81.

679 39 6
                                    

Uwaga! Przeczytajcie koniecznie do końca - ogłoszenie!

Rose obudziła się, pocierając oczy.
Ziewnęła delikatnie, po czym wstała z krzesła pasażerskiego, by stanąć przy mężu opierającym się o barierkę statku.
- Wyspałaś się?- spytał chłopak, na co ta się uśmiechnęła.
- Na tyle na ile można na niewygodnym krześle.- odpowiedziała, krzyżując ręce.- Czujesz się jak wtedy? Gdy płynąłeś z Trynidadu do domu z Bashem?
- Nie, w drodze powrotnej musiałem sprzątać latryny.- wyjaśnił, co wywołało u Rose śmiech.- Poza tym, ty tutaj jesteś.- zauważył biorąc żonę pod rękę. Oboje spojrzeli w morze, z którego wracali do domu. Po trzech latach ciężkiej edukacji zasłużyli na odpoczynek, a co mogło być lepszego od obiecanej podróży poślubnej przez egzotyczne kraje. Gwadelupa, Dominika, Martynika, Saint Lucia, Barbados, Saint Vincent i Grenadyny, Grenada i w końcu Trynidad. Rose w snach nie wymarzyła sobie takiej miesięcznej podróży po tych znanych jej tylko z lekcji krajów. Gilbert też bardzo się cieszył dalszymi odkryciami nowych dla niego wysp, a powrót do Trynidadu przywróciła mu wspomnienia stamtąd. Obiad mamy Basha, która również tym razem udzieliła ,,lekarstwa" bliskim podróżnym, mango oraz inne wspaniałe smaki potraw. I to morze, idealne do podróżowania statkiem.

Dwudziestolatkowie po kilku godzinach podróży statkiem, pociągiem i bryczką, w końcu zatrzymali się nią przed domem Blythe'ów. Rose zrobiła kilka kroków, stając w ogrodzie z niepewnością, którą Gilbert po trzech latach razem zdążył już nauczyć się rozpoznawać. Zabrał walizki, po czym stanął obok żony.
- Idziemy?- spytał, a ta uśmiechnęła się miło i ruszyła w stronę domu.- Poczekaj.- zatrzymał ją tuż przez wejściem, na co Rose spojrzała na niego zdziwiona. Gilbert odłożył walizki na ziemię, po czym podszedł do niej i wziął ją na ręce.
- Co robisz?- zaśmiała się dziewczyna, łapiąc go za szyję.
- Tradycja tego wymaga.- rzucił z uśmiechem, więc Rose odchyliła głowę wciąż się śmiejąc. Każdy dzień u jego boku był pełen niespodzianek. Jakby codziennie żyła na nowo. Chłopak z trudem otworzył drzwi, przeniósł żonę przez próg, po czym postawił ją podłodze.
- Witamy państwa Blythe!- zawołał Bash, który szedł w ich stronę z czteroletnią Delphine na rękach.
- Widzę, że dom jeszcze stoi.- zażartował Gilbert, wracając się po walizki.
- Oczywiście, że tak, panie Blythe.- rzucił mężczyzna, po czym spojrzał na Rose.- Witaj w domu.- powiedział z powagą, na co dziewczyna szczerze się uśmiechnęła.
- Dalej nie wierzę, że będę tu mieszkać na stałe.
- A ja, że ktoś będzie nadzorować Gilberta w kuchni.- zażartował Bash w momencie, gdy jego przyjaciel wszedł do domu.
- Nie masz już dość żartów odnośnie mojego gotowania?- spytał zirytowany Gilbert.
- Nigdy.- odpowiedział mu ciemnoskóry, na co Rose się zaśmiała. Podeszła powoli do schodów rozglądając się uważnie po domu. Pani Blythe. Czuła się, jak we śnie. Jak w najpiękniejszym śnie, który teraz był jej życiem.- Idźcie wypocząć, a ja zajmę się obiadem. Później opowiecie mi o podróży.
- Jasne.- zgodził się brunet, idąc w ślady żony. Ruszył na schody, a za nim udała się Rose, która usiadła na łóżku w zamyśleniu. Spała już w tym domu. Po ślubie oraz przy odwiedzinach Avonlea, jednak częściej spala w Toronto, gdzie wraz z Gilbertem wynajęli mieszkanie w jednej z kamienic. Choć była Blythe od ponad trzech lat, w tym domu wciąż czuła się niepewnie, obco. Dni, które tu spędziła można obliczyć bez większego trudu. Teraz, po studiach, to miał być właśnie jej dom. Miejsce, gdzie będzie się czuła bezpiecznie, swobodnie. To ona miała być jego częścią. Gilbert położył się na łóżku wzdychając.
- Witaj w domu.- powiedział cicho, wywołując u dziewczyny uśmiech.
- Wiesz, że teraz zajmę połowę twojego pokoju? Twojej szafy, komody i łóżka.- rzuciła, na co ten westchnął ciężko.
- Chyba tego nie przemyślałem.- zażartował, po czym podnosił się i pocałował ją lekko w usta.- Ale spać już bez ciebie nie umiem, więc zajmuj to co chcesz.- powiedział, na co Rose się uśmiechnęła, patrząc Gilbertowi w oczy. Ten pogładził ją po policzku, po czym pocałował ją namiętnie.

