99.

565 29 33
                                    

Trzynaście lat później

Rose przetarła oczy, otwierając je na świat. Nagle poczuła usta męża na policzku.
- Hej.- przywitał się z nią Gilbert, na co Rose posłała mu lekki uśmiech.- Pójdę zrobić śniadanie.
- Dobrze.- odpowiedziała przewracając się na drugi bok. W końcu jednak wstała i ruszyła za mężem do kuchni, a tam zastała również jedzących już Clovera, Daisy oraz Deli, która tego dnia miała mieć egzamin w szkole. Widać było po braku jej apetytu, że się denerwuje.
- Dzień dobry.- przywitała się z nimi Rose, a gdy coś mruknęli w odpowiedzi, ta zasiadła przy najmłodszej córce, Gai, aby pomóc jej jeść.- Clover, pamiętaj, że dzisiaj jest pogrzeb. Po lekcjach wracacie prosto do domu.
- Wiem, mamo.- powiedział cicho chłopak, obok którego siedział ojciec.
- Będzie pewnie całe Avonlea.- zauważył smutno Gilbert.- Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
- Ani ja.- odpowiedziała Rose, jednak temat się zmienił, gdy do pokoju dołączył też Bash.
- Nic nie przełknę.- rzuciła Delphine odsuwając od siebie talerz.
- Jest aż tak niejadalne?- spytał jej ojciec, co spotkało się zr śmiechem Gilberta.
- Nie zdam, a jak nie zdam, to nie dostanę się do dobrej szkoły w Charlottetown.
- Na pewno się dostaniesz.- uspokoiła ją Rose.- Uczyłaś się przez ostatnie dni nawet w nocy. Dasz sobie radę, a teraz coś zjedz, żeby nie zasłabnąć w szkole.- na te słowa Delphine przytaknęła powoli i przysunęła się bliżej stołu. Brunetka przeanalizowała twarze bliskich zdając sobie sprawę, że ktoś brakuje.- Gdzie Lilianna?- spytała drugą z bliźniaczek, na co ta wzruszyła ramionami.
- Pójdę po nią.- zaproponował Blythe.
- Jedz, ja pójdę.- rzuciła jego żona, po czym ruszyła w stronę schodów.- Lily?- spytała Rose, pukając cicho do drzwi. Gdy córka nie odpowiedziała, weszła do środka, a widząc Lilianne skrytą pod kołdrą, podeszła do niej.- Wstawaj, zaraz masz lekcje.- powiedziała łagodnie odkrywając córkę. Nagle dostrzegła na jej policzkach łzy, a czerwone i opuchnięte oczy zdradzały.- Co się stało?
- Nie chce tam iść.- zapłakała dziewczynka, na co Rose pogładziła ją po głowie.
- Dlaczego? Coś się stało w szkole?- spytała, a gdy Lily nie odpowiedziała, ta domyśliła się odpowiedzi.- Możesz zostać jeśli chcesz, ale uciekanie przed problem nie pomoże.- wyjaśniła bez odpowiedzi.- Odpocznij.- dodała, po czym pocałowała córkę w czoło, wstała i wróciła do reszty domowników, którzy rozmawiali wciąż o egzaminie Deli.
- Dasz sobie radę, kochanie.- powiedział do Delphine.- Jak wrócisz, to to uczcimy.
- Planowanie przynosi pecha.- zauważyła dziewczyna.
- Gdzie Lily?- spytał siadającą przy stole żonę Gilbert.
- Źle się czuje. Zostanie dziś w domu.- wyjaśniła Rose, po czym dodała ciszej.- Musimy później porozmawiać.
- Też chce zostać!- zawołała Daisy.
- Nie ma opcji.- powiedział zdecydowanie Gilbert, na co ta zmarszczyła gniewnie brwi.- Nauka jest ważna.
- Więc dlaczego Lily zostaje w domu?
- Bo jest chora.- wyjaśniła jej matka.- Jak ty będziesz źle się czuć, to też pozwolę ci zostać.
- Świetnie, znów będą się z niej śmiać.- rzuciła dziewczynka, na co Rose zamarła.
- Słucham?- zdziwiła się.- Jak to? Kto się z niej śmieje?
- Dziewczyny.- odpowiedziała Daisy z pełną buzią, a Rose spojrzała wymownie na Gilberta.- Mówią, że jest dziwna.
- Dlaczego?- spytał Bash.
- Bo chodzi ciągle w kapeluszu i zachowuje się jak chłopak. Ostatnio powiedziała, że nie lubi sukienek...
- Daisy, to twoja siostra.- przerwał jej ojciec.- Powinnaś stawać po jej stronie.
- Ale mają rację.- rzuciła, jedząc. Zapanowała chwila ciszy, aż Gilbert spojrzał na zegar.
- Zbierajcie się do szkoły.- powiedział, na co dzieciaki wstały od stołu i skierowały się do wyjścia.
- Powodzenia na egzaminie!- zawołał Bash, a jego córka pomachała mu znacząco oddalając się.

