6.

1.1K 65 9
                                    

- Rose! Zejdź na obiad!- zawołała pani Murphy, po czym usiadła obok męża przy stole. Rozległo się schodzenie po schodach, jednak dziewczynka nie usiadła do posiłku, a stanęła w progu pokoju.- Rose? Coś się stało?- spytała zaskoczona zachowaniem dziecka.
- Nie chce stąd wyjeżdżać. Proszę nie oddawajcie mnie do sierocińca.- zapłakała szczerze Rose, na co małżeństwo spojrzało na siebie pytająco.
- O czym ty mówisz?- spytał tym razem mężczyzna.
- Oddacie mnie, jak wszyscy. A ja chcę tu zostać. Polubiłam szkołę. Mam przyjaciółki. Nie chcę stąd wyjeżdżać.
- Kochanie, usiądź.- zachęciła ją pani domu, a dziewczynka grzecznie usiadła naprzeciwko kobiety.- Posłuchaj, nikt cię nigdzie nie odda. Tym bardziej do sierocińca.
- Ale każdy mnie oddaje. Mówią, że jestem niewychowana i leniwa, że się nie uczę.- zapłakała Rose, na co jej nowa mama złapała ją za ręce.
- Nie chcemy cię oddać, słyszysz? Kochamy cię. Jesteś naszą córką.- zapewniła ją, a ta spojrzała na pana Murphy.
- To prawda?- spytała z nadzieją w głosie.
- Tak, Rose. Jesteś naszą córką.- powiedział spokojnie, po czym złapał jedną dłoń dziewczynki trzymaną też przez jego żonę. Rose wzruszona ich słowami zaczęła jeszcze bardziej płakać, a małżeństwo spojrzało na siebie wzruszone sytuacją.

- Rose, masz gościa.- powiedziała pani Murphy po wejściu do pokoju dziewczynki. Za nią weszła Ania, która wyglądała na podekscytowaną.- Zostawię was.- rzuciła z uśmiechem, po czym wyszła.
- Ania? Co tu robisz?- spytała Rose.
- Chce zaprosić się na podwieczorek. Maryla pozwoliła mi zaprosić ciebie i Diane. Przyjedziesz? Proszę. Będzie fajnie.
- W sumie to chętnie przyjdę. Zwłaszcza, że...- urwała brunetka ukrywając uśmiech.- nigdzie się stąd nie ruszam.
- Naprawdę?!- pisnęła Ania.
- Tak, państwo Murphy powiedzieli, że nie chcą mnie oddać.
- To wspaniale. Tym bardziej musimy to uczuć.- na te słowa obie się uśmiechnęły.
Dziewczynki zeszły do salonu, gdzie wiedzieli opiekunowie Rose.- Przepraszam?- zwróciła na nie uwagę Ania.- Chciałabym zaprosić Rose na podwieczorek. Może do mnie przyjść?
- A Maryla wyraziła na to zgodę?- zdziwił się mężczyzna.
- Oczywiście, że tak.
- Cóż, jeśli Rose chce cię odwiedzić, to my nie mamy nic przeciwko.- uśmiechnął się Steven, na co jego żona posłała mu pytające spojrzenie.
- Na prawdę?- spytała brunetka z nadzieją w głosie.
- Jasne.- zgodziła się pani domu, a dziewczynki uśmiechnęły się szeroko do siebie.- Tylko nie wracaj za późno.
- Dobrze, obiecuję.- zapewniła nową mamę, po czym przebrała się i wraz z Anią poszły do domu Cuthbertów. Wtedy pani domu spojrzała na męża widocznie zdenerwowana.
- Jako nowi rodzice, powinniśmy przemyśleć takie sprawy. Nie możesz podejmować ich samodzielnie.- wyjaśniła.
- Kochanie, Rose ma nowe przyjaciółki. Daj jej spędzić z nimi miło czas. Widzisz, że się otwiera na nas. Poza tym skoro Maryla Cuthbert się zgodziła, to my również powinniśmy.- stwierdził czytając gazetę.- Mamy córkę. I czas się z tym pogodzić.

- Usiądźcie.- zachęciła przyjaciółki Ania, której głos miał być dorosły i nazbyt poważny.
- Aniu, jak pięknie wygląda stół. Sama to zrobiłaś?- spytała Diana również z powagą w głosie. Faktycznie, dziewczynka spędziła kilkadziesiąt minut by ładnie udekorować stół kwiatami i owocami. Na nim znajdowały się ciastka oraz napój, który Ania wzięła za sok malinowy. W rzeczy samej nim nie był, ale o tym dziewczęta przekonały się po kilku godzinach, gdy po wypiciu trunku zaczęły się przebierać, tańczyć i histerycznie się śmiać. Niestety na tym się nie skończyło, bo do domu Cuthbertów weszła mama Diany. Widząc stan dziewcząt zrobiła awanturę, a te stały zawstydzone w salonie trzymając się za ręce. Miały różowe policzki oraz rozczochrane włosy, co było objawem wypicia i nadmiernych zabaw alkoholu. Gdy wróciła Maryla, afera rozkręciła się na dobre.
- Jak pani widzi zachowały się skandalicznie.- zaczęła mama Diany.
- Aniu, kłopoty to twoja domena.- rzuciła Maryla półżartem.- Nie wiedziałam, że zostało wino porzeczkowe.
- Wino? W domu?
- W celach leczniczych.- wyjaśniła szczerze starsza kobieta.- Gdy pastor mnie zbeształ wylałam zapasy. Tak mi się wydawało.
- Pani dziecko oraz córka państwa Murphy'ch mają zły wpływ na moją córką.- oznajmiła, na co Rose spuściła głowę. Po raz kolejny ktoś traktował ją z góry.
- Ania się pomyliła. To moja wina.- przyznała Cuthbert.
- Diana nigdy więcej was nie odwiedzi.
- Nie chciałam ich upić.- odezwała się rudowłosa dziewczynka.
- Nie jesteś odpowiednim towarzystwem dla Diany. Rose również.
- Nie chciałam!- krzyknęła zrozpaczona Ania.
- Koniec z siedzeniem w jednej ławce, rozmawianiem ze sobą i wspólnym spędzaniem czasu.
- Dziewczynki należy ukarać, ale może dwa tygodnie wystarczą?- zaproponowała Maryla.
- Nie pozwolę, żeby moja Diana spoufalała się z takimi dziećmi. Nie zmienię zdania.- stwierdziła kobieta łapiąc Diane za rękę, jednak dziewczynki trzymały się tak mocno, że ta nie mogła wyprowadzić swojej córki.
- Pani Barry, proszę.- zapłakała Ania, a wraz z nią obie brunetki.
- To się nie powtórzy.- mówiła Rose, na co kobieta nie zareagowała. Wyszarpała swoją córkę z domu, a pozostałe dziewczynki zaczęły płakać załamane tą sytuacją. Żadna z nich nie była temu winną. To był zwykły wypadek. Nieporozumienie.
- Rose, odprowadzę cię do domu.- powiedziała smutno Maryla, na co brunetka zaczęła się martwić. A jeśli jej nie rodzice zareagują tak samo? Co gorsza wciąż miała w głowie słowa pani Barry. ,,Nie pozwolę, żeby moja Diana spoufalała się z TAKIMI dziećmi". To bardzo ją dotknęło. Kogo ona chciała oszukać? Przecież zarówno Rose, jak i Ania na zawsze będą w oczach obcych sierotami.
Maryla zgodnie ze swoimi słowami odprowadziła Rose do jej domu, po czym ta zamknęła się w swoim pokoju załamana tym co się stało.
- Zapewniam, że to nie wina Ani.- powiedziała pani Cuthbert.
- Wierzymy.- stwierdził pan domu.- Przecież nie upiła by swoich przyjaciółek. Nie mniej powinny otrzymać karę, by sytuacja więcej się nie powtórzyła.
- Zgadzam się. Mam tylko nadzieję, że pani Barry zmieni zdanie i pozwoli spotykać się dziewczynkom.- westchnęła Maryla. Obwiniała siebie za całą aferę, którą mama Diany wywołała.
- My również. Rose bardzo polubiła obie dziewczynki. Cieszymy się, że w kilka dni się zaaklimatyzowała.- przyznała Valentina.
- Ja również jestem z tego rad.- uśmiechnęła się Maryla.- Powinnam wracać, żeby porozmawiać jeszcze z Anią.
- My z Rose również będziemy musieli porozmawiać.
- Więc do widzenia.- pożegnała się kobieta, po czym ruszyła ku swojemu domowi.
- Kto do niej pójdzie?- spytała szeptem Valentina, na co mężczyzna spojrzał na nią błagająco.- Co ze szlabanem?
- Coś wymyślę. Idź.- zachęcił ją mąż, więc ta ruszyła do pokoju córki. Zapukała lekko w drzwi, po czym weszła do środka. Widząc leżąca na łóżku Rose zawahała się, jednak w końcu usiadła obok niej.
- Rose, możemy porozmawiać?
- To był wypadek.- zapłakała dziewczynka. Na poduszce były ślady jej łez, które wskazywały, że ta płakała od wielu minut.
- Wiemy o tym.
- Czyli nie zabronicie mi spotykać się z Anią?- spytała niepewnie.
- Nie, oczywiście, że nie. W niczym Ania nie zawiniła.- uspokoiła córkę Valentina.- Wiesz jednak, że to co się stało było złe i nie powinno mieć miejsca.
- Wiem.
- To dobrze. Będziemy musieli dać ci jakaś karę...ale nie martw się. Tylko tak dla zasady. Myślę, że na...dwa tygodnie. Może trzy.
- Czy jestem gorsza od Diany?
- Słucham?
- Pani Barry powiedziała, że Diana nie będzie spotkać się z takimi osobami jak ja i Ania. Ma nas za gorsze.
- Nie przejmuj się tym. Barry jest ważną osobą, a pieniądze często uderzają innym do głowy. Tak jest i w tym przypadku. Nie jesteś gorsza od ich rodziny. Ani ty, ani Ania.
- Ale Diana ma rodziców, a ja nie.
- W sumie to...- urwała niepewnie pani Murphy.- Chcielibyśmy, żebyś przyjęła nasze nazwisko. Będziesz oficjalnie naszą córką.
- To tak działa?
- Tak myślę.- uśmiechnęła się kobieta.
- Będę się przedstawiać Rose Murphy?
- Tak. Jeśli chcesz.- wyjaśniła, na co dziewczynka usiadła i rzuciła się kobiecie na szyję. Ta ze wzruszeniem przytuliła nową córkę do siebie. Żadna z nich nie wiedziała, że Steven Murphy stał w drzwiach przysłuchując się ich rozmowie. Widząc przytulające się żonę i córkę uśmiechnął się i powoli wrócił do salonu.



Trochę późno, ale jest ♥️♥️♥️♥️

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now