- Więc jak było w podróży?- spytał ich Bash, gdy zasiedli do posiłku.
- Ciepło i pięknie.- odpowiedziała Rose.- Nie sądziłam, że podróż może być tak... zaskakująca. Już wiem, dlaczego wy spędziliście na statku aż osiem miesięcy. Też bym chętnie popłynęła jeszcze gdzieś. Może do Nowego Jorku?- zastanowiła się patrząc wymownie na Gilberta.- Albo odwiedziłaby znów Trynidad. Nie mówiłeś, że jest tam tak kolorowo i egzotycznie.
- Faktycznie jest.- stwierdził z uśmiechem Bash.- Zapewne mama poczęstowała was obiecanym ,,lekarstwem".
- Było przepyszne.- zaśmiała się Rose, po czym z powagą odezwał się Gilbert.
- Jeśli kiedyś się tam wybierzemy to w trójkę.
- Czwórkę.- poprawił go Bash, na co chłopak spojrzał na siedzącą obok Deli.
- Racja. Niech Delphine pozna swoje korzenie.
- Moglibyśmy odwiedzić jej babcie.- stwierdziła Rose.
- Jesteście małżeństwem od niedawna, a już mówicie jednym głosem. Co będzie dalej, nie wiem.- rzucił ciemnoskóry, na co młodzi się zaśmiali.- A co z tobą, panie doktorze? Zamierzasz pracować w Carmody?
- Nie, sądziłem, że mógłbym być lekarzem w Avonlea.- stwierdził chłopak.- Przecież tu też ludzie chorują, a ciągle podróże do Carmody lub Charlottetown po lekarza są dla mieszkańców wyczerpujące.
- Będziesz mieć mnóstwo roboty.- zauważył Bash.- Ostatnio ktoś rozniósł w szkole wszy i wielu rodziców wpadło w szał.
- Wszy nie są niebezpieczne.- wyjaśnił chłopak grzebiąc w posiłku.
- Doktor powiedział to samo, ale wiesz jacy są mieszkańcy. Zwłaszcza Andrews.
- Co z nimi?- zdziwiła się Rose.
- Od kiedy Billy doczekał się niespodziewanie dziecka są nadwrażliwi.- wyjaśnił, na co ta przytaknęła. Owszem, wiedziała, że owy chłopak wraz z mieszanką miał dziecko, jednak Rose miała własne sprawy i nie interesowała się sprawami innych. W przeciwieństwie do Ani.
- Mogę ciasto?- spytała ojca Delphine.
- Najpierw zjedz obiad.- nakazał jej Bash, na co ta zmarszczyła brwi.- Deli, nie.- powiedział zdecydowanie, jednak jej spojrzenie umiało wszystko zwalczyć. Była silna i zdecydowana, w czym bardzo przypominała Mary.- Jeden kawałek.- rzucił, więc ta się uśmiechnęła i zeszła z krzesła, by wziąć do ręki kawałek babki.
- Jesteś zbyt uległy.- zauważył rozbawiony tym faktem Gilbert.- W końcu ją rozpieścisz.
- Zobaczymy, jak ty będziesz zrobię radzić, gdy będziesz mieć własne.- rzucił Bash, na co Rose mało nie zakrztusiła się ziemniakiem.
- Do tego jeszcze daleko.- stwierdziła.
- Dlaczego? To idealny czas. Gilbert będzie pracować, Deli by miała kuzynów, a i wy jesteście młodzi.
- Bash...- zaczął chłopak.
- Ja wiem, ja wiem. Chcecie zwiedzać świat, dorobić się i tak dalej, ale dzieci są naprawdę wspaniałe. Rose z pewnością się ze mną zgodzi. Widzę jak opiekujesz się Deli.- mówił Bash, a brunetka milczała bawiąc się kosmykiem włosów.
- Chciałem raczej powiedzieć, że Delphine zjadła już pół ciasta.- powiedział w końcu Gilbert, na co Bash zmarszczył brwi i obrócił się w stronę jedzącej córeczki.
- Deli!- krzyknął, a małżeństwo się zaśmiało. Wtedy drzwi się otworzyły i wszedł przez nie zdziwiony Elijah.
- Elijah.- przywitał się z nim Gilbert wstając.
- Wróciliście.- rzucił ciemnoskóry chłopak podając rękę brunetowi.- Witajcie z powrotem.
- Dzięki.- odpowiedział Gilbert, z kolei Rose posłała synowi Mary uśmiech.- Zjesz z nami?
- Tylko ciasta może już nie być, bo Bash uległ Delphine.- zauważyła z powagą rose, co spotkało się ze śmiechem chłopaków.
- To nie jest śmieszne.- powiedział wciąż się śmiejąc Bash, na co i dziewczyna się rozweseliła.
- Dzięki, ale jestem zmęczony. Byłem w Charlottetown po ziarna.- wyjaśnił Elijah, po czym ruszył do swojego pokoju. Gilbert widząc to, usiadł przy żonie i skupił się na posiłku. Bash chcąc uczcić powrót przyjaciół, poczęstował ich winem, a po kilku godzinach spędzonych na rozmowach wszyscy położyli się spać.




