Rozdział 48

1.5K 103 55
                                    

Nowy bohater:


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Pablo: Hiszpan. Przystojny, młody, otwarty na ludzi. W Korei jest od niedawna. Wraz z przyjacielem otworzyli hiszpańską restaurację 'El Toro'.


Kiedy szłam do metra usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. 

Wygrzebałam urządzenie z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. 

Na moją twarz wszedł ogromny uśmiech

- Cześć – powiedziałam radośnie, do telefonu.

- Hej, jak się czujesz? Co u Ciebie? – spytał wyraźnie zmęczony JiYong. 

Odpowiedziałam na jego pytania i sama zadałam kilka. Chłopak poinformował mnie, że cały dzisiejszy dzień i pół wczorajszej nocy przygotowywali się do jutrzejszego koncertu, że jest okropnie zmęczony i że już nie ma na nic siły. Powiedział że bardzo za mną tęskni i że mnie kocha. Że chciałby, żebym była tam z nimi i w dalszym ciągu nie rozumie dlaczego mnie tam właściwie nie ma. 

Opowiedziałam mu dzisiejszy dzień, a on powiedział, że cieszy się z tego że nie siedzę w domu i nie rozmyślam, tylko bawię się z innymi ludźmi. Opowiadał mi co robią chłopcy, nawet przez kilka minut z nimi rozmawiałam. Miło było usłyszeć ich głosy. Byli bardzo zmęczeni ale i radośni. 

Opowiadali o tym jak bardzo cieszą się, że ponownie mogą wejść na scenę i zaprezentować nowy materiał fanom. Rozmawialiśmy dobre dwie godziny. W zasadzie rozmawiałam z JiYongiem przez całą swoją drogę do domu. 

Kiedy weszłam do tego cholernie pustego miejsca, zdjęłam tylko buty i kontynuowałam rozmowę, siedząc na kanapie w salonie.

- Za jakieś trzy tygodnie gramy w Seulu, nie znam dokładnej daty ale jak tylko się dowiem czegoś więcej to załatwiam ci Vipówkę i przychodzisz na koncert – wyjaśnił.

- No to nie mogę się już doczekać – oznajmiłam radośnie. 

Pogadaliśmy jeszcze chwilę, po czym pożegnaliśmy się a następnie rozłączyli. Westchnęłam ciężko odkładając telefon na stolik. Byłam cholernie zmęczona, w sumie nie ma się co dziwić skoro nie przespałam tej nocy. 

Nie chciało mi się iść do pokoju, nie chciało mi się nawet przebrać. Położyłam się w ciuchach na kanapie i kiedy tylko zamknęłam oczy momentalnie zasnęłam.

Dni mijały szybko i były do siebie podobne. W zasadzie to każdy wyglądał tak samo. 

Budziłam się rano, brałam prysznic, jadłam śniadanie i szłam do pracy. W butiku zazwyczaj nie miałam co robić, bo wszystkie klientki były Koreankami. Czasami jedynie zdarzało się, że do sklepu weszła jakaś kobieta z za granicy. Wtedy miałam pole do popisu. 

Siedziałyśmy z Dami do osiemnastej, a w niektóre dni do dwudziestej, po czym rozchodziłyśmy się każda w swoją stronę. Czasem wychodziłyśmy gdzieś razem na jakąś kolację, wtedy wracałam dość późno do domu i nie miałam już na nic siły. 

Codziennie rozmawiałam z JiYongiem i chłopakami przez telefon lub na skype. Opowiadali mi jak mija im trasa i jak wyglądają koncerty. Byli bardzo szczęśliwi. Cieszyłam się tym, że są zadowoleni.

Z dnia na dzień nudziłam się coraz bardziej. W zasadzie już pierwszego tygodnia wysprzątałam cały dom na idealny błysk, więc później nie miałam już co robić. Codziennie odliczałam dni do koncertu chłopaków, który miał być w Seulu. Nie mogłam się już doczekać kiedy ich wszystkich zobaczę. 

Zazwyczaj po powrocie z pracy włączałam komputer i oglądałam filmiki z koncertu lub jakieś stare programy rozrywkowe z ich udziałem. Lubiłam je oglądać. Zawsze miałam dużo śmiechu przy tym, przypominały mi się nasze wygłupy, wspólne spędzanie czasu. Tęskniłam za tą piątka cholernie bardzo. Wkurzała mnie myśl, że oni mają siebie nawzajem, a ja tu jestem kompletnie sama. 

