70.

675 44 26
                                    

- Zapraszam, wejdźcie.- zaprosiła gości Valentina, której uśmiech nie schodził z twarzy od kiedy dostrzegła chłopków oraz mała Deli.- Steven!- zawołała, po czym u jej boku stanął jej mąż.
- Miło was widzieć.- przywitał się z nimi Steven, podając rękę kolejno Bashowi oraz Gilbertowi, który odwzajemnił uśmiech Murphy'iego. Mężczyźni zdjęli płaszcze, które powiesili na wieszakach, a Valentina udała się do kuchni, by kontynuować przygotowania do kolacji. Steven wtenczas udał się wraz z gośćmi do salonu.- Słyszałeś o inwestycji Trapera? Chce nas wykurzyć z biznesu, skubaniec.
- Nie zrobi tego.- uspokoił go Bash.- Ale zapewne będziemy mieć mocną konkurencję w sprzedaży jabłek.
- Dobrze, że mamy Elijah i tych chłopaków z miasta. Na najbliższe zbiory musimy zebrać jeszcze więcej ochotników.
- Nie będzie takiej potrzeby.- odezwał się Gilbert.- Chętnie pomogę wam latem przy zbiorach.
- Nie ukrywam, że bardzo byś się tu przydał.- stwierdził Bash, po czym z kuchni wyszła Rose, która z uśmiechem podeszła do śmiejącej się na jej widok Delphine.
- Wesołych świąt, Deli.- powiedziała podając dziewczynce jedną z ozdób z choinki, którą ta zaczęła się bawić.
- Wesołych świąt.- odpowiedział za córkę Bash, jednak wzrok Rose spoczął na Gilbercie, który był zachwycony jej wyglądem. Codziennie takim był. Jej zielone oczy, schowane pod gęstymi rzęsami, piękne, brązowe włosy, które opadały jej na plecy, bądź były związane w delikatnego warkocza. Jej sylwetka była ozdobiona co rusz innymi materiałami, które podkreślały jej idealne ciało. Na jej szyi niezmiennie wisiał naszyjnik od chłopaka, którego złota barwa bledła przy jej urodzie.

Rose jadła kolację razem ze swoimi rodzicami oraz Gilbertem, Bashem i mała Delphine. Ta ostatnia była na kolanach brunetki, która z radością karmiła ją świąteczną zupą swojej mamy.
- Jedzenie jest przepyszne, Valentino.- powiedział Bash.
- To prawda.- stwierdziła Rose podając mamie pustą już miskę dziewczynki.
- Cieszę się, że wam smakuje.- odparła z uśmiechem Valentina.- Zwłaszcza Delphine.
- Jej wszystko smakuje. Poza ciapkami wujka, oczywiście.- odgryzł przyjacielowi, który siedział naprzeciwko Rose. Ta podała małej zabawkę i spojrzała na Basha.
- Myślałam, że będziecie z Elijah.- zagaiła rozmowę Rose.
- W ostatniej chwili postanowił zostać w domu. Wciąż nie umie się odnaleźć w Avonlea.- wyjaśnił jej Gilbert, na co ta przytaknęła.
- Dlatego liczyliśmy, że przyjdzie.
- Właśnie, musi wiedzieć, że są tu też tacy ludzie, którzy staną za nim murem.- odezwał się Steven, biorąc dokładkę zupy.
- Nie wiem czy na to zasługuje.- zastanowił się Bash.- Przydał się w czasie zbiorów, jednak wciąż mu nie ufam.
- Nic dziwnego.- zauważyła Valentina, siadając znów na swoim miejscu.- Gdyby tylko nie był synem Mary...
- Chciałaby, żeby tu był.- przerwała jej Rose, na co Bash przytaknął. Zapanowała chwila ciszy, którą prędko przerwał Steven.
- Mów lepiej, co w Toronto.- rzucił do Gilberta, który aż poprawił się na krześle.
- Cóż, studia w Toronto były moim marzeniem.- stwierdził Blythe, a Rose mimowolnie się uśmiechnęła.- Cieszę się, że tam jestem, choć chwilami jest ciężko.
- Wiesz co myślę?- spytał wskazując na niego palcem.- Będziesz zawziętym lekarzem. Jesteś uparty i zdolny jak cholera.
- Steven.- upomniała go żona zważając na jego przekleństwo w obecności Delphine. Z kolei Gilbert uśmiechnął się skromnie na słowa pana Murphy.
- Mówię prawdę. Walczysz o to, co ważne za wszelką cenę, a to cenne w tym zawodzie. Będziesz dbać o ludzi, a nie o zasady, czy własne interesy. Takich ludzi nam potrzeba.
- Cieszę się, że pan tak uważa.- przyznał spokojnie chłopak, a Rose czuła ciepło na sercu słysząc jak ci się dogadują.- Skoro już poruszamy ważne tematy...- zaczął wstając z krzesła, po czym stanął przy Rose i wyciągnął coś z kieszeni. Nagle ukląkł na kolano, a Valentina wstrzymała powietrze zaskoczona jego zachowaniem. Brunetka wręcz zamarła na widok klęczącego chłopaka. A gdy padły szczere z jego ust słowa, jej serce stanęło.- Rose Murphy, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?- spytał otwierając pudełeczko, w którego środku znajdował się pierścionek z zielonym kamykiem, który niegdyś nosiła jego matka. Ten sam, który przez pomyłkę mógł znalezc się na palcu innej. Rose spojrzała w oczy chłopaka czując, że zaraz puszczą jej emocje. Podała Delphine swojej matce, po czym wstała zasłaniając usta dłońmi. Nie była w stanie nic powiedzieć, więc w odpowiedzi przytaknęła gestem głowy, a Gilbert uśmiechnął się szczerze. Wstał, aby założyć pierścionek na palec dziewczyny. Nagle Bash zaczął gwizdać i klaskać, co szybko podłapali rodzice brunetki, a Rose wypuściła z siebie ciążące emocje i zaczęła się śmiać. Objęła chłopaka za szyję, na co Blythe złączył ich usta.
- Cóż więcej mogę powiedzieć?- odezwał się Steven, który po chwili wstał i podszedł do nastolatków.- Witaj w rodzinie, Gilbercie.- rzucił podając mu rękę. Blythe uścisnął ją, a następnie podeszła do nich matka Rose. Ta wycałowała zarówno Gilberta, jak i swoją córkę. Z kolei Bash szczerzył się, jakby to on powiedział, jak głupi do sera. Wiedział o zamiarze przyjaciela i cieszył się, że tym razem zrobił to, co właściwie. Bo w istocie, była to jedna z nielicznych słusznie podjętych przez Gilberta decyzji.

- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.- stwierdziła Rose, która leżała na łóżku obok Gilberta. Cały czas przyglądała się pierścionkowi, który w jej mniemaniu był najpiękniejszym jaki widziała.
- A ja, że się zgodziłaś.- rzucił chłopak krzywiąc brwi.
- Sądziłeś, że odmówię? 
- Brałem tą opcję pod uwagę.- stwierdził, na co ta się zaśmiała wracając do oglądania pierścionka.- Należał do mojej matki.- wyznał, a Rose spojrzała w jego oczy.
- Jest piękny. To wspaniałe mieć coś, co kiedyś należało do kobiety, która cię kochała. Jest w tym coś niezwykłego. Żałuję, że nie zdążyłam jej poznać. Ani jej, ani twojego ojca.- powiedziała smutno, po czym jakby się otrząsnęła.- To był spisek, prawda? Bash cię namówił?
- Może trochę.- rzucił żartem, na co dziewczyna pokręciła głową.- Chcę, żebyś wiedziała, że kocham tylko ciebie. Nieodwołalnie. I wiecznie.- dodał, na co dziewczyna podniosła się na łokciu i zbliżyła się, by go pocałować.
- Dziewczyny oszaleją jak im powiem.- wyszeptała w jego usta, po czym spoważniała i spojrzała w oczy chłopaka  Nagle podniosła się do pozycji siedzącej.- O nie.- powiedziała poważnie.
- Co jest?- spytał zdziwiony Gilbert.
- Zapomniałam.- rzuciła wstając z łóżka. Podeszła szybko do komody, z której wyjęła sweter, narzucając go na plecy.
- O czym?
- Miałam się z nimi spotkać u Diany. Obiecałam, że przyjdę o jedenastej.- wyjaśniła zakładając buty, na co chłopak spojrzał na ciemność za oknem.
- Jest już późno.
- Wiem, ale Ania mnie zabije jak nie przyjdę. Obiecałam im.
- Przynajmniej masz wymówkę dlaczego się spóźniłaś.- rzucił wywołując na twarzy Rose uśmiech. Ta podeszła do leżącego wciąż chłopaka, po czym spojrzała mu niepewnie w oczy.
- Przepraszam, porozmawiamy jutro?- wyszeptała, a ten przegładził jej policzek.
- Jasne.- powiedział wpatrzony w nią niczym w obraz.
- Dobranoc.- rzuciła cmokając go w usta, a następnie wybiegła z pokoju, co wywołało westchnienie u Blythe'a. Ten po chwili poszedł w jej ślady, uważając przy tym, by jej rodzice nie odkryli jego obecności.

Rose weszła po schodach do pokoju Diany, gdzie czekały już na nią Ania, siostry Barry oraz Ruby.
- No w końcu! Już myślałam, że nie przyjdziesz!- zawołała z wyrzutem Ania, na co Rose odetchnęła głęboko.
- Przepraszam, coś mnie zatrzymało.
- Miałaś przyjść zaraz po kolacji.- zauważyła Ruby.
- Wiem, ale nie uwierzycie, co się stało.- rzuciła, po czym wystawiła dłoń z pierścionkiem ku przyjaciółkom.
- Czy to jest...- zaczęła Diana.
- Tak.- przytaknęła Rose, a dziewczyny pisnęły z zachwytu.
- Gilbert ci się oświadczył?!- krzyknęła Ania nie dowierzając.- Musisz nam wszystko opowiedzieć.- dodał ciągnąc ją na podłogę, gdzie wszystkie zasiadły.
- No więc, byliśmy na kolacji z rodzicami i Bashem. Nagle ukląkł przede mną mówiąc: czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
- Mało romantycznie.- prychnęła Ania, na co Diana uderzyła ją poduszką.
- Bzdura!- krzyknęła.- Oświadczyć się przy rodzicach dziewczyny i to jeszcze w wigilię...to magiczne, a nie tylko romantyczne.
- Co było dalej?- dociekała jej młodsza siostra.
- Byłam w takim szoku, że nie byłam w stanie odpowiedzieć. Pokiwałam głową, a wszyscy zaczęli klaskać, nawet mała Delphine.- dodała, a Ruby i Diana jęknęły z zachwytu.
- Mówiłam wam, że Gilbert to romantyk.- zauważyła Ruby, a Ania prychnęła zaprzeczając.
- Jasne, romantyczny jak pan Philips i jego szorstkie wąsy.- rzuciła dziewczyna, na co jej przyjaciółki posłały jej zdziwione spojrzenia.
- Aniu?- spytała ją łagodnie Rose.- Wszystko dobrze? Sądziłam, że ty najbardziej się z tego uciszysz.
- Oczywiście, że się cieszę.- stwierdziła łagodnie, po czym nagle wstała i wzięła głęboki oddech.- Złamałam swoje śluby i należy mnie ukarać chłostą.
- O czym ty mówisz?- zdziwiła się Diana.
- Byłam zaślubiona przygodzie, a...się...- urywała zawstydzona, bądź po prostu zakłopotana.- ...zakochałam.



Aaaaaa!!!!!!
Oświadczył się!!!!
Wy też tak zareagowaliście? Dajcie koniecznie zdać jak wam się podobał ten rozdział, bo mi serduszko szybciej zabiło ♥️ to wiele zmieni i Rose będzie w końcu musiała powiedzieć mu o swojej przeszłości. Zrobi to? A może to Ania powie Gilbertowi?

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now