14.

1K 58 21
                                    

Rose wbiegła do stajni, gdzie miała nadzieję zastać swojego ojca. Tak też się stało.
- Co zrobiłeś?- spytała dziewczynka, na co ten spojrzał na nią zaskoczony.
- To znaczy?
- Pobiłeś pana Philipsa?
- Nie, ja tylko uświadomiłem mu pewne rzeczy w męski sposób.- wyjaśnił Steven, na co jego córka się zaśmiała.- Zadziałało?
- Tak. Jestem wręcz w szoku.- stwierdziła, po czym zamilkła rzucając się ojcu na szyję.- Dziękuję.
- Nigdy mnie nie okłamuj. Ja mogę działać w takich sytuacjach. Valentina ma słabe serce i tylko by się martwiła. Dlatego z takimi sprawami przychodź do mnie.
- Dobrze, tato.- powiedziała ruszając w stronę domu.
- Poczekaj, zapomniał bym.- rzucił, na co ta wróciła do mężczyzny, a ten podał jej kopertę.
- Co to?- spytała obracając ją w dłoniach. Z tyłu była zaadresowana do niej.
- List pewnie. Do ciebie.
- Kto go przyniósł?
- Twój korepetytor.- stwierdził z uśmiechem, na co ta poczuła się niezręcznie.
- Pewnie dotyczy naszych spotkań.
- Oczywiście. Pozdrów go od nas.- na te słowa dziewczynka przytaknęła i poszła do domu, by coś zjeść i udać się do chłopaka. Oczywiście wpierw otworzyła list od Gilberta, który szybko przeanalizowała.

Rose,
Wiem, że nie umawialiśmy się na dzisiaj, ale o ile ci pasuje, spotkajmy się koło piętnastej. W przyszłym tygodniu mogę nie mieć wolnego dnia, a chciałbym ci pomóc przed sprawdzianami.
              Do zobaczenia,
              G.B.

Rose uśmiechnęła się po przeczytaniu listu. Odłożyła go na szafkę, po czym zjadła obiad i skierowała się ku wyjściu.
- Dzień dobry, pani Murphy.- powiedział ktoś w przedpokoju. Rose zeszła po schodach, zdając sobie, że to Ania.
- Witaj, Aniu.- przywitała ją Valentina.
- Ania? Co tu robisz?- spytała zdziwiona Rose, która stanęła obok nich.
- Zostawię was.- uśmiechnęła się pani domu, która udała się na piętro.
- Dawno się nie widziałyśmy poza szkołą, więc pomyślałam, że możemy pójść do naszego tajnego klubu książki w lesie. Jeszcze tam nie byłaś. Spodoba ci się.- zaśmiała się rudowłosa.
- Teraz?- spytała brunetka, na co Ania spoważniała.
- Tak.
- Nie mogę. Muszę jechać do miasta...coś załatwić za rodziców.
- Ale teraz? Z książkami?- zdziwiła się ruda dziewczynka.
- Tak, to...- urwała Rose gubiąc się w myślach.- Muszę...już iść.
- Okej, rozumiem. Szkoda, bo chciałam ci pokazać ekscytujące miejsce.
- Innym razem.- uśmiechnęła się słabo Rose, po czym wyszła na zewnątrz.
- Mogę pożyczyć trochę papieru?!- zawołała za nią Ania.
- Jasne...w moim pokoju powinnaś coś znaleźć!- odpowiedziała jej dziewczyna, po czym pognała na lekcje z Gilbertem. Ania zgodnie z pozwoleniem koleżanki, udała się do jej pokoju, w którym już kilka razy była. Spojrzała na biurko, na którym było kilka brudnych już kartek, po czym podeszła do szafki. Otworzyła ją i wyjęła z niej kilka kartek, które były potrzebne jej do pisania opowiadań. Zamknęła szafkę, gdy w jej oczy wpadł jeszcze jeden papier oraz koperta. Złapała za nią, walcząc ze swoją ciekawością. Spojrzała i zamarła. G.B. Wiedziała dokładnie kto ma takie inicjały. Usiadła więc na łóżku dziewczyny, czekając na jej powrót.