Rose siedziała przy stole zamyślona, podczas gdy Gilbert zbierał naczynia. Bash z kolei szykował się do wyjścia na farmę.
- Nie przejmuj się. Dzieciaki...
- Nie powinni się z niej śmiać.- rzuciła przerywając mu Rose.- Są dziećmi, a już mówią takie rzeczy. To okropne.- stwierdziła, na co ten usiadł naprzeciwko niej.
- Wiesz dobrze, że dzieci potrafią być gorsze niż dorośli.- powiedział ciszej, a Rose pokręciła głową.- Wiem, że zrobiłabyś wszystko, żeby uchronić Clovera, Daisy, Gaie czy Lilianne przed tym, co spotkało ciebie, ale...
- Nie mów, że nie mogę.
- Nie możesz.- wyjaśnił jej. Rose chciała, żeby jej dzieci były szczęśliwsze niż ona, a jednak pod jej nieuwagę Lily była wyśmiewana przez inne dzieci. Myśl, że nic nie może z tym zrobić nie pozwalał jej oddychać, przez co ta wpadała w panikę. Gilbert dobrze o tym wiedział. Bardzo dobrze znał ukochaną oraz jej przeszłość i lęki. Jej życia już nic nie zmieni, ale życie ich dzieci chciała zmienić w to, czego nie miała. Pełne miłości, akceptacji i radości. A jednak coś się przemknęło. Strach. Rozpacz. Upokorzenie.- Kochasz ich, wiem o tym doskonale, bo też chce dla nich jak najlepiej, ale przed tym ich nie uchronisz. Ludzie są okrutni, zwłaszcza ci, którzy mają się za lepszych od nas, którzy nie akceptują Basha i Delphine.
- Nie chce, żeby płakała.- wyszeptała Rose, na co Gilbert złapał ją za dłonie i lekko je ucałował.
- Weźmy ją do sadu. Porozmawiamy z nią.
- Dobrze.- zgodziła się. Dziewczynka niechętnie udała się z rodzicami do sadu, który tak kochała. Od kiedy pamiętała, sad pachniał jabłkami i kwiatami. Szła przodem rozglądając się po terenie.
- Trzeba sprawdzić jabłka.- rzucił Gilbert wyciągając nóż i podchodząc do jednego z drzew. Rozkroił jedno z okrągłych owoców, które prosiło się o zjedzenie.- Lily, chcesz połowę?- spytał, na co ta podeszła do ojca i z uśmiechem przytaknęła. Gilbert podał jej połowę jabłka, a drugą sam ugryzł biorąc żonę pod rękę.- Niedługo będzie sporo pracy przy zbiorach.
- Nie tylko tutaj. Zboże również prosi o zbiór.
- Faktycznie. Steven i Bash coś o tym mówili.- wyjaśnił mężczyzna, patrząc na córkę.- Lily?- spytał, na co dziewczynka zatrzymała się.- Mówiłem ci o podróżach po portach?
- Tak, najbardziej lubię tą o Trynidadzie. Naprawdę wszyscy tam wyglądają jak wujek Bash?- spytała, a Gilbert się uśmiechnął, kucając przed nią.
- Większość. Byłem tam jednym z nielicznych białych mężczyzn. Ludzie nie akceptowali mnie. Sądzili, że jestem inny niż oni, bo mam inny kolor skóry. To samo było, gdy wujek przyjechał tutaj. Ale wiesz, każdy jest inny. Mamy różne kolory skóry, włosów, oczu, ale też równe charaktery. Nie każdy to rozumie, stąd też dzieci często odrzucają kolegów, którzy są...
- Dziwni?- spytała, a Rose pokręciła głową.
- Nie jest dziwna.- powiedziała powoli brunetka.- Jesteś po prostu inna i nie ma w tym nic złego. Każdy z nas jest inny.
- Nie prawda. Jestem brzydka i głupia.
- Kto tak powiedział?- spytał ją Gilbert, na co oczy dziewczynki się zaszkliły. Gdy chłopak to dostrzegł, złapał córkę za ręce.- Możesz nam powiedzieć, kochanie.
- Nie chce chodzić do szkoły.- rzuciła jedynie dziewczynka.
- Ale szkoła to nie tylko dzieci. To głównie nauka, która jest bardzo ważna w przyszłości.
- Nie obchodzi mnie to!- krzyknęła Lily, której po policzkach spłynęły łzy.- Nie chcę tam być! Nie pasuje tam!- dodała, po czym pobiegła między drzewami, a Gilbert potarł kark załamany, wstając z klęczek.
- Masz rację. To poważna sprawa.- powiedział do żony, która przytaknęła i ruszyła w stronę wyjścia z sadu.- Gdzie idziesz?
- Nie dam im jej obrażać.- rzuciła jedynie, kierując się do szkoły.

