43.

788 48 6
                                    

Cała klasa szła lasem, podziwiając piękno natury. Oczywiście niektórzy woleli interesować się płcią przeciwną, jednak Ania i Rose szły zafascynowane za panną Stacy.
- Pąki, kwiaty i gałęzie to część większej całości.- wyjaśniła kobieta.- Wszystko spłata symbiotyczny taniec. A las się rozwija, bo każdy z tancerzy jest wyjątkowy. Ale prawdziwy geniusz matki natury widać nad wami. Widzicie odstęp między konarami? To tajemnicze zjawisko. Nieśmiałość koron drzew. Każde zna swoje granice. Zabierz rękę.- upomniała uczniów, którzy podtrzymywali Tillie. Rose zaśmiała się cicho z rudowłosą przyjaciółką, po czym ruszyli dalej.
- Więc jesteś ze Szkocji?- spytała szeptem Anię.
- Tak, znalazłam dane rodziców w kościele. Zmarli, gdy miałam trzy miesiące.
- Przynajmniej wiesz.- stwierdziła Rose, na co Ania wzięła ją pod rękę i z uśmiechem przysłuchiwały się słowom nauczycielki.
- Dotyczy to nie tylko drzew, ale całej przyrody, na przykład ptaszków i pszczółek.
- Wreszcie.- zaśmiały się dziewczęta z tyłu grupy.
- Pszczoły zbierają pyłek i nektar, aby karmić ul.- wyjaśniła panna Stacy lekceważąc słowa uczennic.- Dzięki pyłkowi kwiat może owocować. Kowalik czerwono-pierśny żywi się pasożytami na drzewach iglastych.- kontynuowała, jednak na nazwę kowalika część grupy się zaśmiała.- Kowalik zdobywa pożywienie, w drzewa ochronę przed szkodnikami. To prowadzi do celu wycieczki.- mówiła, gdy Moody wszedł na kamienie, po których zaczął przeskakiwać. Nagle pośliznął się i z krzykiem upadł na ziemię.
- Moody!- krzyknęli uczniowie, którzy zgromadzili się wokół niego. Gilbert podszedł do kolegi, po czym zsunął jego skarpetę, by przejrzeć się mocno krwawiącej ranie. Ruby krzyknęła widząc krew, a na jej krzyk krzyknęło też dziecko ukryte w krzakach. Widząc dwójkę indiańskich dzieci, większość grupy krzyknęła odstraszając je. Nagle Ruby zemdlała opadając na ziemię. Diana oraz Rose szybko kucnęły przy niej.
- Ruby, obudź się.- mówiła do niej łagodnie Rose, dotykając jej ramienia.
- Co z nim?- spytała Gilberta panna Stacy.
- Rana jest głęboka. Muszę ją zszyć.- wyjaśnił.
- Wioska Mikmaków jest blisko. Znam drogę.- stwierdziła Ania, po czym pobiegła za dziećmi wgłąb lasu. Gilbert w tam czasie zatamował krwawienie u Moody'ego, a dziewczęta zaczęły wachlować Ruby, by ta się ocknęła.
- Wyzdrowieje?- spytała przyszłego lekarza Diana kiwając głową na dziewczynie.
- Jest w szoku.- wyjaśnił, po czym podał im z torby słoik z miodem.- Dajcie jej miodu. Doda jej energii.- powiedział, więc nauczycielka uczyniła wszystko zgodnie z jego słowami. Rose pomogła usiąść bladej z emocji przyjaciółki. Jednak gdy dwójka Indianów w towarzystwie Ani stanęła obok nich, Ruby znów upadła nieprzytomna na trawę.
- To szamanka Mikmaków.- wyjaśniła im rudowłosa.- Chce pomóc.
- Ktoś umarł?- spytał drugi Mikmak.- Mój syn tak mówi.
- Wszyscy żyją.- odpowiedziała panna Stacy.- Dziewczyna zemdlała. Chłopak jest ranny.- dodała, na co szamanka coś powiedziała.- Zejdźmy z drugi.- powiedziała prędko do uczniów, poza Gilbertem.- Dziękuję za pomoc.
- Witam.- przywitał się z kobietą.- Dziewczynie nic nie będzie. Chłopaka trzeba leczyć.- wyjaśnił, na co szamanka uklęknęła przy Moodym, podając mu kawałek kory do zjedzenia.
- To na ból?- spytał zafascynowany Gilbert, na co mężczyzna przytaknął. Przyszły lekarz gestem głowy zachęcił rannego chłopaka do zjedzenia kory, po czym przyglądał się, jak szamanka używa jego miodu do oczyszczenia rany. Gdy ją zszyła, dała opatrunek i wstała z ziemi przy pomocy Gilberta. Ten był zszokowany tym, czego się dowiedział, czym podzielił się z Bashem wiele godzin później.- Pszczoły są genialne.- stwierdził wywołując uśmiech na twarzy przyjaciela.- Miód leczy rany. Czemu nie ma o tym w książkach medycznych? Szamanka uśmierza ból korą wierzby. Miałem ją pod nosem. To niesamowite. Czemu nie używamy mocy przyrody w służbie medycyny? Czego jeszcze nie wiemy?
- Nie wiem.- odpowiedział Bash rozbawiony jego zachowaniem.
- Ani ja. Ale się dowiem.
- Powiem ci jedno, kapiesz zupą.- rzucił, na co chłopak zdał sobie sprawę, że z drewnianej łyżki kapią krople zupy prosto na jego buty, więc odłożył ją z powrotem do garnka.