- Jak było?- spytała Valentina, gdy do domu wróciła jej córka.
- Jak zwykle. Powoli doganiam Anię i Diane.- wyjaśniła spokojnie, odkładając kurtkę na wieszak.
- Idź do swojego pokoju. Ania chciała z tobą rozmawiać.
- Jak to? Nie poszła do domu?- spytała zdziwiona Rose.
- Nie, mówiła coś o kodeksie przyjaźni...nie wiem, ale siedzi w twoim pokoju od kiedy wyszłaś.- wyjaśniła, na co dziewczynka zmarszczyła brwi i ruszyła do swojego pokoju, gdzie na łóżku siedziała z poważną miną jej ruda przyjaciółka.
- Jak mogłaś nam o tym nie powiedzieć.- rzuciła Ania podając jej list od Gilberta.
- Grzebałaś moich rzeczach?
- Nie, szukałam papieru i...- urwała zdruzgotana dziewczynka.- Myślałam, że się przyjaciółki od serca są wobec siebie szczere.
- Po prostu wiedziałam, że nie lubisz Gilberta i nie chciałam ranić Ruby. On tylko pomaga mi nadrobić materiał.
- On?! A ja?! Dlaczego mnie się nie spytałaś o pomoc?!- krzyknęła płacząc Ania, na co jej koleżanka złapała ale za sznureczek.
- Miałaś szlaban.- wyjaśniła zrozpaczona sytuacją Rose.- To był jego pomysł. Nie mój.
- Jego? A ty się zgodziłaś? Ile razy nas okłamywałaś? Od jak dawna?
- Od prawie trzech tygodni.- odpowiedziała, na co Ania wstała z łóżka.
- Nie mogę uwierzyć, że ukrywałaś to przed nami. Przede mną.- zapłakała Ania, a wraz z nią Rose.- Jesteśmy przecież przyjaciółkami od serca...bratnimi duszami.
- Zrobiłam błąd, wiem. Ale bałam się twojej reakcji. Nie lubisz go, a Gilbert mi bardzo pomaga.
- Ruby go lubi. Mówiłam ci o tym.
- Tylko pomaga mi w lekcjach. Nie lubię go, ani trochę. Chciałam tylko, żeby pan Philips mi odpuścił z nauką.
- Gilbert pomógł ci też z pracą domową?- rzuciła Ania, na co Rose otworzyła usta.
- Nie, przysięgam, że nie.
- Już ci w nic nie wierzę, Rose. Nie jesteśmy już przyjaciółkami od serca. Nie jesteśmy już siostrami.- wyrzuciła z siebie rudowłosa, a po policzkach jej towarzyszki spłynęły łzy. Ania wybiegła z pokoju, na co Rose ruszyła za nią.
- Ania! Ania, proszę cię!- krzyczała, jednak Cuthbertówna wybiegła na zewnątrz nie reagując na słowa brunetki. Ta pobiegła bez kurtki za przyjaciółką, jednak po kilku krokach w śniegu, zatrzymała się i schowała twarz w dłoniach. Była roztrzęsiona tym, co powiedziała jej Ania. Wszystko zepsuła. Miała przyjaciółki, towarzyszki, a teraz nie ma już nic.
- Rose?- spytała pani Murphy, która podeszła z kocem do córki. Okryła ją nim, po czym spojrzała w oczy Rose.- Co się stało? Pokłóciłyście się?
- Jestem najgorsza. Nienawidzę siebie.- płakała, a Valentina pogłaskała ją po głowie. Wróciły do domu, gdzie ta zrobiła córce ciepły napój.
- Nie martw się, kochanie.- powiedziała spokojnie Valentina.- Ja też często kłóciłam się z przyjaciółkami. Nie pamiętam już za co, ale za każdym razem się godziłyśmy. O co wam poszło?
- O chłopaka.- odpowiedziała smutno Rose.
- O Gilberta Blythe'a?- spytała zaciekawiona kobieta.
- Nie powiedziałam nikomu o naszych lekcjach. A powinnam.
- Każdy ma jakieś tajemnice, Rose. Nie ma w tym nic złego.
- Jest, bo miałam z nim nie rozmawiać.
- Nie rozumiem.- stwierdziła Valentina opierając ręce na stole.
- Ruby się w nim kocha, a ja przez to nie mogę z nim się spotkać. Nawet z nim rozmawiać. Ania też.
- Teraz rozumiem. Solidarność dziewcząt.- uśmiechnęła się pod nosem kobieta.- Nie mniej jestem pewna, że Ania ci wybaczy kłamstwo. Może powinnaś do niej pójść? Ale już nie dziś. Niech ochłonie. Na pewno gdy jej wszystko jeszcze raz wyjaśnisz, to się pogodzicie.
- Dobrze, pójdę do niej.- zgodziła się Rose.- Mogę upiec dla niej jakieś ciastka.
- Jasne, chętnie ci pomogę.- uśmiechnęła się kobieta, na co jej córka odpowiedziała tym samym.


Smutny ten rozdział, wiem, ale kolejne będą napędzać akcje, zwłaszcza, że już w przyszłym rozdziale wrócimy do fabuły odcinka 6-7 (mam taką nadzieję)
Co myślicie o Ani? Powinna wybaczyć Rose? Dajcie znać
Chcecie może dziś jeszcze jeden rozdział? Pytam, bo mam już prawie skończony, a pewnie jesteście ciekawi dalszego ciągu

Ps: jedna z was podsunęła mi taką akcję, więc już nie pamiętam kto, ale napisz w komentarzu, a chętnie ci podziękuję 😘 pamiętajcie, że i wy tworzycie tą książkę

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz