95.

564 36 5
                                    

-  Dlatego właśnie miłość jest ślepa, a każde serce pogrążone w miłości jest zdolne do większych czynów, dzięki którym uczucie to pozostaje niezmienne i trwałe.- czytała łagodnym głosem, który wręcz uspokajał jej męża. Rose siedziała na łóżku między nogami Gilberta, opierając się tym samym plecami o jego pierś. Chłopak gładził lekko jej brzuszek, przysłuchując się jej słowom. Z kolei Rose czytała głośno jedną z książek.- Niecodziennie jednak owe czyny są oparte też na rozumie, co niesie za sobą wiele konsekwencji, które...- urwała łapiąc się za brzuch.
- Rose?- spytał Gilbert, na co ta wzięła kilka głębszych wdechów.
- To nic, zwykły skurcz.
- Ja powinienem to ocenić.
- To ja jestem w ciąży, a nie ty.- zauważyła z uśmiechem, wypuszczając powietrze z płuc.- Ostatnio gdy idę lub długo mówię, męczę się i czuję ból. Po chwili przechodzi. To normalne. Pytałam mamę.
- Za dużo na siebie bierzesz.- stwierdził chłopak.- Powinnaś odpoczywać, a nie się przemęczać.
- Słucham? Przecież całymi dniami siedzę w domu.
- Owszem, sprzątasz, gotujesz, zajmujesz się Deli.
- A kto inny się nią zajmie, skoro Bash ma pracę? Fakt, często ją zabiera ze sobą, ale raczej zostaje ze mną.- zauważyła. Dla niej były to błahe roboty w domu, jednak zważając na jej stan powinna ograniczyć nawet to.- Nie jestem obłożnie chora. A ktoś musi o was dbać, przygotować posiłki i posprzątać dom...
- Kochanie?- przerwał jej, na co Rose spojrzała na niego pytająco.- Jesteś w ciąży. Powiedz słowo, a znajdę opiekunkę do Deli, poproszę twoją mamę o pomoc w domu, albo sam zajmę się obowiązkami.
- I tak masz sporo na głowie.- zauważyła wzdychając.- Poza tym nie to miałam na myśli. Nie przemęczam się, ja tylko...czuję, że jest blisko. Mam skurcze, zmiany nastrojów i często się męczę. Może nie znam się na porodach, ale myślę, że to normalne. Nie chcę z tego powodu leżeć i potrzebować waszej specjalnej opieki.
- A czy ktoś mówi, że tak? Po prostu może powinnaś tym bardziej dać sobie spokój z pracami w domu. Przynajmniej do porodu.- zasugerował, na co ta się zastanowiła.
- Jestem irytująca?- spytała kładąc głowę na piersi męża.
- Nie.- zaprzeczył prędko chłopak.- Jak zwykle chcesz sama sobie ze wszystkim poradzić. Przecież masz mnie, rodzinę i przyjaciół. Wiem, że mogłabyś wiele i nie chcesz czuć się niepotrzebna, ale musisz odpoczywać. Dla dziecka.- stwierdził, po czym pocałował dziewczynę w głowę. Ta wzięła głęboki wdech, a następnie złapała dłoń męża, splatając ich palce.
- Może powinnam zacząć myśleć nad imieniem dla dziecka?- zastanowiła się.- Mama mówiła mi, że to przynosi pecha, ale chyba my mamy limit wyczerpany po Elijah, Ani i Kurcie.
- Że też o tym nie pomyślałem.- zaśmiał się Gilbert.- W końcu to już poważny etap ciąży i warto pomyśleć nad takimi sprawami.
- Jakieś pomysły?- spytała go dziewczyna, na co ten się zastanowił.- Może nazwalibyśmy je po twoich rodzicach? Podobno to rodzinne.
- Nie podoba mi się ta opcja.- stwierdził chłopak cicho.
- Szkoda, Jan to ładne imię.- zauważyła Rose.- Nie chciałabym nazwać dziecka przypadkowym imieniem. Musi coś znaczyć.
- A może...- zaczął niepewnie Gilbert, na co Rose spojrzała na niego przez ramię.- Twoje imię pochodzi od kwiatu. Może niech nasze dziecko też ma imię związane z naturą.
