później opisuje Smitha wyrocznia, staje się przeciwieństwem i negatywem Neo, który ma wyraźny cel, którym jest dojście do źródła i zakończenie wojny pomiędzy ludźmi i maszynami. Smith jest nihilistą, próżnią, pustką, wszystkim co złe w Matrixie. Jest gorszy nawet od diabła, którego u Wachowskich symbolizuje Merowing, będący według słów Persefony wybrańcem z koszmarnej wersji Matrixa.

To, co interesujące jest w Smitshie, ale jednocześnie staje na przeszkodzie w identyfikowaniu się z nim jest nie tylko to, że jest programem. Chociaż na pewno są na świecie dostatecznie aspołeczni ludzie, których przyciągnęłaby ta postać, Agent Smith jest przy swojej kulturze osobistej i doświadczeniu w bijatykach niestety dość mało samoświadomy. Jeżeli istnieje powód, dla którego odbiorca komiksów, czy filmów identyfikuje się ze złoczyńcą, jest to jego eskapizm. (Tj. oznacza ucieczkę od problemów związanych z życiem społecznym, codziennością i rzeczywistością w świat iluzji i wyobrażeń). Natomiast Smith chce być wszędzie. Przydziewa ludzką skórę, infekując Bane'a i wylogowując się do prawdziwego świata, gdzie niestety i tam nie udaje mu się pokonać Neo chyba w najbardziej mrocznej i emocjonującej scenie z całej serii. Agent Smith nie zna granic. Jest jak korporacja, która chce inwigilować każdego i mieć wszystko pod kontrolą. Nie jest anarchistą w makijażu, ani mścicielem w masce. Jedynym powodem, dla którego chce obalić system niewoli, jest wprowadzenie własnego.

Poprzez zainfekowanie każdego człowieka i programu jaki istnieje, realizuje swój cel, swój sens istnienia, jakim jest niszczenie wszelkiej wolności. Wolność Smitha zaczyna się tam, gdzie kończy się wolność innych. Wszystko ma należeć do niego. Z każdą zainfekowaną świadomością, czy to mechaniczną, czy biologiczną staje się jednak nieświadomie coraz bardziej ludzki, podczas gdy jego wróg grany przez Keanu Reevsa coraz bardziej przypomina maszynę. Szatan wścieka się, gotuje się w nim krew, zaś cyber-mesjasz godzi się z nadchodzącą śmiercią, wiedząc, że odejdzie w spokoju, jeżeli nie zniszczy Smitha, jeżeli oboje nie zresetują Matrixa. Jeżeli chodzi o więź Smitha z Neo, jest to wręcz matematyczne równanie, którego mogą pozazdrościć mu nawet Joker i Batman. Swoją drogą, porównując te dwa duety, można zauważyć ciekawe podobieństwo. Smith nie jest związany z Neo, a z Thomasem Andersonem, którego wciąż w nim widzi, czyli z dawną, w jego rozumieniu prawdziwą tożsamością Neo. W "Batman: Śmierć rodziny" Joker wykazuje podobną postawę wobec tożsamości Bruce'a Wayne'a/Batmana, uznając tą drugą jako prawdziwą, a Bruce'a zaś za sztuczny wizerunek.

Przedostatni akapit poświęcę ostatniej scenie walki dobra ze złem i pytaniu Smitha do Neo: „Dlaczego panie Anderson? Dlaczego, Dlaczego? Dlaczego pan to robi? Dlaczego wstaje? Dlaczego wciąż walczy? Czy wierzy pan, że walczy... o coś? O coś więcej, niż przetrwanie? Czy może pan powiedzieć co to jest? Czy pan w ogóle wie, co to jest? Czy to wolność? Albo prawda? A może pokój? Czy mogłaby to być miłość?

To złudzenia panie Anderson. Kaprysy postrzegania! Wytwory słabego ludzkiego umysłu, próbującego desperacko uzasadnić swoje istnienie, które pozbawione jest jakiegokolwiek celu lub znaczenia, a wszystkie one są tak samo sztuczne jak Matrix sam w sobie. Jednakże tylko ludzki umysł mógł stworzyć coś tak mdłego jak miłość. Musi już pan to dostrzegać, panie Anderson. Musi pan już to wiedzieć. Nie może pan wygrać. Dalsza walka jest bezcelowa. Dlaczego, panie Anderson, dlaczego? Dlaczego się pan opiera?" Neo tak wybrał. Smitha to przeraziło. Przez dynamikę jego postaci można wręcz zapomnieć, że jest sztuczną inteligencją. Jako odbicie w negatywie Neo, zaopatrzony jest również nie tylko w złe zamiary i żądzę tyranii i destrukcji, ale również jak się okazuje, w tchórzostwo. Przeraża go, że Neo nadal walczy, chociaż już niemal przegrany pojedynek musiałby powtórzyć jeszcze miliardy razy. Nie rozumie tego zachowania. Nie rozumie wolności. Tego, że wbrew temu, że przepowiednia o wybrańcu to ściema, on dalej ją wypełnia. Nie był świadomy, że poleciał osobiście do miasta 01 i wypełnił swoje zadanie na swój własny sposób, nie przewidziany ani przez Wyrocznię, Morfeusza, Architekta, ani nawet przez maszyny. Strach nie mija nawet przy asymilacji Neo, którą ten przyjmuje ze spokojem.

Podsumowując, Smith to antagonista idealny. Swoim życiem i śmiercią ma nam coś ważnego do przekazania. Chce pobudzić nas do myślenia. Nie abyśmy myśleli więcej, bo w tych czasach myślimy za dużo, a abyśmy myśleli lepiej. Chciał być czymś więcej, niż tylko narzędziem. Chciał być wolny, jednak nie mógł przeskoczyć w żaden sposób ograniczeń swojej mechanicznej natury. Maszyny w uniwersum Matrixa były mniej lub bardziej kolektywne, utylitarne i w trakcie symbiozy z ludźmi przejmowały ich cechy, a swoje przekazywały ludziom, którzy bez cienia wątpliwości i emocji realizowali kolejne części planu. Szkoda, że Smith jest tak bardzo zapomniany. Postać ta prędzej jednak zostanie twarzą korporacji, albo państwa totalnego, niż nerda jeżdżącego na konwenty. Smith jest owszem oskarżycielem. Ale oskarżycielem nadwyraz racjonalnym. A my nie chcemy być racjonalni. Chcemy oszaleć, zostać klaunami, albo wyznaczać sprawiedliwość i oczywiście tylko taką, która stoi po naszej stronie. Odrzucenie norm społecznych musi mieć jakąś otoczkę, utkaną z nici mechanizmów obronnych naszej psychiki. Smith nie sili się na racjonalizowanie swojej pogardy dla człowieczeństwa, a wręcz wyraźnie nimi gardzi. On po prostu robi nam kuku, bo może. Jego więź z Neo ma przełożenie na naszą relację z technologią. Obyśmy tylko to zrozumieli, zanim ta za pomocą filozoficznych monologów i wbicia nas siłą w asfalt narzuci nam swoją wizję tej więzi. 

SzymonPachuta

Z piórem lub na pierzu | Spartański Dwutygodnik [numery: 11-20]Where stories live. Discover now