97.

541 31 5
                                    

Gilbert zszedł po schodach, po czym
oparł się o próg do kuchni, w której stała jego żona. Nie, nie stała. Nuciła coś pod nosem kołysząc się w rytm melodii. Obok w kołysce był ich syn, który pod wpływem kołysanki mamy zasnął. Chłopak uśmiechnął się pod nosem obserwując błogą radość Rose. Cieszyła się z dziecka, a jej obawy, jakby zniknęły. Widok jej tańczącej w kuchni był dla Gilberta co najmniej ucieszny.
- Ładnie tak się zakradać?- spytała nagle nie odwracając się do chłopaka.
- Nie zakradam się. Przyglądam się.- stwierdził ze zmarszczonymi brwiami, które Rose widziała już oczyma wyobraźni. Znała te ukochane gęsty męża.
- Podglądanie też jest nie na miejscu.
- Czemu? Wyglądasz bardzo promiennie.- stwierdził, na co ta się obróciła kryjąc uśmiech.
- Promiennie?- zdziwiła się z powagą w głosie.- Wolałabym pięknie, albo zadbanie, a nie promiennie. Ale dziękuję za komplement.- rzuciła, po czym wróciła do gotowania posiłku.
- W porządku?- spytał chłopak.- Nigdy nie widziałem cię w kuchni, tańczącej i tak wesołej. Piłaś coś? Wiesz, że nie możesz, póki karmisz.
- Wiem o tym.- stwierdziła dziewczyna.
- I...nie piłaś?- rzucił podchodząc do niej.
- Gilbert, po prostu jestem...szczęśliwa.- wyjaśniła, na co ten objął ją w talii od tyłu i pocałował jej szyję.
- Ja też, bo ty jesteś szczęśliwa.- wyszeptał, gdy do pokoju wbiegła Deli i od razu podeszła do kołyski z Cloverem. Gilbert widząc to, zostawił żonę, by stanąć przy dziewczynce.- Pilnujesz kuzyna?
- Niestety to mój obowiązek. Mam być jego aniołkiem.- wyjaśniła dziewczynka, na co Gilbert zmarszczył brwi.
- Niestety? Dlaczego?
- Ochydny jest.- rzuciła Delphine, a Rose zaśmiała cię cicho.- Miała być dziewczynka. Bawiła bym się z nią zabawkami, a teraz...co ja zrobię z chłopakiem?
- Będziecie się bawić w berka, albo w chowanego, ale najpierw niech podrośnie.- powiedział do niej Blythe.
- Ty również.- zauważyła Rose kładąc na stole talerze ze śniadaniem.- Siadajcie.- dodała, więc zarówno Gilbert, jak i Delphine zasiedli przy posiłku. Po chwili dołączył też do nich Bash. Z kolei Rose stała przy kołysce usypiając zbudzonego syna. Nagle do domu wbiegła zdyszana Ania, która jednak zastała niewzruszonych przyjaciół.
- Dzień dobry, Aniu.- przywitał się z nią spokojnie Gilbert, który właśnie nalewał mleka do szklanek.
- Nie uwierzycie co się stało.- rzuciła nie dziwiąc tym przyjaciół.- Szłam po wzgórzach, chcąc nabrać weny do szykowania najbliżej lekcji...
- Podasz mi koc?- spytała ją spokojnie Rose, na co ta złapała za leżący na krześle koc i podała go przyjaciółce, by ta przykryła nim synka.
- Szłam i szłam, aż do domu Barry'ch.
- Słyszałem, że William ulepsza swój dworek.- przerwał jej Bash.
- Tak, ale nie w tym rzecz.- wyjaśniła, po czym wzięła głęboki wdech.- Gdy tak szłam, dostrzegłam powóz przed ich domem. Nie byłam zdziwiona, bo pani Barry często gdzieś wyjeżdża, ale ze środka wyszła młoda brunetka z białą suknią z kokardą.
- Mają gości?- zdziwiła się Rose, choć ledwo słuchała słów przyjaciółki.- Aniu?
- To Diana.- rzuciła w końcu, na co brunetka oniemiała.
- Jesteś pewna?
- Przecież wiem jak wygląda Diana.
- Minęło kilka lat.- zauważył Gilbert.
- Ludzie się tak nie zmieniają. A suknie zawsze miała piękne.
- Rozumiem, jest w Avonlea. I co?- spytała przyjaciółkę, na co rudowłosą zamrugała kilka razy.
- Jak to co?! Musimy się z nią spotkać!
- Ciszej.- rzuciła do niej Rose.- Niby dlaczego?
- Bo jak trafnie zauważył Gilbert, minęło wiele lat od kiedy się widziałyśmy. Musi nam opowiedzieć o Paryżu i całej reszcie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Każdy ma już swoje życie, a Ruby choć jest w Avonlea nie jest chętna, by nas odwiedzić.
- To dobry pomysł.- wtrącił się Bash, ku zaskoczeniu towarzyszy.
- Więc?- spytała przyjaciółkę Ania.- Idziesz ze mną?
- Nie, mam już plany.
- Niby jakie?
- Chciałam...
- To nie plany, a chęci. Nie masz planów, idziemy do Diany.- wypaliła Ania, na co Rose spojrzała błagalnie na męża, która jedynie z rozbawieniem wzruszył ramionami. Dzięki, pomyślała z wyrzutem.
- Nie mam z kim zostawić Clovera.- wyjaśniła chcąc uniknąć spotkania z dawna przyjaciółką.
- Bash się nim zajmie.- stwierdziła rudowłosa, na co wszyscy spojrzeli ku mężczyźnie.- Prawda?
- Jasne, w sumie to dziś nie mam za dużo do roboty, więc może się tym zająć Steven, a ja posiedzę z dzieciakami.- powiedział Bash.
- Jesteś pewien, że dasz sobie radę?- spytał niepewnie Gilbert, a Bash prychnął.
- Oczywiście.
- Świetnie. To widzimy się za piętnaście minut przed domem Barry'ch.- rzuciła prędko Ania, po czym wybiegła z domu Blythe'ów podekscytowana. Rose tymczasem spojrzała gniewnie na Gilberta.
- Co?- zdziwił się.
- Serio? Zero protestów?
- Chcesz, żebym był przeciwko twojemu spotkaniu z dawną przyjaciółką?- spytał niepewnie Gilbert, a dziewczyna skrzyżowała ręce na piersiach.- Pytam...poważnie. Nie chcesz tam iść?
- Nie wiem czego się spodziewać. Wolę zostać tutaj.
- Idź.- powiedział do niej mąż, na co ta przewróciła oczami i zajęła się wiązaniem gęstych włosów Deli.- Musisz się czasem oderwać, a wspominanie czasów szkolnych z Dianą to idealna okazja.
- Minęło za dużo czasu.- rzuciła.- Ania nie umie zrozumieć pewnych rzeczy, ale ja tak.
- Jakich rzeczy?- spytał Bash, co wywołało u Rose westchnięcie.
- A takich, że Diana może nie chcieć nas...spotkać.
- Bzdura.- powiedział zdecydowanie Gilbert.- Po tylu latach we Francji z pewnością będzie chciała was zobaczyć. Po prostu tam idź.
- Nie cierpię jak wypychasz mnie do ludzi.- stwierdziła Rose, na co ten spojrzał na nią wyczekująco.- I to spojrzenie. Boże Święty.- jęknęła ruszając gniewnie po płaszcz, a Gilbert wraz z Bashem wybuchli śmiechem. Gdy wróciła gotowa do wyjścia, poprawiła włosy i ostatni raz przyjrzała się śpiącemu synkowi.- Deli, pilnuj Clovera.
- Dobrze, ciociu.- odpowiedziała jej dziewczynka. Z kolei Bash zmarszczył pytająco brwi. Rose już miała wyjść, gdy pociągnął ją do siebie Gilbert, by pocałować ją w usta.
- Miłego dnia.- wyszeptał zakładając jej kosmyk włosów za ucho.- Kocham cię.
- I ja ciebie.- odpowiedziała spokojnie brunetka, po czym odwróciła się i ruszyła na spotkanie z Dianą.

Zapukały delikatnie do drzwi, a następnie cofnęły się oczekując otwarcia drzwi. Gdy stanęła w nich pokojówka mamy Diany, te się uśmiechnęły.
- Witam, doszła nas wiadomość o przyjeździe Diany do Avonlea. Zastałyśmy ją może?- spytała od razu Ania, na co kobieta westchnęła.
- Pani Diana...
- Pani? Jest już mężatką?- przerwała jej podekscytowana rudowłosa, a Rose postanowiła kontynuować rozmowę.
- Chciałyśmy się tylko przywitać. Nie będziemy jej przeszkadzać.- wyjaśniła, na co służka przytaknęła i zaprosiła je do przedpokoju.
- Zostańcie tu. Zawołam panią Diane.- poleciła im, po czym się oddaliła. Z kolei rudowłosa ledwo stała w miejscu podekscytowana owym spotkaniem. Nagle rozległy się kroki na schodach, a w ich połowie zatrzymała się brunetka o idealnych kształtach, podkręconych rzęsach i pięknej jasnej sukni, która sięgała jej aż do kostek.
- Aniu? Rose?- spytała swoim delikatnym głosem, którego dziewczęta nie mogły pomylić z żadnym innym. To była ich Diana.

O matko!
11 tysięcy wyświetleń!
Jestem wam bardzo wdzięczna za to, że jesteście, że mnie wspieracie w pisaniu i za każdy miły komentarz ♥️🥰 myślę, że ten rozdział nie jest wybitny (poza końcówką) ale biorąc pod uwagę, że zostały nam jeszcze tylko 3 rozdziały to nie myślcie, że będzie dużo akcji, kłótni, czy czegoś takiego, choć nudno też nie będzie
Plany mam idealnie wyważone i mam nadzieję, że wszystko pójdzie tak jak zaplanowałam - jeszcze jeden rozdział z TERAZ, a potem polecimy jakieś 10 lat DO PRZODU, by dopowiedzieć pewne rzeczy, poznać dalsze pokolenia Blythe, Andrews i nie tylko 🤫🤫🤫 ale to dopiero w tym tygodniu.

Co potem? Cóż, mam w planach już od dawna książkę o Narnii i taka też się pojawi ----> prolog mam nadzieję jeszcze w tym tygodniu. Dajcie znać, czy będziecie chętnie czytać, a może macie swoje pomysły na kolejne książki? Chętnie poznam je wasze, a może mnie natchnią.

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now