74.

594 36 18
                                    

- Rose.- rozległ się głos, jakby za ścianą.- Rose.
- Nie chcę. Proszę, nie chcę.- mówiła brunetka wyrywając się z rąk chłopaka.- Powiem o tym...
- Komu? Rodzicom?- zakpił łapiąc ją za nadgarstki.- To nie są twoi rodzice. Ty nie masz rodziców. Nikt nie uwierzy biednej sierotce.
- Marcus.... Marcus, proszę.
- Zamknij się!- krzyknął chłopak, na co dziewczynka obróciła głowę w bok płacząc. Nastolatek wsunął rękę pod spódnicę Rose, a ta spojrzała prosto przed siebie, łapiąc spojrzenie obserwatora.

- Nie!- krzyknęła Rose siadając i wybudzając się za snu. Była zlana potem. Podciągnęła nogi pod brodę, jednak gdy chciała objąć je rękami, zdała sobie sprawę, że jej dłonie się trzęsą. Cała się trzęsła. Drżącymi rękami zakryła oczy, próbując się uspokoić. Bez rezultatów. Zaczęła płakać, dusić się i krzyczeć jednocześnie, a do pokoju prędko przyszli jej rodzice.
- Rose? Rose, kochanie?- spytała zszokowana Valentina, który zasiadła przy córce, by ją objąć.- Oddychaj głęboko. Miałaś koszmar?
- Rose?- odezwał się jej ojciec. Ten był nie tyle zszokowany, co przerażony stanem dziewczyny.
- Nie...nie...nie...- mruczyła pod nosem, na co Valentina dotknęła jej policzka oraz czoła.
- Masz gorączkę.- stwierdziła kobieta, gładząc głowę córki.- Steven, idź po ręcznik i wodę.- nakazała, więc jej mąż pobiegł po wszystko, co wymieniła Valentina, na co ta zrobiła córce zimny okład.- Połóż się, Rose. Spokojnie.
- Nie...- zapłakała kładąc się jednak brunetka.
- Ciii...- przeciągnęła kojąco kobieta, cały czas przykładając zimny okład do twarzy córki.- Już dobrze.

- Więc jesteś z Charlottetown. Dostojnie.- zauważyła Ania, gdy spacerowała po okolicy u boku Kurta w czasie przerwy w zajęciach.
- Owszem. Można powiedzieć, że jestem typowym panem z miasta.
- A ja typową panną ze wsi. Cóż za ironia.
- Albo przeznaczenie.- rzucił Kurt ku zdumieniu Ani.- Jak w twoich książkach, o których tyle mówisz.
- Lubię czytać o prawdziwej miłości, zdradzie i cierpieniu kochanków.
- Dramatyczne.- zaśmiał się, a rudowłosa razem z nim.- A ty?
- Co ja?
- Przeżyłaś kiedyś to, o czym czytasz?- spytał zatrzymując się, na co Ania spojrzała mu w oczy.- No wiesz mość, zdradę...
- Rozumiem pytanie.- przerwała mu, co wywołało uśmiech u chłopaka.- Nie, choć bycie u boku Rose wiele mnie nauczyło.
- No tak, Rose to dopiero ma ciężkie przeżycia.
- Cięższe niż sądzisz.- powiedziała ciszej Ania, po czym zmieniła temat.- Byłeś kiedyś zakochany?
- Raz, może dwa.
- Jak się wtedy czułeś?- drążyła temat, na co chłopak na chwilę się zastanowił.
- Tak, jak teraz.- stwierdził patrząc na dziewczynę wymownie. Nagle ta stanęła na palcach i pocałowała Kurta w policzek, a ten położył ręce na jej biodrach, przyciągając ją do siebie.- Aniu Shirley Cuthbert, tak nie wypada.
- Nigdy nie byłam zgodna ze starymi zasadami.- rzuciła, wywołując u niego uśmiech.
- Ani ja.- wyszeptał Kurt, po czym złączył ich usta w delikatnym i słodkim pocałunku. Gdy się od siebie odsunęli, Ania posłała mi uśmiech.- Co?
- Wiedziałam.- odpowiedziała, na co chłopak zmarszczył brwi.- Wiedziałam, że jesteś mi bliski.- doprecyzowała, a Kurt przytaknął rozumiejąc jej słowa.

