87.

621 33 8
                                    

Ania jeszcze spała, gdy Kurt rzucił w jej okno kamyczek. Dziewczyna otworzyła niepewnie oczy, po czym jęknęła i podeszła do okna. Na widok chłopaka pokręciła głową.
- No chodź.- powiedział ledwo słyszalnie dla Ani, jednak ta wiedziała o co mu chodzi. Uśmiechnęła się lekko, więc ten ruszył do stodoły Cuthbertów wiedząc, że tam właśnie spotka się z dziewczyną. Rudowłosa przebrała się w zieloną sukienkę, po czym udała się za chłopakiem unikając przy tym rozmowy z Marylą.
- Miałeś tu nie przychodzić, żeby nie denerwować maryli.- zauważyła dziewczyna, na co ten przewrócił oczami.
- Musiałam się z tobą spotkać.
- Po co?- zdziwiła się, więc Kurt przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta namiętnie.
- Tęskniłem.- wyszeptał gładząc jej policzek.
- Ja też, ale jeśli ktoś cię zobaczyć, to rozniosą się niepokojące plotki.
- A niech mówią. Zasługujemy na rozgłos.- stwierdził cmokając ją znów w różowe usta.- Poza tym mam wiadomość.
- Jaką?
- Wiesz, zbliżają się zbiory jabłek u Basha i Gilberta, a w tym roku Elijah raczej nim nie pomoże po tej awanturze i wyprowadzce, więc pomyślałem, że mógłbym im pomóc. Jakiś grosz też wpadnie, a za ten grosz kupię ci róże.
- Nie lubię ich. Są zbyt oczywiste.- stwierdziła Ania, aż ugryzła się.- Ale myślę, że to dobry pomysł. Chłopaki z pewnością się ucieszą.
- Oby. Plus jest też taki, że pokaże Maryli, że umiem pracować w gospodarstwie, skoro tak tego wymaga.
- Nie mówmy o niej.- rzuciła rudowłosa siadając na sianie.- Muszę skupić się na pomysłach na lekcje.
- Masz już kilka?- spytał Kurt kładąc się przy niej.
- Mam całe mnóstwo.- wyznała, po czym zaczęła mu opowiadać. A chłopak lubił najbardziej te chwilę, gdy Ania pogrążała się w planowaniu i rozmyślaniu nad pozornie błahymi sprawami, które dla niej przybierały do ogromnych rozmiarów.

Rose szła ku drodze, gdzie czekał już listonosz na pięknym białym koniu, którego przywitała kostką cukru.
- Dzień dobry, pani Blythe.- przywitał się z nią mężczyzna, na co ta posłała mu uśmiech.
- Coś nowego?- spytała, gdy ten podał jej kilka listów.
- Jeden aż z Dunblane.- wyjaśnił, po czym uchylił kapelusza i ruszył w dalszą drogę. Rose tymczasem przyjrzała się kopercie z dalekiego miasta, a następnie wróciła do domu, przed którym na schodach siedział Bash.- To dla ciebie.- powiedziała podając mu trzy listy.
- Dziękuję.- rzucił odkładając szklankę z wodą na schodki i otwierając kolejno koperty. Rose zrobiła to samo z tym z Dunblane, po czym wyczytała się w jego treść.
- Bash?- spytała, na co ten oderwał się od swoich przesyłek.- To od Elijah.- wyjaśniła podając mu list, co nie mało zdziwiło ciemnoskórego mężczyznę. Wziął on od Rose kartkę, po czym zaczął czytać jej treść.
- Przyjaciele, o ile mogę was tak nazwać, piszę ten list z najdalszego miasta od Avonlea na wyspie, dzięki któremu zacząłem nowe życie.- przeczytał, a brunetka zasiadła przy przyjacielu pogrążona w zadumie.- Mam tu mały pokój w jednej z kamienic. Mały, ale własny. Pracuje w fabryce. Praca ciężka, może nawet cięższa od tej na roli. Jednak jakoś muszę siebie utrzymać. Mama zapewne byłaby dumna, że wyszedłem na prostą, przynajmniej dopóki...- urwał Bash przecierając brodę.- dopóki znów wszystkiego nie zepsuję. Wiem, co zrobiłem i wiem, że choć jestem ciężkim przypadkiem, to zawsze trafiam na niegodnych mnie ludzi, takich jak wy. Jak jednak mówiłem, moje życie zaczyna się od nowa. Nie żałuję wyjazdu z Avonlea. Nie pasowałem tam. Żałuję tylko, że narobiłem wam tyle kłopotów, oraz że przez swoje błędy nie zobaczę jak dorasta Delphine. Tęsknię za nią. Nie będę was odwiedzać, bo nie chce niszczyć wam życia. Liczę jednak, że zarówno ja, jak i wy znajdziemy własne szczęście, własną drogę. Przepraszam was za krzywdy, jakie wam wyrządziłem. Zwłaszcza tobie, Rose.- dziewczyna odwróciła wzrok wdychając zapach kwiatów.- Mam nadzieję, że nie zaszkodziłem na tyle, by to zostało w waszych głowach i było ostatnią myślą o mnie. Pozdrawiam, Elijah.- dokończył Bash, po czym odłożył list obok siebie, spoglądając na ziemię.- Myślisz o nim?
- Czuję się winna.
- Niepotrzebnie. Sam namieszał, a poza tym Gilbert ostatecznie dał mu dwa tygodnie na znalezienie nowego domu. To, że wyjechał tak daleko, to tylko jego decyzja.
- Pewnie masz rację.- stwierdziła Rose, patrząc na przyjaciela. Nagle poczuła coś, co wywołało u niej niepewność. Wstała ze schodów i odeszła od domu, po czym zwymiotowała na trawę.
- Rose?- spytał ją Bash ruszając ku niej. Gdy ta się wyprostowała łapiąc się za brzuch, zatrzymał się.- Wszystko dobrze?
- Tak, to...to nic.- stwierdziła, co jednak nie przekonało mężczyznę.
- Może powiedz Gilbertowi.
- Nie trzeba. Pewnie się czymś strułam, albo to od tego listu. W porządku. Naprawdę.
- Jak uważasz.- powiedział wzdychając.- A co do listu, to dam go Gilbertowi. Lepiej, żeby nie było już przed nim tajemnic.
- Zgadzam się.- przyznała dziewczyna, więc ten przytaknął i skierował się w stronę domu. Gdy zniknął za drzwiami, Rose znów się schyliła wymiotując.

- Dlaczego edukacja narzuca mi tematy do rozmów z uczniami? Przecież mam tyle pomysłów.- oburzyła się Ania, po czym napisała coś na kartce.- Literatura jest wybierają w sposób staroświecki. Powinniśmy rozmawiać o tolerancji, przyjaźni i roli kobiet w społeczeństwie.- stwierdziła. Wraz z Kurtem siedzieli na sianie w jej stodole, gdzie oboje pogrążali się w wypoczynku. No, głównie chłopak, który podniósł się do pozycji siedzącej i przegładził policzek Ani.
- Pogodziłaś się z Marylą?- spytał łagodnie.
- Nie przypominaj mi o niej.- rzuciła dziewczyna.
- Hej?- złapał ją za brodę, by na niego spojrzała.- Coś się stało? Ostatnio jesteś...nieobecna.
- Zazwyczaj jestem nieobecna, co jest wynikiem wyobraźni oraz sporu z bliską mi osobą.
- To ta praca cię tak stresuje, czy Maryla?- spytał, na co rudowłosa westchnęła.
- Wybacz, jestem samolubna.
- Nie prawda. Jesteś piękna i mądra. Zbyt mądra.- zauważył, co wywołało u dziewczyny lekki uśmiech. Następnie chłopak pocałował rudowłosą w policzek, przez co przeszedł ją przyjemny dreszcz.- Kocham cię, Aniu. Naprawdę. A czy ty kochasz mnie?- spytał, po czym zapanowała cisza, którą przerwała Ania.
- Miałaś iść do Rose.- zauważyła szczerze, spuszczając głowę.- A ja muszę dokończyć przygotowanie na jutrzejsze zajęcia, więc...lepiej już idź.
- Aniu? Kochasz mnie?- powtórzył pytanie zmartwiony, na co dziewczyna pocałowała go w usta znacząco.
- Idź.- dodała wstając z siana i kierując się do domu. Chłopak westchnął ciężko, po czym zgodnie z obietnicą udał się do przyjaciół.




Heeeej
Nudny trochę ten rozdział, ale i takie są potrzebne, prawda? Koniecznie zostawcie komentarz oraz gwiazdkę dla motywacji 💙🤍💙

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now