Temat rozrywkowy - materiały wybuchowe

Start from the beginning
                                    

– mieszaniny pirotechniczne, które nie wybuchają, a spalają się gwałtownie, wytwarzając przy tym np. wysoką temperaturę, bądź generują dym lub jasne światło.

Taka mrówka, co zje czołg

Jedną z najsłynniejszą substancją pirotechniczną jest termit. Powstaje przez zmieszanie aluminium z tlenkiem żelaza, czyli zwykłą [no, prawie] rdzą w proporcji 1:3. Po podpaleniu, glin gwałtownie redukuje tlenki metalu, rozpalając się do ponad 3000 stopni Celsjusza. Przez domieszkowanie innych metali można temperaturę reakcji podbić nawet do okolicy czwartego tysiąca, czyli najwyższej osiągalnej przy zastosowaniu materiałów nieradioaktywnych.

Termit wykorzystuje się przemysłowo do cięcia i spawania masywnych elementów stalowych. Militarnie – jest bardzo często stosowany przez komandosów np. do wypalenia zamka pancernych drzwi bunkra, zniszczenia mechanizmów zdobytego działa, czy przepalenia pancerza czołgu. Na wylot. Razem z silnikiem. A co na najważniejsze – po cichutku. Nie mamy tu tego głośnego bang! tylko gwałtowne, ale niezbyt alarmujące syknięcie, błysk i trochę dymu, więc z powodzeniem możemy wprowadzić taki wątek np. do powieści szpiegowskiej.

Jak wybucha beczka prochu?

Zainicjowanie materiału wybuchowego wcale nie jest tak proste, jak się mogłoby wydawać po obejrzeniu kilku filmów sensacyjnych. Trzeba się trochę nagłówkować żeby dobrać odpowiedni materiał do warunków. Spróbujmy rozpracować sobie temat od strony technicznej.

Pierwsze primo – środowisko. Nie chodzi, broń borze, o dęby, sarenki i kwiatuszki, a ogóle warunki fizyczne, panujące w miejscu proponowanej eksplozji. Życzę powodzenia przy próbie zdetonowania baryłki czarnego prochu w samym środku pory deszczowej, w jeszcze samszym środku amazońskiej dżungli. Wizja piratów, którzy podkładają taki ładunek pod skałę, a potem sypią sobie ścieżkę z prochu wprost na mokrą ziemię, żeby odpalić? No bueno, jak to mówi pan z popularnego mema: best I can do is deflagracja. Mokry proch nie wybuchnie. Najwyżej syknie siarkowym dymem i spali się gwałtownie.

Drugie secondo – co wysadzamy. Inaczej zachowa się drewniana szopa, a inaczej podpora mostu z betonu B60. Ta pierwsza, już przy niewielkim ładunku miotającym zdetonowanym w środku, rozleci się na wszystkie strony. Ta druga nawet się nie zakołysze o ile jej solidnie nie nawiercimy i nie upchniemy materiału naprawdę głęboko w strukturze nośnej.

Trzecie terzo – jak wysadzamy. Jeśli odpalimy sobie petardę na otwartej dłoni, to poza lekkim osmaleniem skóry nic nam się nie stanie. Tak twierdzili w jednym starym filmie i, o dziwo, mieli rację, chociaż nie polecam próbować. Ale jeśli to samo zrobimy mocno zaciskając pięść wokół ładunku, to do końca życia będziemy się podcierać łokciem. Podobnie zachowają się ładunki wyburzeniowe, kruszące lub odspajające. Na wolnym powietrzu cała energia wybuchu bardzo szybko się rozproszy. Trzeba stworzyć opór.

Najskuteczniejszą metodą wysadzenia czegoś w powietrze jest wywiercenie w tym czymś otworów strzałowych, umieszczenie w nich niewielkich ilości materiału wybuchowego wraz z detonatorami, zalepienie wylotów otworów tzw. przybitką, czyli gęstą, niepalną substancją np. zaprawą cementową lub gipsem, i wyprowadzenie przewodów inicjujących na zewnątrz. Na drugim miejscu pod względem skuteczności jest umieszczenie ładunku pod tym czymś, lub w tym czymś. Na trzecim, jest przyłożenie ładunku do tego czegoś [np. do ściany budynku], z jednoczesnym przysypaniem, przygnieceniem kamieniami lub ciężką blachą. Jeśli położymy ładunek wybuchowy na czymś, to efekt będzie mizerny lub żaden. To samo można przełożyć na scenę literacką – ładunek na dachu budynku fuknie w górę i na boki, czyli tam, gdzie będzie miał najłatwiej. Taki sam ładunek odpalony w piwnicy zawali nam cały dom.

Z piórem lub na pierzu | Spartański Dwutygodnik [numery: 11-20]Where stories live. Discover now