15.

1K 58 20
                                    

Rose zapukała do drzwi. W koszyku miała ciastka, które zrobiła specjalnie dla Ani. Liczyła, że tym uda jej się przeprosić przyjaciółkę. Nie wiedziała, że ta jest obrażona nie na żarty.
- Rose?- uśmiechnęła się do niej Maryla, która otworzyła drzwi.- W czym mogę pomóc?
- Jest Ania?- spytała od razu brunetka.
- Jest. Przykro mi, że się pokłóciłyście. Ania jest bardzo wrażliwa.
- Wiem, chciałam ją przeprosić. Mogę wejść?- na te słowa Maryla przytaknęła lekko i zaprosiła ją do środka. W salonie siedziała Ania, która na widok Rose ruszyła do swojego pokoju.- Ania, proszę, wysłuchaj mnie.- nalegała brunetka, więc ta spojrzała jej w oczy. Była zraniona. Nie wiedziała, że Rose też. Dziewczynka wyjęła z koszyka ciastka i podała je przyjaciółce.- Wybacz mi, Ania. Wiem, że źle się zachowałam. Nie chcę stracić takiej przyjaciółki. Kocham cię.
- Jeśli się kogoś kocha, to się go nie okłamuje.- rzuciła poważnie rudowłosa, a w oczach Rose pojawiły się łzy.
- Proszę...
- Ja bym ci powiedziała. Okłamałaś nas i złamałaś zasadę przyjaźni. Nie powinnaś spotykać się z zajętym chłopakiem.
- Nie jest zajęty.- rzuciła szybko Rose.- Z resztą ty też się z nim spotykałaś, gdy dawałaś mu książki.
- Bo pan Philips mi kazał.- skrzyżowała ręce Ania.
- Przysięgam, że go nie lubię. Pomaga mi tylko w nauce. Nie zrobiłabym tego Ruby.
- Skąd mam wiedzieć?
- Możesz go spytać. Tylko się uczymy. Albo sprawdź wszystkie listy. Mam je ze sobą. W każdym mówimy tylko o lekcjach...- mówiła nerwowo Rose. Bardzo zależało jej na przyjaźni z Anią, Dianą i Ruby. Zwłaszcza z Anią.- Musisz mi uwierzyć.
- Nie wierzę ci.- odpowiedziała w końcu Ania, po czym poszła po schodach na górę, a Rose spuściła głowę. Odłożyła ciastka na stół i bez pożegnania z Marylą wyszła na zewnątrz. Szła w stronę swojego domu z trudem powstrzymując łzy.
- Bonjour mademoiselle!- usłyszała, na co się zatrzymała i spojrzała w górę, na stodołę, gdzie stał chłopak w jej wieku.
- Słucham?- spytała zdziwiona.
- To znaczy dzień dobry. Jestem Jerry.- przedstawił się chłopak.- A panienka?
- Rose.- przestawiła się spokojnie.
- Jesteś przyjaciółką Ani?
- Teraz już chyba nie.
- Comment c'est?- spytał o wyjaśnienia.
- Nie znam włoskiego.- rzuciła Rose.
- Francuskiego.- poprawił ją Jerry.- Jestem Francuzem.
- Wybacz...nie mam humoru.
- Widzę.- stwierdził odkładając grabie.- Mogę jakoś pomóc panience?- spytał, na co ta spojrzała w stronę domu Cuthbertów.
- Nie.- odpowiedziała cicho, po czym ruszyła w dalszą drogę. Nie chciała nic tłumaczyć pani Murphy. Z resztą mina Rose wszystko jej wyjaśniła. Dziewczynka zamknęła się w swoim pokoju i do wieczora stamtąd nie wychodziła.

- Rose?- spytał nagle Gilbert, wybijając Rose z rozmyśleń.- Słuchasz mnie, czy odpłynęłaś?- rzucił półżartem uśmiechając się do koleżanki.
- Przepraszam...- zaczęła, poprawiając nerwowo kosmyki włosów, które zasłoniły jej twarz.
- Nie musimy dzisiaj się uczysz, jeśli źle się czujesz.
- Nic mi nie jest.- powiedziała nieprzekonująco. Chłopak patrzył na nią z troską, czego ta nie mogła znieść.- Pokłóciłam się tylko z Anią.
- Dlaczego?
- Nie ważne.- odpowiedziała szybko Rose, po czym spojrzała do książki. Oczywiście Gilbert nie odpuścił i patrzył na nią wyczekująco.- Przestań.
- Nie jesteś dziś sobą.
- Jestem, tylko...- urwała patrząc w podłogę.- Ania dowiedziała się, że nie powiedziałam jej o naszej nauce i mnie nienawidzi.
- Serio? Bo uczysz się ze mną? To nie ma sensu.
- Jakiś chyba ma. Okłamałam ją, Dianę i resztę dziewczyn. Byłam okropną przyjaciółką.
- Ja tak nie uważam. To twoja sprawa. Nie powinny mieć ci tego za złe.
- Jesteś chłopakiem i nie rozumiesz, że dziewczyny mają swoje zasady.
- Na przykład jakie?- spytał poważnie, na co Rose siłą wyższą się uśmiechnęła.- Pytam z ciekawości.
- Nie zaciekawi cię to, ale skoro pytasz...- zastanowiła się.- Po pierwsze nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Złamałam ją. Po drugie plotkujemy o każdym, oprócz o sobie nawzajem. Tutaj jestem wierna.- stwierdziła, a Gilbert się zaśmiał.- I najważniejsze, jeśli jakiś chłopak podoba się którejś z nas, to jest poza zasięgiem reszty.
- Poza...zasięgiem?- spytał zdziwiony.
- To skomplikowane.- wyjaśniła pisząc coś na papierze. Gilbert zastanowił się, po czym zadał jedno pytanie, które wywołało u Rose zagubienie.
- A tą zasadę też złamałaś?- rzucił patrząc na dziewczynę typowym dla niego spojrzeniem. Rose westchnęła zagubiona.
- Wróćmy do nauki.- rzuciła, czym dała chłopakowi jednoznaczną odpowiedź. Ten uśmiechnął się ukradkiem, po czym spojrzał do książki. Dziewczyna jednak spojrzała znów na chłopaka nie wytrzymując. Tylko przed nim czasem się otwierała. To jemu powiedziała o naszyjniku. Ufała mu bardziej niż nowym rodzicom.- Nigdy nie miałam przyjaciółki.- wypaliła ku zaskoczeniu Gilberta.- A teraz straciłam Anię, Dianę, Ruby...wszystkich.
- To nie prawda.- stwierdził spokojnie.- Pogodzicie się. Nie zrobiłaś tego na złość Ani, więc nie powinna cię tak potraktować.
- Nie usprawiedliwiaj mnie. Źle zrobiłam okłamując dziewczyny.
- Fakt, ale są sprawy, które chcemy zachować dla siebie. To normalne.- wyjaśnił zerkając na korytarz, który prowadził do pokoju jego ojca. Szybko jednak spuścił wzrok, a Rose przypomniała sobie plotki Ani. Chciała, bardzo chciała spytać, pocieszyć, a jednak nie odezwała się słowem. Jak bardzo tego żałowała.
- Dzięki, że mi pomagasz. Naprawdę.- powiedziała Rose, gdy ten odprowadzał ją do domu.- Nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Nie musisz. To zwykła przyjacielska pomoc.- stwierdził. Przyjacielska pomoc, zastanowiła się Rose.
- Przyjacielska? Więc jesteśmy przyjaciółmi?- rzuciła żartem, choć naprawdę myślała o tych słowach poważnie. Nie postrzegała tak Gilberta. Był po prostu miłym chłopakiem, który pomagał jej z nauką. A może faktycznie przez te lekcje zbliżyli się do siebie i zaprzyjaźnili się ze sobą?
- Oby, bo inaczej to nie pomoc, a dług i będziesz musiała go spłacić.- stwierdził również żartem Gilbert, na co Rose zaśmiała się szczerze, a on razem z nią.
- Zamierzasz wrócić do szkoły?
- Może. Nie wiem jeszcze.
- Dziwnie jest bez ciebie.
- Tak? Pan Philips wciąż cię gnębi?
- W sumie to nie.- uśmiechnęła się dziewczyna wspominając jego siny policzek.
- To dobrze. Jest dosyć...surowy.
- Ja bym powiedziała, że wręcz uprzedzony do niektórych uczniów.- stwierdziła, na co Gilbert przytaknął gestem głowy.
- Gilbert!- rozległ się głos jakiejś kobiety.- Gilbert!- powtórzyła głośniej, a Rose i chłopak obrócili się do tyłu, gdzie biegła pielęgniarka jego ojca.- Gilbert!
- Co się stało?- spytał kobietę chłopak.
- Twój ojciec...- urwała. Rose spojrzała na Gilberta, który nagle rzucił się biegiem z powrotem do swojego domu.- Biedny chłopak.- zapłakała kobieta.
- Dlaczego? Co się stało z panem Blythe'm?- wypaliła Rose, a kobieta zaczęła jeszcze głośniej płakać. Dziewczyna spuściła głowę, domyślając się, że mężczyzna zmarł.- Powinnam...iść za nim?- spytała zakłopotana.
- Lepiej, żeby teraz Gilbert został sam.- stwierdziła kobieta.- Ale będzie potrzebować teraz przyjaciół.- dodała, po czym ruszyła w nieznanym dla Rose kierunku. Ona sama stała jeszcze chwilę w bezruchu, aż postanowiła wrócić do swojego domu, gdzie czekali na nią rodzice. Bez zbędnych słów, dziewczynka wbiegła w ramiona matki, na co Valentina spojrzała zdziwiona na męża. Rose zaczęła płakać. Znów ktoś umarł, a ostatnim razem byli to jej rodzice.

Chcieliście Gilberta to macie 😥 Wybaczcie za takie zakończenie, ale tym właśnie akcentem wchodzimy w fabułę i będziemy się jej trzymać.

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now