51.

761 48 12
                                    

Rose po śniadaniu założyła płaszcz, po czym ruszyła w stronę szkoły. Zamyślona miała w głowie tylko wczorajszy protest, na zakończenie którego zrobiła coś, co do tej pory sprawiało, że chciała cofnąć czas. Jak mogła powiedzieć Gilbertowi coś takiego? Zwłaszcza podczas pierwszej od dawna swobodnej rozmowy? Cóż, nie tylko to wywoływało u niej paraliż. Gdy doszła na teren szkoły, dosłownie zamarła, widząc węgiel i popiół w miejsce budynku. Co gorsza, brakowało wśród gruzów tylko jednego - prasy drukarskiej.
- Nie...- wyszeptała, a obok niej po chwili pojawiła się Ania i Diana.
- O Boże.- zapłakała Diana. Ania z kolei zasłoniła usta dłonią, załamana myślą, że to przez jej artykuł i bunt ktoś spalil im szkołę. Uczniów przybywało, a i sama panna Stacy nie kryła rozpaczy.
- Wszystko straciliśmy. Przeze mnie.- rzuciła po chwili Ania.
- Nie, to nie jest wina ani Ani, ani nikogo z nas.- stwierdziła nauczycielka, patrząc na nastolatków.- To wina ciasnych umysłów. Może nigdy nie dowiemy się, co zaszło, ale nie powstrzyma nas to, ani nie uciszy. Ten podły akt dowodzi naszego wpływu. Brawo. Teraz skupmy się na waszej przyszłości i egzaminach wstępnych.- zaproponowała, na co rudowłosa obróciła się wściekła i pobiegła w stronę domu Gilberta, gdzie miała zamiar spotkać panią Linde.

Siedzieli przy oknie, ucząc się i głośno przeżywając stratę szkoły, podczas gdy reszta grupy piła przygotowaną przez pannę Stacy lemoniadę.
- To przerażające, że ludzie mogą posunąć się do takiej zbrodni, by narzucić nam swoje poglądy.- stwierdziła Rose.
- Ciekawe, czy Ania i pani Linde ich rozliczą.- zastanowił się Gilbert, na co brunetka prychnęła.
- Już im współczuję zemsty Ani Shirley Cuthbert.- rzuciła, a chłopak przymknął książkę ze uśmiechem.
- Nie da się ukryć.- powiedział, gdy Rose spojrzała do notatek.- Pożyczysz pióro?- spytał, na co zaczytana brunetka podała mu przedmiot bez słowa. Chłopak zapisał coś, po czym ta znów się odezwała.
- Co teraz? Będziemy się tu uczyć do egzaminów, ale szkołę trzeba będzie odbudować, żeby inne dzieci i młodzież mogli się rozwijać edukacyjnie.
- To okropne, że spalili szkołę.- westchnął chłopak, na co panna Stacy warknęła.
- Nie zaczynaj.- rzuciła do Gilberta, widocznie zdenerwowana tym tematem.
- Ale teraz czuję, że świat można zmienić.- kontynuował brunet, gdy kobieta udała się do sąsiedniego pomieszczenia.
- Obawiam się, że ta wiedza będzie cierniem w boku starego porządku.- powiedziała dziewczyna, na co chłopak spojrzał na nią.
- Owszem.- przytaknął, a Rose uśmiechnęła się w jego stronę.- A ja nie mogę być wiejskim lekarzem wydającym wyroki śmierci.- stwierdził, na co brunetka oderwała się od książki i spojrzała zaciekawiona na chłopaka.- Tak wiele jeszcze nie wiemy. Ludzi można ratować, ale wciąż nie wiemy jak.  Oddał bym wszystko, żeby się dowiedzieć.
- Chcesz...jechać na Sorbone?
- A umiem latać?- żartował Gilbert, co wywołało uśmiech na twarzy jego przyjaciółki.- Ale kiedyś pojadę.- dodał, po czym coś zapisał, a obok nich pojawiły się Ruby i Janka.
- Rose, pomóż nam.- rzuciła ta druga.- Jutro egzaminy, a ta rysuje serca z figur geometrycznych.
- Romantyzm nie jest gorszy od nauki.- stwierdziła na swoją obronę Ruby, a Rose z trudem ukryła uśmiech.- Gilbert uczy się najwięcej, a jest romantyczny.- rzuciła, na co brunetka otworzyła usta zdziwiona.
- Co w tym...romantycznego?- spytała, jednak szybko pożałowała, że w ogóle się odezwała.
- Nie dla ciebie, Rose. Dla Winifred.- wypaliła blondynka, na co Gilbert bezgłośnie westchnął, a brunetka powróciła do nauki.
- Jak ją poznałeś?- spytały go dziewczęta, jednak jego wzrok powoli zmierzył jego towarzyszkę, która odruchowo złapała za naszyjnik, owijając go wokół palca. Znał ten gest. Wiedział, choć o nic nie spytał, nic nie powiedział. Znał ją zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że temat Winifred ją martwi, bądź stresuje. I w istocie, jak zwykle się nie pomylił.
- Chodził za jej rodziną na festynie.- stwierdził Moody.
- To coś poważnego.- dodała Tillie, patrząc na Ruby.
- Na pewno.- przyznała jej koleżanka.- Jest taka piękna, prawda?- spytała Rose, która jednak nic nie odpowiedziała.
- Kiedy się zobaczycie?- spytała go Tillie.
- Jutro jadę na egzaminy. Potem zjem z nimi kolację.- wyjaśnił niechętnie znajomym Gilbert.
- Z rodzicami?- zaśmiał się wymownie Karolek.
- Potem idziemy do ruin.- wyjaśnił chłopakowi Moody.
- To tajemnica.- zauważyła z uśmiechem Ruby.
- Przyjdź. Z narzeczoną.- rzucił Karolek, na co dziewczęta się zaśmiały. Wszystkie z wyjątkiem Rose, której serce jakby stanęło w miejscu. Nic do niej nie docierało, nawet fakt, że Gilbert nie oddał jej pióra. Po prostu skończyła naukę, po czym wróciła do domu, gdzie cały dzień siedziała pod drzewem zamyślona.
- Mogę się przysiąść?- spytał ją Steven, na co ta lekko się uśmiechnęła. Mężczyzna usiadł obok niej, po czym podał jej jabłko. Ta wzięła je, jednak nawet ten zwykły owoc przypominał jej o brunecie.- Nie przejmuj się. Na pewno egzaminy pójdą ci świetnie.
- Sama nie wiem. Może nie powinnam w ogóle ich pisać?- zastanowiła się.- Wtedy zostałabym z wami tutaj, pomogła przy farmie... byłoby idealnie.
- Kochanie, wiesz, że edukacja jest ważna. Kiedyś my nie mieliśmy takich możliwości, dlatego tkwimy tutaj. Ty masz taką szansę, więc myślę, że powinnaś spróbować.
- A jeśli ich nie zdam?
- Uczysz się prawie na równi z Anią. W razie wątpliwości możesz jeszcze spytać o coś Gilberta.
- Po co?- zdziwiła się dziewczyna, na co jej ojciec zmarszczył brwi.
- Jesteście chyba blisko, a kiedyś pomagał ci w lekcjach.
- To było trzy lata temu. Nie potrzebuję jego pomocy.- wyjaśniła cicho.- Nie potrzebuje niczyjej pomocy.
- Wiem.- przyznał.- Ale czasem dobrze jest prosić. Proszenie nigdy nie jest upokarzające. Szczerość nigdy nie jest upokarzająca. To ważne wartości. Szczerość, miłość...
- Miłość?- spytała, obracając w dłoni owoc.
- Tak, miłość. Jeśli kogoś kochasz, to znaczy, że jesteś szczęściarzem. Na tym świecie ciężko i prawdziwą miłość. Dlatego, gdy już ją odkryjesz, nie możesz wypuścić jej z rąk - wyjaśnił, nie myśląc jednak, że Rose dokładnie wie, co ma na myśli. Słuchając ojca, zdała sobie sprawę, że ma rację. Tylko zbytnio już rozluźniła uścisk, przez co ciężko było trzymać miłość w jej drobnych, delikatnych dłoniach.


Hejcia
Wybaczcie, że tak ciężko dodaje mi się rozdziału, jednak ostatnio dużo się u mnie dzieję xd mam nadzieję, że przyszłe rozdziały wam to wynagrodzą, a na razie... 🌹♥️

Ps: dopiero zobaczyłam, że mamy już 3 tys. Wyświetleń🥰 jesteście wielcy

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz