8.

1.1K 67 6
                                    

Dziewczyna wsiadła na swojego konia, po czym zaczęła jeździć na nim wokół zagrody. Po chwili koń zaczął galopować, a Rose sprawnie nim prowadziła.
- Ładnie ci idzie!- zawołał do niej ojciec, który przyglądał się wszystkiemu ze stajni, gdzie po chwili zniknął. Nie tylko on przyglądał się jej jeździe. Przy bramie zatrzymał się Gilbert, który przyjechał w interesach do pana Murphy'ego. Uśmiechnął się pod nosem widząc galopującą dziewczynę. Zszedł z konia, po czym poprowadził go w stronę zagrody. Rose zaczęła jechać szybciej, a koń sprawnie odbierał jej przekazy odnośnie jazdy. Dziewczyna zaśmiała się szczerze szczęśliwa z nauki, co wywołało ciepło na sercu chłopaka. Jeszcze nie widział jej tak szczęśliwej. Zwłaszcza, że widywał ją widocznie w szkole, gdzie była ciągle poniżana przez nauczyciela.
- Dzień dobry!- zawołał do niej Gilbert, na co ta spojrzała w stronę chłopaka.
- Gilbert?- spytała zdziwiona zwalniając galop, aby w końcu zatrzymać konia przed wejściem do zagrody.- Co tu robisz?
- Przyjechałem do pana Murphy'ego. Dziwne, że jesteś tu od niedawna, a koń słucha cię jakby znał cię od zawsze.- stwierdził przywiązując swojego konia do płotu. Ta uśmiechnęła się lekko słysząc komplement, po czym złapała za siodło, chcąc z niego zejść.- Pomogę.- zaproponował chłopak, wchodząc do zagrody. Dziewczyna nie zdążyła zaprzeczyć, bo chłopak stanął obok niej i złapał ją za biodra, by pomóc jej zejść z konia. Ta wyjęła stopy ze strzemienia i już po chwili stała na ziemi.
- Dzięki.- rzuciła głaszcząc zwierzę po grzbiecie.- To nie moja zasługa, a mądrego konia.
- No nie wiem.- stwierdził również dotykając jego grzbietu.- Konie są różne, ale dużo zależy od tego, kto na nim siada. Masz talent. Może powinnaś startować w wyścigach konnych.
- Jasne, w czasie między nauką, a obowiązkami.- zaśmiała się irocznicznie dziewczyna.
- Pan Philips nieźle się na ciebie uwziął.- odparł patrząc na Rose, która posmutniała na wspomnienie znienawidzonego nauczyciela.- Nie przejmuj się. Nadrobisz zaległości.
- Nie wiem od czego zacząć. Przydałaby mi się dodatkowe lekcje, ale nie zniosę pana Philipsa jeszcze po szkole.- stwierdziła podchodząc do bramki. Chłopak utkwił swój wzrok w nicości, myśląc nad słowami dziewczyny.
- Ja mogę ci pomóc.- wypalił nagle, a ta spojrzała na niego zdziwiona.
- W czym?
- W lekcjach. Uczę się dobrze, więc mógłbym pomóc ci nadrobić zaległości.- zaproponował, na co ta otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale nie wiedziała co odpowiedzieć. To był dobry pomysł, jednak nie była pewna, czy powinna zważając na zakaz rozmowy z chłopakiem. I tak ryzykowała rozmawiając z nim teraz. Zależało jej na przyjaciołach i nie chciała ich stracić przez niepotrzebne spotkania z Gilbertem. No właśnie, ale czy na pewno owe spotkania miały być niepotrzebne? Rose w odpowiedzi cicho się zaśmiała, a Gilbert do niej podszedł.- Nie żartuje.
- Domyślałam się, ale...- urwała, poprawiając kosmyk włosów.- Sama nie wiem. Chcesz mnie uczyć?
- Nie jestem nauczycielem, ale mogę ci wyjaśnić to, czego nie rozumiesz.
- Jest tego sporo.- zaśmiała się nerwowo, po czym spojrzała w jego oczy. Nie kpił z niej. Chciał jej szczerze pomóc. Nikt nigdy nie zaproponował czegoś takiego, przez co Rose nie wiedziała, co powiedzieć.- Okej.- rzuciła w końcu, na co Gilbert się rozpromienił.
- Świetnie.
- Świetnie.- powtórzyła po chłopaku patrząc wciąż w jego oczy. Dopiero po chwili wyszła z zagrody, a za nią jej towarzysz.- Pan Murphy jest w stajni.
- Dzięki.- rzucił Gilbert.- Omówimy sprawę w szkole?
- Nie.- wypaliła szybko dziewczyna ku zdziwieniu gościa.- Znaczy...nie chce, żeby Ania poczuła się gorzej, że to ty, a nie ona będziesz mi pomagać.- wybrnęła, a ten przytaknął rozumiejąc problem. Rudowłosa oraz brunet rywalizowali ze sobą w sprawie ocen, więc ta mogła obrazić się na przyjaciółkę za zdradę.
- Rozumiem. Coś wymyślę.- stwierdził, po czym ostatni raz uśmiechnął się do dziewczyny i poszedł w stronę stajni. Rose obróciła się do jego konia, którego nakarmiła jabłkiem. Uśmiechnęła się pod nosem zdając sobie sprawę, że właśnie zgodziła się częściej spotykać Gilberta Blythe'a.

Podczas kolacji nikt się nie odezwał. Każdy był zajęty posiłkiem.
- Odwiedził mnie dziś młody Blythe.- rzucił nagle pan Murphy, na co Rose zamarła smarując grzankę.
- Czego chciał?- spytała jego żona.
- Prosił o trochę drewna na opał, bo jego się kończy. Zima jest sroga, a chłopak ma na utrzymaniu cały dom. John za wiele nie może zrobić w takim stanie.
- Biedny chłopak. Pewnie ma dużo na głowie.- posmutniała kobieta. Rose spojrzała na nich, po czym postanowiła zagaić rozmowę.
- Co do Blythe'ów, to miałaś rację, że Gilbert jest bardzo miły.- zaczęła nieśmiało dziewczyna.
- Owszem, bardzo chwalił twoją jazdę dzisiaj.- zauważył Steven, na co Rose mało się nie zarumieniła.
- Zaproponował mi pomoc w lekcjach. Mam trochę braków, a pan Philips jest wymagający...
- Jeśli pytasz, czy nie mamy nic przeciwko, żeby ci pomagał, to nie. Myślę, że to dobry pomysł. Zawsze więcej możesz wyciągnąć z pomocą znajomego niż siedząc przed książkami w samotności.- powiedziała z uśmiechem pani domu.
- Też tak myślę, ale mam szlaban i szkołę, i nie wiem czy będę mieć tyle czasu, żeby pomagać przy koniach.
- Nie przejmuj się. Dla dobra nauki mogę znieść ci szlaban w weekendy.- stwierdził mężczyzna, a jego żona przytaknęła gestem głowy.- Tylko macie się uczyć.
- Taki jest plan.- odpowiedziała dziewczynka poprawiając włosy.
- A jak się trzyma Diana? Jej mama zmieniła zdanie?- spytała pani Murphy.
- Jeszcze nie.
- Pani Barry powinna odpuścić ten zakaz. Nie ma on sensu, a tylko sprawia przykrość dziewczynkom.
- Daj spokój, Valentina.- powiedział do niej mąż.- To sprawa pani Barry. Wiesz, że mają oni różne dziwactwa.
- Jesteśmy umówieni na piątek.- wypaliła kobieta zmieniając temat.
- Umówieni?- spytał jej mąż.
- Do urzędu. Mówiłam ci przecież. Z rana jedziemy wszyscy do Charlottetown.
- Dlaczego?- odezwała się niepewnie Rose. W jej głowie pojawiła się jedna myśl. Zapakują ją do pociągu i oddadzą, jednak nie mogli tego zrobić. Obiecali jej, że z nimi zostanie, a nie rzucali słów na wiatr.
- Chcemy, żebyś nazywała się Rose Murphy.- wyjaśnił pan domu, na co dziewczynka szeroko się uśmiechnęła, po czym znów spoważniała.
- Ale ja w piątek mam jeszcze lekcje. Nie mogę opuścić zajęć.
- Raz nic się nie stanie.- stwierdziła lekceważąco pani Murphy. A właśnie, że się stanie i Rose doskonale o tym wiedziała. Nie chciała prowokować nauczyciela do kolejnych kompromitujący komentarzy. Z drugiej strony marzyła o tej chwili od zawsze. Mieć nazwisko, przynależeć do rodziny. Nie mogła nie powiedzieć o tym Ani, która doskonale znała to uczucie, gdy jesteś dołączona do nowej rodziny. A za kilka dni miała poznać je też brunetka bez nazwiska.

Dodaje ♥️ jak wam się podoba rozdziałek? Dajcie koniecznie znać
Poza tym jak myślicie? Gilbert będzie dobrym nauczycielem Rose? Co na to Ania?
Uwielbiam wasze teorię więc śmiało je piszcie 😘😘😘😘

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now