Dziewczyna otworzyła oczy, które przez ostatnią godzinę tkwiły w uśpieniu. Obok jej łóżka prędko dostrzegła swojego ojca, który wyczekiwał jej przebudzenia.
- Jak się czujesz?- spytał ją, na co Rose nie odpowiedziała. Mężczyzna westchnął, rozumiejąc jej przekaz.- To był błąd. Tak samo jak wiele innych rzeczy, które w swoim życiu zrobiłem. Między innymi nabranie się na przekręt ze złotem. Czasem myślę, że życie to seria porażek.
- Mam tak samo.- wyznała ojcu, ku jego zaskoczeniu.- Chcesz dobrze, ale dążąc za czymś, ranisz innych. Pogrążasz się w kłamstwie i bólu, aż nie wiesz co zrobić i tracisz kontrolę nad życiem. Wtedy wszystko się wali, a ty nie masz drogi ucieczki.- wyjaśniła, a jej ojciec jedynie przytaknął głową. Jej słowa były tak trafne, że jego odpowiedź była nazbyt zbędna.- Nie powiem mamie. Nie zrobię też nic, by zmusić cię do powiedzenia jej prawdy. To twoje życie.
- Nie, to nasze życie.- stwierdził, łapiąc córkę za rękę.- I to ja niszczę naszą rodzinę. Powiem Valentinie. Jeszcze dziś. Nawet jeśli złamie jej to serce. Zasługuje na prawdę.
- Dziękuję.- wyszeptała, na co ten smutno się uśmiechnął. Już chciał wstać, gdy ta go zatrzymała.- Jeśli coś pójdzie nie tak i...nasza rodzina się rozpadnie...
- Tak?
- Co będzie ze mną?- spytała szczerze.
- Zawsze będziesz naszą córką. Zawsze.- wyjaśnił uspokajając ją, po czym wyszedł. Rose obróciła się na bok wracając myślami do słów ojca. ,,Nawet jeśli złamie jej to serce. Zasługuje na prawdę." Gilbert też na nią zasługiwał. Wtedy postanowiła. Powie mu przy najbliższym spotkaniu. Musi.

- Co robisz?- spytał żonę Steven, gdy ta w ciemności szykowała herbatę.
- Robię kolację dla Rose. Nie jadła w dzień za dużo, a musi nabrać sił.
- Vali?- zatrzymał ją mężczyzna, na co Valentina spojrzała na niego wyczekująco.- Musimy porozmawiać.
- Coś z interesami?- spytała poważnie kobieta, ale ten pokręcił głową.- Więc o co chodzi? Wyglądasz na zmartwionego.
- Bo jestem zmartwiony.
- Chodzi o Rose?
- Zdradziłem cię z inną kobietą.- wypalił poważnie, na co Valentina zamarła.
- Co?- spytała niepewnie.
- Dobrze słyszałaś. To był błąd, ja...
- Jak mogłeś?- rzuciła zdenerwowana.- Jak mogłeś mnie zdradzić? Dlaczego?
- Rose wyjechała...czułem się sam.
- Ja też. To ja od rana do nocy siedziałam w tym pustym domu, gdy ty byłeś na farmie lub w stajni. To ja gotowałam posiłki, prałam ubrania i sprzątałam dom. Czułeś się sam? Ja czułam, że wszystko straciłam. To samo czułam, gdy się poddaliśmy. Gdy lekarz powiedział, że nie będziemy mieć dzieci. Byłam z tym sama. Ale zaniosłam to. Wtedy pojawiła się Rose, a ty...jak mogłeś?
- Przebacz mi, Vali.
- Jak śmiałeś? Przysięgałeś przed Bogiem i ludźmi, że...
- Przebacz mi!- wrzasnął zrozpaczony. Na schodach stała Rose, która podsłuchiwała ową kłótnie ze łzami w oczach.- Nie zrobiłem tego przeciwko tobie. Nie chciałem zranić ciebie.
- Zrobiłeś to. Ja byłam ci wierna przez całe nasze wspólne życie, a ty tak po prostu poszedłeś do innej.- zapłakała Valentina stając przy kominku. Zapanowała cisza, w czasie której ta myślała.- Ani słowa Rose. Jesteśmy jej światem. Światem, który ty możesz zniszczyć. Jeśli jej powiesz, nie daruję ci.
- Rozumiem.- przytaknął mężczyzna.
- Śpisz na podłodze.- oznajmiła, po czym ruszyła do kuchni, zostawiając męża w salonie. Rose po cichu wróciła do swojego pokoju, gdzie jednak nie zasnęła.  Jej świat znów legł w gruzach. W imię kłamstwa.

Hejcia ♥️
Dodaje rozdziałek i liczę, że dobijecie jeszcze dziś 12 gwiazdek, a wtedy dodam kolejny, który oj będzie mocny i w końcu rozwiąże niepewności

Ps: Ania i Kurt są tacy słodcy

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now