Stała przed budynkiem, czekając na przerwę, w czasie której dzieci wychodziły na zewnątrz. W końcu tak się stało, a ona podeszła bez zastanowienia do koleżanek z klasy córek, w tym też do Cordelii, córki swojej rudowłosej przyjaciółki.
- Dzień dobry ciociu.- powiedziała dziewczynka.- Daisy została w środku. Mam ją zawołać?
- Nie, chciałam z wami porozmawiać.- wyjaśniła patrząc po dziewczętach.
- Chodzi o Lilianne? Nie było jej na pierwszej lekcji.
- Słyszałam, że się z niej naśmiewacie.- rzuciła prosto z mostu, a widząc zakłopotanie na twarzach dzieci, postanowiła kontynuować.- Nie wolno oceniać innych w tak bolesny dla nich sposób. A gdyby z was ktoś się śmiał? Mówił, że jesteście brzydkie i głupie?
- My tylko...- zaczęła jedna z dziewcząt.- Przepraszamy, pani Blythe, nie robiłyśmy tego by ją obrazić. Ona po prostu...
- Jest inna niż wy, ale to nie znaczy, że jest gorsza.- wyjaśniła zdecydowanie.- Jeśli jeszcze raz usłyszę, że ją obrażacie, porozmawiam z waszymi rodzicami i zrobię wszystko, żebyście potem ze wstydu nawet nie spojrzały w kierunku moich dzieci.- dodała, analizując twarze dzieci.- Miłego dnia.- dopowiedziała, po czym obróciła się i ruszyła w stronę domu. Po drodze jednak dostrzegła Daisy, rozmawiającą w krzakach z Mike'iem Andrews. Uśmiechnęła się lekko, widząc jak chłopak łapie młodszą o rok dziewczynkę za dłoń, a następnie ruszyła dalej, by przegotować się do nadchodzącej uroczystości pogrzebowej.




Heeej
Jest! Dodany! Niestety został nam jeszcze jeden rozdział, w czasie którego wydarzy się tak dużo, że trzymajcie się foteli, a i sam rozdział z pewnością będzie dłuższy niż normalnie (ten ma 1380 słów, a zazwyczaj ograniczam się do 1000) ♥️ jak myślicie? Ci się wydarzy z Lilianną? Kto umarł? Co jeszcze nas czeka? Może ktoś powróci?

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz