65.

617 37 8
                                    

Dziewczęta siedziały w pokoju Janki i Józi, jedząc kruche ciastka przy rozmowie o chłopakach. Rose z uśmiechem przysłuchiwała się problemom Ruby, które przy jej problemach były niczym. Ale o tym miała się dopiero przekonać.
- Moody mówił, że będziemy się spotykać, ale od kiedy się przeprowadziłam ten do mnie nie przyszedł.- zauważyła Ruby widocznie przejęta.
- Bo możemy gościć zalotników tylko w soboty, a Moody ma wtedy dodatkowe zajęcia z muzyki.- stwierdziła Diana.
- Jakoś Gilbert do Rose przychodzi.- rzuciła, a oczy wszystkich spoczęły na brunetce, która poczuła się nieswojo.
- Ja...- zaczęła zakłopotana.
- Spokojnie Ruby.- powiedziała Józia.- Tyle romantyzmu długo nie przetrwa.
- Słucham?- zdziwiła się Rose, na co ta wzruszyła ramionami.
- Nie mów, że tego nie wiesz. Stąd do Toronto jest...jakieś pięćdziesiąt kilometrów. On jest na medycynie, a ty na weterynarii. Sądzisz, że będzie mieć czas, żeby cię odwiedzać? Pisać? I tak długo już się z tym trzymacie, a fakt, że nie odpisuje od kilku tygodni świadczy, że mam rację.
- Józiu.- upomniała ją Diana, rzucając ku niej gniewne spojrzenie.
- Jesteś zazdrosna?- spytała Rose, na co Józia prychnęła.
- O co?
- O mnie i Gilberta.
- Jasne, bo każda chce być tobą.- stwierdziła sarkastycznie.- Nie bądź żałosna. Nie mówię tego z zazdrości, a dlatego, żeby cię ostrzec. W Toronto z pewnością znalazł sobie drugą Winifred.
- Przesadziłaś, Józiu Pye.- powiedziała Ania, która czuła, że Rose mogą ruszyć te słowa. I jak zwykle miała rację.
- Jesteś okrutna, Józiu.- stwierdziła brunetka grając twardą.- Ale nie masz racji. Gilbert mnie kocha, a ja kocham jego i mu ufam. Szkoda, że ty nie znasz takiego uczucia.- powiedziała, po czym wstała i zdenerwowana wyszła z pokoju, zostawiając zszokowane koleżanki same. Józia spojrzała po przyjaciółkach, które jednak wstały z łóżek i ruszyły za Rose. Wszystkie.
Brunetka siedziała przy stoliku na tarasie, próbując się uspokoić. Ania usiadła naprzeciwko niej, a reszta dziewcząt stanęły przy nich.
- Nie słuchaj jej.- rzuciła łagodnie Ania.
- Jest zazdrosna, bo Billy poszedł na panny z Charlottetown.- wyjaśniła kpiąco Tillie.
- Nie jestem na nią zła, bo obawiam się, że może mieć rację i Gilbert...- urwała, patrząc w dal. W końcu jej wzrok spoczął na przyjaciółkach, które od razu ją rozgryzły.
- Nie.- zaprzeczyła Ania.- Józia nie ma racji.
- Właśnie, nie wątp w Gilberta.- odezwała się Diana.- Już wiele razy dał do zrozumienia, że jesteś dla niego ważna.
- Więc dlaczego nie odpisuje?- spytała Rose.- Zazwyczaj prędko odpisywał, a teraz od dwóch tygodni nie dostałam żadnego listu.
- Może jest zajęty? Poszedł tam się uczyć.
- Ale obiecał, że będziemy pisać.- powiedziała smutno brunetka.- A jeśli znalazł już sobie inną? Bliżej Toronto?
- Myślę, że potrzebujesz odpocząć od książek i obaw.- stwierdziła Ania, po czym wstała z krzesła.- Brak snu, ciągła nauka i sytuacja z dziewczętami z uczelni muszą dawać się we znaki. Przyjdźmy się.- zaproponowała zerkając wymownie na przyjaciółki, które przytaknęły.
- Idź, Rose.- zachęciła ją Diana, na co Murphy wstała i ruszyła z Anią na miasto. W tym czasie Ruby, Diana, Tillie i Janka wróciły do Józi.
- Nie mogłaś się pohamować?- spytała ją Janka.
- Mówię prawdę.- stwierdziła Józia, a Diana wzięła głęboki wdech zdenerwana.
- Nawet jeśli to prawda, to jako jej przyjaciółki mamy ją wspierać, a nie dołować.- wyjaśniła blondynce.
- Właśnie. Rose zawsze była chętna do pomocy.- odezwała się Ruby.- Musimy odwdzięczyć się tym samym.
- Jak ją spotkam, to ją przeproszę.- powiedziała znudzona Józia.
- I słusznie.- dodała Diana na wychodne z jej pokoju.

