Rozdział 40

1.7K 125 22
                                    


Wstałam rano i półprzytomna zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. 

Byłam mega podekscytowana naszymi planami. Uwielbiałam zwiedzać różne miejsca. W zasadzie od zawsze marzył mi się wyjazd do Stanów, ale jakoś nigdy wcześniej nie było mi to dane. 

Kiedy już obie byłyśmy gotowe, ruszyłyśmy jak typowe turystki z plecakami na plecach i aparatami w rękach. Chciałam uchwycić jak najwięcej ciekawych miejsc. 

Oczywiście po Nowym Jorku przemieszczałyśmy się korzystając z metra.Metro w Nowym Jorku to naprawdę potężna sieć pociągów, kursujących w każdą część miasta. Nie miałyśmy więc problemu z tym żeby się dostać tam gdzie chciałyśmy. Ani ja ani Dami kompletnie nie znałyśmy tego miasta, musiałyśmy się poruszać z mapą. Spokojnie też korzystałyśmy z możliwości jaką ma każdy człowiek, czyli z języka. Jeśli nie mogłyśmy czegoś znaleźć na mapie lub odczytać, pytałyśmy przechodniów gdzie owa atrakcja się znajduje. Ludzie byli bardzo dla nas mili, udzielali nam odpowiedzi na każde pytanie jakie zadałyśmy. Uśmiechali się do nas, pytali skąd jesteśmy i co tu robimy. Byli bardzo otwarci i chętni do rozmowy. Z niektórymi nawet wdawałyśmy się w dłuższe dyskusje. Byli ciekawi kraju z którego pochodzi Dami, jak i ciekawiło ich to jak mi się mieszkało w Polsce. 

Wracając jednak do metra, stacje były niezbyt ciekawe, raczej w każdym nawet najmniejszym zakamarku było sporo syfu, okropnie duszno i strasznie śmierdziało. Na ścianach widniała różnego rodzaju 'sztuka', zaczynając od grafitti, kończąc na ciekawie ułożonych mozaikach. Jazda metrem nigdy nie była nudna. Można było spotkać tu różnych artystów, śpiewaków, komików, tancerzy czasem ich poziom był mega wysoki, a czasem występ tak śmieszny, że nie sposób było nie sięgnąć do portfela po dolara. 

Pierwszym naszym kierunkiem było Brooklyn Museum, w którym spędziłyśmy kilka godzin. Pięciopiętrowe muzeum serwowało różnorodną i bogatą sztukę, zarówno historyczną jak i nowoczesną. Ilość i różnorakość eksponatów, wywoływały ogromne wrażenie. Można było zobaczyć drzewko bonsai wyrastające z fortepianu, kolorowego samuraja bez głowy z dwoma mieczami w dłoniach, różnorako przyozdobione piękne talerze czy na przykład, mega stary ale za to jaki piękny, różowy rower. W zasadzie nawet jeśli ktoś nie interesuje się takimi rzeczami jak te, to jestem pewna że i tak widok tego wszystkiego zrobiłby nie małe wrażenie. 

Po długim czasie spędzonym w muzeum postanowiłyśmy coś zjeść. 

Wszędzie serwowane były wielkie kanapki, sałatki, hamburgery, frytki. Można było tez znaleźć kuchnie włoską, chińską a nawet i polską. 

Dzisiejszego dnia postawiłyśmy na tą ostatnią. Czyli na kuchnię, przy której wychowywałam się od dziecka. 

Weszłyśmy do Polskiej restauracji zajmując stolik przy oknie. Od razu poczułam zapach przypominający mi dom. Choć byłam na drugim końcu świata, czułam się jak u siebie. Na ścianach wisiały zdjęcia, przedstawiające najpiękniejsze części naszego kraju. Rozpoznałam tam pałac kultury, rynek w Krakowie, Mazury czy warszawskie łazienki. Wszędzie w koło nas siedzieli Polacy, byłam mega szczęśliwa, że po tak długim czasie nieobecności w moim kraju, wreszcie mogłam posłuchać czy porozmawiać w swoim ojczystym języku. 

Pani kelnerka wzięła od nas zamówienie. Ja wzięłam dla siebie golonkę na piwie z zasmażaną kapustą, a Dami poleciłam, żeby spróbowała czegoś tradycyjnego, czyli bigos i pierogi ruskie. Zajadałyśmy się tymi pysznymi daniami. Dami była zachwycona nasza kuchnią. Bigos nie za bardzo jej smakował, ale mówiła że pierogi są genialne. Cieszyłam się że jej smakują. Posiedziałyśmy chwile i po zjedzonym obiedzie, wyszłyśmy z restauracji i wróciłyśmy do hotelu. 

