Rozdział 64

1.2K 102 46
                                    


- Będzie mi tego brakowało – powiedziałam do siebie, po czym opuściłam dom, zamykając za sobą drzwi.

Wzięłam taksówkę i pojechałam nią na lotnisko. Zatrzymałam się w hotelu, który był niedaleko. Wynajęłam najtańszy pokój. Miałam tu spędzić tylko jedną noc, więc luksus nie był mi potrzebny. Następnego dnia miał być mój lot. Weszłam do pokoju, zostawiłam walizkę koło drzwi i położyłam się na łóżku. Zasnęłam szybko.

Obudziłam się rano koło siódmej, za trzy godziny miałam mieć samolot. Wyciągnęłam z walizki wygodne ciuchy i poszłam wziąć prysznic. Kiedy już byłam czysta, przebrałam się zrobiłam makijaż i wysuszyłam włosy. Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się, czy na pewno dobrze robię wyjeżdżając stąd. 

Nie byłam do końca tego pewna... 

Może powinnam tu zostać? 

Tak, tylko po co? 

Gdyby JiYong mnie jeszcze chciał, to nie powiedziałby żebym robiła co uważam. Gdyby chciał żebym została, to zrobiłby wszystko żeby mnie zatrzymać. Na pewno widzieli już notatki, które dla nich pozostawiłam. Gdyby którykolwiek z nich chciał mnie tu, zadzwoniliby. 

Widocznie nie byłam im już potrzebna...

Wzięłam walizkę w rękę i wychodząc z pokoju, ruszyłam w stronę lotniska. Kolejka do odprawy była długa, zajęłam miejsce, czekając na swoją kolej. 

Kiedy tak stałam gapiąc się na bilet, który miałam w ręku, zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i przeciągnęłam palcem odbierając go

- Hej – powiedziała Dami

- Hej – odpowiedziałam, wzdychając ciężko

- Jesteś już na lotnisku? – spytała na co powiedziałam, że tak – Kate, jesteś pewna, że wiesz co robisz? Może jeszcze to przemyślisz? Może porozmawiasz z JiYongiem na spokojnie i wszystko wróci do normy, co? – pytała

- Nie Dami... to już nie ma sensu – wyjaśniłam

- Daj Wam jeszcze szanse – nalegała

- Już dałam... zostawiłam chłopakom list pożegnalny... i osobny dla JiYonga – wyjaśniłam –Żaden z nich nawet nie zadzwonił... - powiedziałam smutno

- Może tego nie przeczytali czy coś? – mówiła

- Nie ważne... Podjęłam już decyzję. Chcę wrócić do siebie – wyjaśniłam. 

Po moich słowach dziewczyna tylko westchnęła

- Okej. W każdym razie... mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy – powiedziała –Przyjedź do mnie.

- Pewnie, że się zobaczymy no i na pewno przyjadę. Jesteśmy cały czas w kontakcie... będę dzwonić – powiedziałam, po czym zakończyłyśmy rozmowę. 

Przyszła moja kolej odprawy. Pani wzięła w rękę mój bilet i wizę, sprawdzając czy wszystko się zgadza

- Wszystko jest – poinformowała uśmiechając się szeroko – Miłego lotu – dodała

- Dziękuję – powiedziałam nie patrząc na nią. 

Przypomniałam sobie czas, kiedy leciałam do Korei. Byłam wtedy taka szczęśliwa, że mogę tu być, że zobaczę Dae... a teraz? Teraz stąd wyjeżdżam. Zostawiam wszystko za sobą i wracam do Polski...

Lot był w miarę znośny. Na początku, jak tylko koła oderwały się od ziemi, zrobiło mi się niedobrze. Ale kiedy samolot nabrał już wysokości i ją wyrównał wszystko wróciło do normy. Połowę podróży przespałam, a drugą połowę spędziłam oglądając filmy na laptopie. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam ziemię, której tak cholernie dawno nie widziałam. 

Jeszcze kilkanaście minut i będę na miejscu.

- Dziękujemy za skorzystanie z naszych usług. Życzymy miłego pobytu w Polsce  – poinformował pilot, kiedy już wylądowaliśmy. 

Złapałam swoje rzeczy i opuściłam pokład samolotu. Kiedy wyszłam z maszyny, dobrze znane mi powietrze uderzyło w moje nozdrza. Brakowało mi tego... 

Teraz dokładnie wiem co znaczy powiedzenie 'wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej'. Odebrałam walizkę i ruszyłam w stronę postoju taksówek. Cieszyłam się widząc w koło ludzi podobnych do mnie... w Korei się wyróżniałam, ale tutaj wyglądałam tak samo, jak cała reszta. Rozglądałam się, napawając dobrze znanym mi widokiem. 

Wsiadłam do jednej z taksówek i powiedziałam

- Dzień dobry – mówiłam z mega szerokim uśmiechem na twarzy – Nawet Pan nie wie, jak to dobrze jest móc powiedzieć coś po Polsku – powiedziałam śmiejąc się sama z siebie. 

Kierowca spojrzał na mnie nieco zaskoczony, ale potem posłał mi delikatny uśmiech

- Gdzie jedziemy, proszę Pani? – spytał

- Na Karmelicką - powiedziałam. 

Kierowca kiwnął głową i ruszyliśmy w kierunku mojego mieszkania. Mieszkałam w Krakowie na Starym Mieście. Dostałam mieszkanie po babci, nie duże ale zawsze to coś. Mieszkanie było umiejscowione w starej kamienicy. W zasadzie miałam zaledwie kilka kroków do rynku. Hejnał Mariacki słyszałam tak dobrze, jakbym stała tuż pod wieżą. Było to trochę wkurzające, ale miało swój urok. Z Balic miałam jakieś dwadzieścia minut drogi. 

Patrzyłam na widoki za szybą, przypominając sobie moje całe życie spędzone w tym mieście. Cieszyłam się że wróciłam. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jakie było gdy je zostawiałam. No nie, nie spodziewałam się jakichś wielkich zmian w czasie mojej zaledwie kilkumiesięcznej nieobecności. Te same szare budynki które mijałam przez dwadzieścia pięć lat mojego życia, te same bloki, sklepy, nawet ludzie się nie zmienili. 

Wreszcie czułam się dobrze, normalnie, znajomo. Wiedziałam, że kiedy wyjdę na ulice, ludzie nie będą mi się przyglądać, nie będę stanowić dla nich żadnej atrakcji, nie będą szeptać ani pokazywać na mnie palcami. Wiedziałam, że tu nadal mam swoją prywatność i anonimowość, które tam w pewnym momencie mi odebrano. Tu mogłam oddychać pełną piersią, nie przejmując się tym, czy ktoś właśnie w tym momencie nie robi mi zdjęcia.

Dojechaliśmy na miejsce. Wyjęłam walizkę z bagażnika, zapłaciłam za kurs i ruszyłam w stronę swojego mieszkania. Przekręciłam klucz w drzwiach i nacisnęłam na klamkę popychając je lekko. Od razu uderzył mnie zapach starości. Co prawda mieszkanie było odnowione, wszystko urządziłam nowocześnie, ściany były odmalowane, ale ten zapach w dalszym ciągu się unosił. Lubiłam go. Przypominał mi babcie i dzieciństwo które tu spędziłam. Zamknęłam za sobą drzwi, zostawiłam walizkę i rzuciłam się na kanapę.

- Nareszcie spokój – powiedziałam do siebie, oddychając z ulgą...


G-Dragon... Saranghae!Where stories live. Discover now