- Na przykład?- zdziwiła się tą myślą brunetka.
- Dalia.- zaproponował, co wpadło do głowy ciężarnej.- Albo Liliana.
- Ładne. Lilianna.- rozmarzyła się dziewczyna ku radości Gilberta.- No dobra, a jeśli to chłopak?
- Hiacynt?
- Nie.- zaprzeczyła dziewczyna.
- Narcyz?
- Broń Boże, Gilbert.- zaśmiała się Rose, a wraz z nią jej mąż.- Nigdy nie nazwę tak syna.
- Racja, to byłoby okropne.- rzucił chłopak, po czym zapanowała cisza przerywana przez ich oddechy i bijące szybciej serca.- Jesteś mi tak bardzo bliska, że nie wyobrażam sobie bez ciebie życia.
- Wiesz, ja też nie mogę ułożyć sobie w głowie innego scenariusza niż ten, że jesteśmy tutaj, razem.
- A niedługo będzie nas jeszcze więcej.- wyszeptał, po czym pocałował dłoń żony.- Przepraszam, jeśli mam dla ciebie mało czasu. Obiecuję, że gdy dziecko będzie na świecie, nie opuszczę was. Chorzy będą mogli skorzystać z pomocy innych lekarzy. Jesteście dla mnie najważniejsi.
- Albo najważniejsze.- dodała dziewczyna.
- Podobno matki czują płeć.
- Brednie, ja nic nie czuję. Albo przynajmniej nie chcę czuć, bo dla mnie to bez różnicy. Oczywiście Deli byłaby wniebowzięta, gdyby była to dziewczynka, ale ważne, żeby było zdrowe.- wyjaśniła, wzdychając. Chłopak uśmiechnął się lekko zabierając z rąk żony książkę.
- Niecodziennie jednak owe czyny są oparte też na rozumie, co niesie za sobą wiele konsekwencji, które doprowadzić mogą do klęski.- kontynuował czytanie, gładząc przy tym dłoń Rose.
- Rose!- zawołał z dołu Bash, na co jednak brunet nie drgnął.- Rose, ktoś do ciebie!
- Muszę iść, może to ważne.- powiedziała Rose, ale chłopak jeszcze bardziej wtulił się w dziewczynę.
- Poczekają.
- Gilbert.- jęknęła Rose, więc ten wstał z łóżka i wraz z żoną zszedł na parter. Dziewczyna widząc przed drzwiami znajomą twarz zamarła na chwilę.
- Zostawię was.- powiedział Gilbert czując między Rose i Anią napiętą atmosferę. Wraz z Bashem i Deli udali się do salonu, a dziewczyny stały w ciszy patrząc sobie w oczy. Ania miała łzy w oczach, a w dłoniach trzymała bukiet stokrotek.
- Wybacz mi, Rose.- wydukała rudowłosa.- Byłam...okropną przyjaciółką. Nie pierwszy raz, ale...proszę, potrzebuję cię.
- A myślałam, że nikogo nie potrzebujesz.- rzuciła smutno Rose.
- Głupio powiedziałam. Przecież wiesz, że cię kocham i za nic bym nie zepsuła naszej przyjaźni. Wiem, że masz ze mną ciężko i zapewne na twoim miejscu też bym nie chciała mnie znać.- zapłakała, na co brunetka złapała przyjaciółkę za dłoń.
- Nawet nie wiesz, jak mi ciebie brak.- wyznała z płaczem Rose, a Ania wypuściła na policzki kilka łez.
- Przepraszam.- dodała, po czym obie się przytuliły, płacząc sobie w ramionach. Gdy się od siebie odsunęły, Rose wytarła policzki ręką.
- Wejdziesz?- spytała przyjaciółkę, na co Ania przytaknęła głową. Dziewczęta weszły więc do środka, by tam szczerze porozmawiać. Po pół godzinie dołączył do nich też Gilbert, który z ulgą zareagował na pogodzenie się dziewcząt. Co więcej Ania ani razu nie wbiła mu szpilki, a to było wielkim sukcesem wygadanej zwykle rudowłosej. Rose była tego dnia szczęśliwa. Prawdziwie szczęśliwa. To był ostatni taki dzień przed nieuniknionym.


♥️♥️♥️♥️
Jest rozdziałek i choć bardzo prędko, to myślę, że chcieliście to przeczytać na dobry dzień 🥰 dajcie znać i zostawcie gwiazdkę

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now