Z amunicją przez wieki

121 62 0
                                    

W mediach, szczególnie podczas sezonu ogórkowego, pojawia się temat broni palnej. Najczęściej chodzi o ograniczenie dostępu do rzeczonej, albo wręcz przeciwnie – upowszechnienie jej posiadania. Zwolennicy pierwszej opcji twierdzą, że broń to ZŁUUOOO, bo „broń zabija". Entuzjaści tej drugiej zarzucają im kretynizm, bo to przecież „nie broń zabija, tylko człowiek, który się nią posługuje". Jak to zwykle bywa z radykałami – i jedni, i drudzy mijają się z prawdą. To nie „broń zabija", tylko wystrzelona z niej amunicja. I nią właśnie zajmiemy się w niniejszym odcinku poradnika dla pisarzy.

Fagasy z fugasami

Proch strzelniczy wynaleziono około IX wieku naszej ery. Dość szybko zorientowano się, że z powodzeniem można go zastosować do krzywdzenia bliźniego swego, i to z zachowaniem dystansu społecznego. Wystarczyło wsypać magiczny proszek do kawałka rury, jeden koniec zatkać, a do drugiego napchać kawałki metalu, tłuczone szkło, czy nawet zwykłe kamyki, zwrócić w kierunku wroga i odpalić. Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, to po wystrzale straty po stronie tamtych mogły nawet przewyższyć własne.

Pierwszą bronią ręczną, którą można było trafić przeciwnika, były prymitywne hakownice. Składały się z miniaturowej armaty oraz drążka, za który strzelec trzymał całe ustrojstwo. Swoją polską nazwę zawdzięczały hakowi zamontowanemu pod lufą, który pozwalał zaprzeć ją o mur obronny, płot lub inny stały element krajobrazu. Dzięki temu operator systemu bojowego miał szansę utrzymać się na nogach pomimo potężnego odrzutu broni.

Amunicja do hakownic była równie prymitywna co sama konstrukcja. Główny ładunek rażący stanowiły drobiny tlącego się węgla drzewnego, wchodzące w skład czarnego prochu. Samo wykonanie mikstury dalekie było od ideału, przez co eksplozja nie przypominała współczesnych detonacji. Wysoka zawartość saletry powodowała, że część składników zostawała wyfuknięta w formie ognistego pióropusza na odległość od kilku do kilkunastu metrów. Ot, akurat tyle, żeby trafić piechotę przeciwnika zajętą szturmowaniem naszego zamku, albo by spłoszyć konie kawalerii, z tym że częściej własnej niż wroga.

Współcześnie wytwarzany proch czarny osiąga prędkość propagacji eksplozji rzędu 900 m/s. Dawne ładunki prochowe, wykonywane prostą technologią mielenia na sucho, miały zapewne dużo niższą sprawność energetyczną, a co za tym idzie – niewielką siłę miotającą. Dlatego też amunicja była zwykle lekka i drobna: siekańce, czyli ścinki metalowej blachy lub drutu, drobiny żużlu odpadowego z kuźni, kamyki i potłuczone szkło. Jak można się domyślać - procedury dokładnego celowania nie przewidziano. Broń raziła wszystkich i wszystko na dystansie wspomnianych kilkunastu metrów, o ile oczywiście w ogóle odpaliła.

Arbuzy i arkebuzy

Przełom nastąpił wraz z rozwojem metalurgii - w postaci szesnastowiecznych arkebuzów. To była pierwsza broń ręczna, którą można było załadować dedykowanym dla niej pociskiem. Początkowo kamienne, potem żelazne, a wreszcie ołowiane kule zupełnie odmieniły sposób, w jaki używano formacji strzeleckich.

Zasięg skutecznego strzału wzrósł do kilkudziesięciu metrów, a to otwarło szerokie spektrum zastosowań taktycznych. Powstały pierwsze jednostki specjalistycznie wyszkolonych strzelców – kompanie, skwadrony, a nawet regimenty, którym powierzano już konkretne zadania bojowe.

Wprowadzenie broni palnej wywróciło do góry nogami doktrynę wojenną. Ciężka kawaleria straciła zaszczytne miano królowej pola bitwy. Ołowiane kule wystrzeliwane z arkebuzów radziły sobie doskonale z obalaniem z koni zakutych w zbroje rycerzy. Dokładnie tak – obalaniem, a nie dziurawieniem na wylot. Kula z wczesnej wersji broni palnej miała za małą energię i prędkość, by przebić porządną blachę, przynajmniej na większych dystansach.

Z piórem lub na pierzu | Spartański Dwutygodnik [numery: 11-20]Where stories live. Discover now