Czekał nas pracowity wieczór.

 Musiałyśmy zrobić biznesplan, żeby móc przedstawić go projektantowi z którym byłyśmy umówione następnego dnia. Na nasze szczęście Karl Lagerfeld, również był w tym samym czasie w Nowym Jorku i zgodził się na spotkanie z nami. Musiałyśmy być bardzo dobrze przygotowane. No w końcu od tego zależało czy będzie chciał wystawiać swoje ubrania w butiku Dami. 

Oprócz spotkania z projektantem, czekało nas także spotkanie z właścicielem lokalu. Miałyśmy więc kompletnie zapchany jutrzejszy dzień. Wiedziałyśmy że jutro nic ciekawego nie zdołamy zobaczyć, więc dalsze zwiedzanie zostawiłyśmy na dzień kolejny.

Obie obudziłyśmy się mega późno, więc jak najszybciej się zebrałyśmy i ruszyłyśmy na spotkanie. Zawołałyśmy taksówkę i wskazałyśmy kierowcy adres pod który chciałyśmy dojechać. Kierowca podwiózł nas pod niewielką, ale jakże uroczą kawiarnie. Dziwiłam się, że projektant takiej sławy jak Lagerfeld chciał spotkać się w takim miejscu. Stawiałam raczej na coś wielkiego, na coś z pompą, jakąś mega luksusową restaurację albo wypasiona willę z basenem. 

Weszłyśmy do środka i zobaczyłyśmy siwego mężczyznę, siedzącego przy niewielkim stoliku pod oknem. Mężczyzna wyglądał tak, jak widziałam go na zdjęciach w Internecie. 

Miał długie, spięte w kucyk włosy, był starszy, no i miał założone wielkie, czarne okulary przeciwsłoneczne, które zasłaniały mu pół twarzy. 

Kiedy podeszłyśmy bliżej i przedstawiłyśmy się, mężczyzna wstał ze swojego miejsca, podał nam rękę i poprosił żebyśmy usiadły. Byłam przerażona. Świadomość tego z kim siedzę, kompletnie odebrała mój zdrowy rozsądek. Z początku nie miałam pojęcia co powiedzieć i czy w ogóle się coś odzywać. Ta postać odbierała mi mowę... Jednak kiedy zauważyłam, że Dami nie może sobie poradzić z przedstawieniem mężczyźnie swojej oferty, wzięłam sprawę w swoje ręce. 

Zareklamowałam jej butik najlepiej jak tylko potrafiłam. Mężczyzna przysłuchiwał się uważnie temu, co miałam do powiedzenia po czym powiedział że odezwie się do nas. 

Tyle... Koniec... 

Nawet nie spojrzał na biznesplan który przygotowałyśmy, nawet nie wtrącił swoich uwag, o nic nawet nie pytał. 

Nic... Tyle... 

Powiedział że się z nami skontaktuje i w zasadzie było po spotkaniu. 

Wyszłyśmy z kawiarni mega rozczarowane. Miałyśmy nadzieję, że mężczyzna będzie zachwycony naszą propozycją i pozytywnie nastawiony.

- Kompletna klapa – skwitowała Dami, kiedy siedziałyśmy w taksówce udając się na miejsce gdzie miał być butik.

- Będzie dobrze. Zobaczysz – powiedziałam nie do końca przekonana.

- Kate, on nawet nic nie powiedział – mówiła załamana

- Jak nie? Powiedział przecież, że się z nami skontaktuje – powiedziałam, próbując pocieszyć dziewczynę. To jednak nic nie dało. 

Dojechałyśmy na miejsce kompletnie załamane i bez jakichkolwiek chęci do oglądania lokalu.

Pomieszczenie było takie jak na zdjęciu, ogromne mocno rozświetlone, no i przede wszystkim ulokowane w bardzo dobrym miejscu. Dami była bardzo zadowolona z wyglądu lokalu. Był dokładnie taki jak sobie wymarzyła. Zaczęła już nawet planować jaki kolor będą mieć ściany, czy co i w którym miejscu postawi. 

Była taka radosna, wisielczy humor jak miała po spotkaniu z projektantem, całkowicie zniknął. Porozmawiałyśmy jeszcze z właścicielem dogadując szczegółów, a następnie Dami podpisała umowę na pięć lat. 

Lokal był już do jej dyspozycji więc nawet, jeśli miała by ochotę zacząć go urządzać od zaraz, mogła by to zrobić. 

Po spotkaniu wstąpiłyśmy do sklepu i zaopatrzyłyśmy się w dobre wino, które wypiłyśmy już w hotelu. A kiedy już byłyśmy lekko wstawione położyłyśmy się spać...


G-Dragon... Saranghae!Where stories live. Discover now