Nawet w akcie kompletnej desperacji, dzwoniłam do Polski, żeby pogadać, to z mamą to z siostrą czy ze znajomymi. Wszyscy się dziwili, kiedy pierwszy raz wykonałam do nich telefon. Wcześniej tego nie robiłam, byłam zajęta rzeczami które działy się tutaj.

Kompletnie zapomniałam o tym, że kiedyś żyłam gdzie indziej. Czułam się tu jak u siebie w domu i jakbym mieszkała tu od zawsze.

Dzisiaj po pracy postanowiłam, że wyjątkowo nie wrócę do domu metrem, a pieszo. Znałam już na tyle dobrze ulice tego wielkiego miasta, żeby się nie zgubić. Pożegnałam się z Dami i wyszłam z butiku, ruszając w dobrze znanym mi kierunku. Szłam myśląc o tym, co mogę robić ciekawego przez następne dni. 

Wymyśliłam, że potrzebuję czegoś nowego, jakiejś zmiany. Postanowiłam że następnego dnia pójdę do fryzjera. Nie chciałam jednak zmieniać tego drastycznie. Wystarczyło przyciąć jedynie końcówki i położyć jakiś kolor. 

Kiedy tak szłam szukając w telefonie odpowiedniego koloru pasującego do mojej jasnej karnacji i niebieskich oczu, zza rogu z impetem ktoś na mnie wyskoczył, mocno przy tym mnie uderzając i przewracając na ziemię. 

Po zderzeniu mojego łokcia z chodnikiem jęknęłam głośno z bólu. Miałam wrażenie, że moja ręka roztrzaskała się w drobny mak.

- Najmocniej Cię przepraszam – powiedział ktoś w języku angielskim, pochylając się nade mną. 

Podniosłam swój wzrok i ujrzałam wysokiego bruneta o ciemnej karnacji. Wyciągnęłam do niego rękę, żeby pomógł mi wstać. Chłopak chwycił moją dłoń, pociągając mnie na równe nogi.

- Cholera – powiedziałam, otrzepując ubranie z brudu – Mógłbyś trochę uważać – dodałam. Podniosłam swój obolały łokieć, tak żebym mogła na niego spojrzeć. 

Materiał bluzki był cały rozdarty, a z ręki sączyła się krew. Przejechałam delikatnie palcem krwawiącą ranę, sycząc przy tym z bólu.

- Zostaw. Nie ruszaj – powiedział chłopak, po czym sięgnął do swojego plecaka i wyciągnął małą apteczkę

- Zawsze nosisz to ze sobą? – spytałam zdziwiona, wskazując palcem na plastikowe pudełko z zielonym krzyżykiem

- Tak – odpowiedział, uśmiechając się szeroko – Wiesz, jak się jeździ na desce, to warto ją mieć blisko. Nie wiesz kiedy ci się coś może stać – powiedział, a ja pokiwałam głową na jego słowa. 

Chłopak otworzył pudełko, wyciagając z niego małą buteleczkę z wodą utlenioną i kilka gazików. Złapał delikatnie moją rękę, podwinął rękaw i przykładając mokry już gazik, przemył delikatnie krwawiące miejsce. 

Znów syknęłam z bólu, to tak cholernie piekło... 

Kiedy już rana była czysta, chłopak zrobił okład i zabandażował mi dokładnie łokieć

- Dzięki – powiedziałam, uśmiechając się lekko

- Nie dziękuj. To moja wina, nie zauważyłem Cię. Jeszcze raz przepraszam – mówił 

- Jestem Pablo – przedstawił się, wyciągając swoją dłoń. 

Spojrzałam na niego niepewnie, nie wiedziałam czy chce się mu przedstawiać, czy zwyczajnie powinnam go olać i iść dalej. 

Stwierdziłam, że jednak się przedstawię... 

- Kate – powiedziałam, łapiąc jego rękę i potrząsając nią lekko...


P.s Witajcie kochani :) Mam nadzieję, że rozdziały się podobają. Jutro zapraszam na kolejne dwa :)

G-Dragon... Saranghae!Where stories live. Discover now