- Józia zawsze wbija szpile z zazdrości lub czystej złośliwości.- zauważyła Ania.- Jej słowa są co najmniej nie warte uwagi.
- Dlaczego Gilbert nie odpisuje?- spytała zatrzymując się Rose, na co Ania wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, ale znając wasze sytuację z listami, zapewne nie jest to jego wina.- stwierdziła nawiązując do listów miłosnych, które zaginęły lub skończyły w ogniu.
- A jeśli coś mu się stało? Albo co gorsza nie jest stały w uczuciach?
- Gdybanie nie poprawi ci humoru.- zauważyła Ania biorąc przyjaciółkę pod ramię.- Jeśli jednak chcesz, żeby ktoś jeszcze wybił ci te myśli z głowy to możemy udać się do cioci Józefiny i Cole potwierdzi moje stwierdzenia.
- Już wystarczy, że wy macie na głowie moje problemy.- powiedziała cicho Rose, na co Ania zmarszczyła brwi.
- Wiem, że jesteś silna. To wszystko, co cię spotkało przeżyłaś sama, bez wsparcia, bez prośby o nią. Ale nie musi tak być. Jesteś moją przyjaciółką od serca, bratnią duszą i w każdej chwili możesz na mnie liczyć.- wyznała, co wywołało lekki uśmiech na twarzy Rose.
- Wiem najdroższa.- powiedziała obejmując przyjaciółkę. Gdy się od siebie odsunęły, ruszyły dalej ulicami Charlottetown.- Więc ty i Kurt. Jest bardzo miły, prawda?
- Sama nie wiem. Z pewnością ma tupet i jest...pewny siebie.
- Jak i ty.- zauważyła Rose z uśmiechem.
- Pięknie pisze. Dał mi przeczytać kilka swoich wierszy. Ma duszę artysty i poety. Z pewnością zajdzie daleko- rozmarzyła się Ania, czemu przyglądała się brunetka.- Co?
- Zauroczyłaś się nim.- rzuciła Rose.
- Nie prawda. Z resztą jestem poślubiona przygodzie.
- A ja kiedyś mówiłam, że nie chce nikogo kochać i do kogoś należeć. A jednak Gilbert jest...- urwała przypominając sobie obecną sytuację z chłopakiem. Spuściła głowę zakłopotana.- Wracajmy już.

Z rana dziewczyna udała się na uczelnię, gdzie zasiadła w swojej ławce zamyślona.
- Dzień dobry, Rose.- przywitał się z nią Kurt przechodząc obok ławki.- Nie wiem jak ty, ale ja totalnie pokochałem to miasto, tych ludzi, którzy byli mi dawniej obojętni.- zauważył z uśmiechem, jednak gdy dziewczyna się nie ruszyła, ani nie odpowiedziała, ten spoważniał.- Rose, wszystko gra?
- Nie.- odpowiedziała cicho, więc Kurt wstał z miejsca i stanął obok niej.- Sądzisz, że Gilbert mógłby pokochać inną w Toronto?- spytała poważnie, na co chłopak jednak się zaśmiał.
- Żartujesz. Prawda?
- Józia tak wczoraj powiedziała, a ja myślę od tym od kilku dni.
- Boże, mówisz poważnie.- stwierdził siadając obok niej.- Z tego co mówiła Ania, Józia jest specyficzna. Nie powinnaś jej słuchać.
- Ale może mieć rację. Gilbert nie odpisuje od dłuższego czasu, a w Toronto jest sporo kobiet.
- I co z tego?
- A jeśli znalazł inną i o mnie zapomniał?
- Rose, co ty mówisz?- spytał, na co ta spojrzała na niego.- On cię kocha i jest dobrym gościem. Poza tym Winifred z twoich opowiadań to ładna i bogata kobieta, więc skoro wybrał ciebie, a nie ją, to znaczy, że już zawsze będziesz tylko ty w jego głowie.
- A jeśli nie? Może to chwilowe zauroczenie.
- Czuć między wami chemię w listach, przyjechał do ciebie aż z Toronto i gdy o nim mówisz błyszczą ci oczy. Znacie się tyle lat...nie, to nie możliwe, Rose. Nawet tak nie myśl, bo nie ma to sensu. A Józia powinna czasem zamilknąć.- dodał, a brunetka posłała mu słaby uśmiech. Chłopak wyciągnął w jej stronę rękę, na co ta złapała za nią. Kurt ścisnął ją lekko, chcąc ją wesprzeć, po czym uśmiechnął się i już chciał wrócić na miejsce, gdy się zawahał.- Ania...- zaczął, dziwiąc przy tym Rose.- Czy Ania coś o mnie mówiła?
- A powinna?- spytała brunetka, na co chłopak wzruszył ramionami.
- Tak pytam.
- Chciałbyś znać jej myśli? Są często bardzo skomplikowane.
- Wiem o tym. Znaczy się... zdążyłem zauważyć.
- Często błądzi myślami, ale tak, wspominała coś o twoim sekrecie i ukrytej duszy artystycznej.- wyjaśniła, co wywołało u Kurta skryty uśmiech.- Lubi cię.
- Tak ci powiedziała?- spytał krzyżując ręce.
- Nie, ale o nikim tak nie mówiła. Nie z takim błyskiem w oku.- powiedziała nawiązując do jego słów, co nie umknęło chłopakowi.
- Rose Murphy!- zawołała z tłumu uczniów jedna z wykładowczyń. Rose wstała z ławki, po czym podeszła do kobiety.
- Słucham?
- Dyrektor prosi cię na rozmowę.- wyjaśniła nauczycielka.
- W jakiej sprawie?
- Zapewne pilnej.- dodała, na co Rose spojrzała ze zdziwieniem w stronę równie zaskoczonego Kurta. To był dzień katastrofy.



𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now