Hejcia
Jak widzicie zaczyna się nowy etap i tak, przeskoczyłam o jakieś trzy lata do przodu (żeby ci mieli po dwadzieścia lat) a dlaczego....zobaczycie 🙈 myślę, że to dobrze, bo pisanie cały czas o ich studiach i powrotach już było trochę nudne, a tak wiemy, że są ciągle razem, a w ich życiu trochę się zmieniło. Gilbert jest już lekarzem, Rose pomaga w stajni ojcu i w gospodarstwie Basha, Deli jest już rozmowna i równie słodka, Kurt przeprowadził się dla Ani do Avonlea, a Ania zaczyna uczyć w odbudowanej już szkole, ale więcej o tym później♥️ oczywiście będzie też sporo wątków Ani i Kurta, żeby nie zanudzić was tylko Rosbertem xd albo raczej Gilosem 🤣🤣🤣🤣

Teraz ważne ogłoszenie!!!!
Dawno nie było nic poza rozdziałami, a lubię od czasu do czasu coś zrobić
Mam kilka propozycji, które już były, ale jeśli macie własne to chętnie dawajcie znać i głosujcie:
1️⃣ Ewolucja okładek
2️⃣ Informacje o mnie
3️⃣ Jak robię okładki/karty postaci
4️⃣ (Moje ulubione) ukazania notatek i przecieków z fabuły, czyli jak pisze rozdziały
5️⃣ Wasze propozycje (w komentarzach)

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now