18.

1K 54 9
                                    

- Wszystko dobrze?- spytała łagodnie Diana, która wraz z Rose próbowała dogonić Anię.-  Zwolnij.
- Śpieszę się.- rzuciła rudowłosa.- Oby to nie była prawda.
- Na pewno nią nie jest, Aniu.- stwierdziła Rose.- Nie martw się na zapas.
- Józia zmyśla, bo jest wredna.- dodała Diana, jednak słowa przyjaciółek nie pomogły zbytnio Ani. Była zbyt zdenerwowana by przyjąć ich słowa na poważnie. Chciała jak najszybciej dotrzeć do domu i spytać o plotki Marylę oraz Mateusza.
- Pierwszy raz w życiu mam dom.- powiedziała rudowłosa, na co brunetki spojrzały na siebie wymownie i złapały Anię za ręce.
- Nie odeślą cię.
- Nie możemy stracić Zielonego Wzgórza.- stwierdziła załamana tym faktem Ania.
- Jesteśmy z tobą.- zapewniła ją Rose, po czym każda ruszyła do swojego domu. Gdy Murphy wróciła do siebie, od razu udała się do stajni, gdzie był jej ojciec.- To prawda? O Cuthbertach?- na te słowa Steven odłożył swoje narzędzia i podszedł do brunetki.
- Mają kłopoty finansowe, a Mateusz zastawił Zielone Wzgórze.- wyjaśnił mężczyzna, na co Rose zastanowiła się nad jego słowami.
- Musimy jakoś im pomóc. Ania bardzo mi pomagała i jest moją przyjaciółką...
- Pomożemy im, dobrze?- uspokoił ją ojciec, po czym ta przytaknęła.- Idź, przygotuj się do obiadu.- dziewczynka ruszyła w stronę wyjścia, jednak po chwili się zatrzymała.
- Mogę cię o coś spytać?- spytała w końcu, a ten się uśmiechnął łagodnie.
- Jasne, przecież mieliśmy sobie ufać. Co jest?
- Czy Gil...- urwała, aby się poprawić.- Czy rodzina Blythe'ów ma jeszcze jakiś krewnych?
- Nie sądzę. Może w górach skalistych, ale wydaje mi się, że został tylko Gilbert.- wyjaśnił, a dziewczyna spuściła głowę.- Dlaczego pytasz? Dalej nikt nic nie wie?
- Nie, nie ma go w szkole, a nikt ze znajomych go nie widział od dnia po pogrzebie jego ojca. Ja...
- Martwisz się o niego.- dokończył spokojnie mężczyzna. Rose spojrzała na Baldura, którego pogłaskała, a następnie wolnym krokiem skierowała się do domu. Steven wiedział, że ci zdążyli się zakolegować, a nagły wyjazd chłopaka bardzo niepokoił jego co córkę. Nie mógł jednak nic zrobić. Wiedział jedno, Gilbert to mądry i odpowiedzialny chłopak, więc nie mógł po prostu rozpłynąć się w powietrzu. Ale jak wyjaśnić to Rose, która tak wiele osób już w swoim życiu straciła?

Brunetka usiadła przy książkach, co było dla niej co najmniej dziwne. Wcześniej był przy niej jeszcze ktoś, kto częstował ją gorącą herbatą oraz zagajał przyjemną rozmowę. Teraz była skazana na książki i samodzielną naukę. Odłożyła tabliczkę załamana brakiem skupienia, po czym jej wzrok spoczął na wazonie, który znajdował się na szafce.
- Mamo!- zawołała, schodząc z łóżka i biegnąc na parter. Miała pomysł, jak pomóc Ani. Za zgodą rodziców, pobiegła do Diany, którą szybko namówiła na swój pomysł. Obie zebrały po kilka przedmiotów ze swoich domów, po czym udały się do Cuthbertów. Ania i Jerry właśnie szykowali się do podróży do lombardu, więc dziewczyny bez zawahania dały przedmioty przyjaciółce.
- To na sprzedaż. Każdy cent się liczy, a my mamy tego w bród.- wyjaśniła jej Rose, na co Ania uśmiechnęła się szeroko.
- Dziekuję wam.- uśmiechnęła się wdzięcznie, po czym wszystkie trzy się objęły. Przyjaciółki są na dobre i na złe, pomyślała Rose.
- Tylko schowaj to przed panią Cuthbert. Ona tego nie przyjmie.- stwierdziła Diana, a Ania zgodziła się z przyjaciółką i szybko schowała przedmioty pod płachtą. Barry mówiła prawdę. Maryla była na to zbyt dumna, a ową pomoc odebrałaby jako darowiznę.
- Co z Mateuszem?- spytała Rose.
- Musi odpoczywać. Dlatego jadę z...- urwała patrząc na nadzorującego konie Jerry'ego.
- Jakoś to zniesiesz.- zaśmiała się Diana, na co Ania przewróciła oczami.
- Mam nadzieję, bo inaczej sama wskoczę do jeziora lśniących wód.- rzuciła, a dziewczynki mimowolnie się zaśmiały.
- Bonjour mademoiselle.- odezwał się pomocnik Mateusza.- Quelle belle rencontre.
- Co mówi?- wyszeptała do Diany brunetka.
- Cieszy się, że nas widzi.- wyjaśniła dziewczyną.
- Zostaw je, Jerry.- jęknęła Ania, po czym wsiadła na bryczkę, a obok niej usiadł chłopak.
- Trzymaj się, Aniu.- powiedziała do niej Rose, na co Ania posłała przyjaciółką buziaki. Te odpowiedziały tym samym, a gdy ci odjechali, wróciły na spokojnie do swoich domów.
Na drogi dzień Ania wróciła z kopertą pieniędzy i lżejszym bagażem. Pieniądze nie były może ogromne, jednak wystarczające, by załagodzić kryzysową sytuację Cuthbertów. Nadchodziło Boże Narodzenie, czyli czas cudów. I taki oto cud wydarzył się w ich rodzinie. I nie tylko w ich. Murphy pierwszy raz poczuli magię świąt. Głównie dzięki uśmiechu Rose oraz ogólnej obecności kogoś jeszcze poza małżeństwem. Na tym w końcu podlegają święta. Na spędzaniu czasu z rodziną, a Rose pierwszy raz czuła, że na jakiejś należy.
Brunetka ubierała choinkę wraz z Valentiną, gdy do pokoju wszedł pan domu.
- Nie zapomniałyście o czymś?- spytał, a te dostrzegły w jego dłoni pudełko. Rose podeszła do leżącego już na stole kartonu, który delikatnie otworzyła, a w środku zobaczyła złotą gwiazdę na czubek choinki.
- Jest piękna.- stwierdziła dotykając ją palcem.
- Mogę prosić o pomoc?- spytał, po czym dziewczynka wzięła gwiazdę do ręki, a Steven podniósł ją na wysokość choinki. Rose powoli zamocowała dekoracje na jej czubku, po czym ojciec odstawił ją na podłogę.- Prawdziwe święta.- westchnął mężczyzna obejmując żonę. Oboje uśmiechali się do córki, która posłała im równie szczery uśmiech.
Po kolacji udali się do kościoła na pasterkę, gdzie Rose wraz z kolegami z klasy śpiewali kolędy i wprowadzali w serca parafianów świąteczny nastrój. Gdy skończyli, znajomi Cuthbertów oraz dzieci udali się na Zielone Wzgórze. Stanęli przed drzwiami do domu, po czym zaczęli kolędować. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanęła Maryla, Mateusz oraz oczywiście Ania. Wszyscy byli wzruszeni darem, który przekazali im sąsiedzi i przyjaciele. W ramach podziękowania Maryla poczęstowała wszystkich swoimi ciastami z rodzynkami. Gdy ci zaczęli się rozchodzić, Rose podeszła do Ani, by ją objąć.
- Wesołych świąt, Aniu.- powiedziała z uśmiechem.
- Wesołych świąt, Rose.- odpowiedziała, po czym coś sobie przypomniała.- Ojejku, wybacz, że ci wcześniej nie powiedziałam, ale całkiem wypadło mi to z głowy. Nie zgadniesz kogo spotkałam w Charlottetown.
- Kogo?- zaciekawiła się brunetka.
- Gilberta.- odpowiedziała, a serce jej przyjaciółki na chwilę stanęło.
- Naprawdę? Co u niego?
- Wypływa w rejs. Powiedział coś, że jeśli kiedykolwiek wróci do Avonlea to nie z obowiązku. Będzie zwiedzać świat. Czyż to nie wspaniałe?- spytała, a Rose uśmiechnęła się szeroko.
- Wspaniałe.- przyznała jej rację. Cieszyła się decyzją Gilberta. Nie dlatego, że wyjechał, bo wiedziała, że będzie tęsknić za przyjacielem, jednak dlatego, że będzie tam szczęśliwy, a to sprawiało, że i Rose była szczęśliwa.- Dziękuję, że mi powiedziałaś.
- Jesteśmy jak siostry, a siostry mówią sobie o wszystkim.
- Faktycznie, mówią. I ja od dziś też będę ci wszystko mówić.- stwierdziła, po czym ścisnęła swoim małym palem najmniejszy palec Ani, na znak przysięgi.- Przysięgam, że w przyszłym roku będę jeszcze lepszą uczennicą, siostrą i przyjaciółką.
- A ja przysięgam, że nigdy więcej cię nie wysłucham.- dorzuciła Ania, po czym ścisnęły mocniej swoje palce i przytuliły się do siebie.
- Rose!- zawołała Valentina, która wraz z mężem skończyła rozmawiać z Cuthbertami. Dziewczynki pożegnały się, po czym Rose dogoniła bliskich i razem wrócili do domu. Była szczęśliwa. Ten rok pokazał jej jaką siłę ma moc przyjaźni i jak ważna jest rodzina. A przyszły miał postawić ją przed kolejnymi wyzwaniami, które zaczęły się wraz z przyjęciem przez Cuthbertów nowych lokatorów. To skomplikowało tak wiele i dało początek kłopotów.



Dodaje rozdziałek i liczę, że owy wam się spodobał ♥️ dajcie znać co myślicie o tej książce. Czy chcecie rozdziały bardziej dotyczące fabuły serialu, czy mojej fabuły? A może dobrze jest jak jest teraz (trochę tak, trochę tak)? Napiszcie, bo pamiętajcie, że to WY pomagacie mi tworzyć tą książkę, tą i każdą inną 😘😘😘 Dobranoc

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now