Dziewczęta ruszyły od tablicy ogłoszeń w stronę wejścia do budynku.
- Kolejny dzień w cieniu.- stwierdziła Ania.- A o Dianie przynajmniej trzy wzmianki.
- O tobie napiszę Karolek.- odgryzła się Barry, na co Rose zaśmiała się pod nosem.
- Co? Ten Karolek?- zdziwiła się Ania, wywołując śmiech przyjaciółek. Rose nie było przykro, że jako jedyna nie miała adoratora. Nie chciała do i wręcz cieszyła się, że nikt się za nią nie ugania. Chociaż w rzeczywistości miała ukrytego adoratora, który był niczym cień w jej życiu.

- Witaj świecie.- rzuciła panna Stacy patrząc na gazetę, którą trzymał również Gilbert.
- Badania w Paryżu.- powiedział.- Doktor Wort wspominał o antytoksynach.
- Co to takiego?- spytała Ania, która właśnie weszła do pomieszczenia wraz z Rose.
- Leczenie zapobiegawcze.- wyjaśnił dziewczynom, gdy Rose zajęła się czytaniem gazety.- Chyba skuteczne, ale nie według doktora Worta.
- Mało kto ufa nowym pomysłom.-  stwierdziła panna Stacy.- Sorbona to świetna uczelnia.
- Odległa o tysiące mil i dolarów.- rzucił chłopak.
- Znam lekarkę, Emilie Ouck, która zgłębia ten temat w Toronto.- wypaliła nagle kobieta, zaskakując całą trójkę.
- Lekarkę?- spytała Ania.
- W Toronto?- dopowiedziała Rose, składając papier.
- Napisz do niej.- zwróciła się do Gilberta nauczycielka.- Wskaże kanadyjską uczelnie prowadzącą badania.
- Dziękuję, skorzystam.- powiedział chłopak, co wywołało u Rose delikatny uśmiech. Nadawał się na doktora i życzyła mu, by kiedyś nim został.
- Spójrzcie na nekrologi.- rzuciła nagle Ania.- Tyle niezwykłych historii. Szkoda, że nie mam takiej pamiątki po rodzicach.- stwierdziła, a Gilbert stanął z założonymi rękami obok Rose.
- A gdyby...- zaczęła brunetka, patrząc na przyjaciółkę.- napisać taki nekrolog o Mary? Dla Delphine.- dokończyła, zerkając teraz na Gilberta, który uśmiechnął się na jej słowa.- Ania zajęła by się pisaniem. Wydalibyśmy do w naszej gazetce.
- Świetna myśl.- przyznała nauczycielka.
- Fakt.- odezwał się Gilbert patrząc w oczy przyjaciółki.- Spytam Basha.- dodał, na co Ania się zaśmiała z podekscytowania, a spojrzenie Rose skrzyżowało się z Gilberta. Nagle do pomieszczenia wpadła Diana.
- Aniu, masz wzmiankę od Karolka.- rzuciła prędko, po czym pociągnęła rudowłosą do głównego pomieszczenia, a Rose ruszyła za nimi.
- Idziesz z nim na tańce?- spytała Anie Józia.
- Że co?- zdziwiła się dziewczyna.
- Jutro wszyscy ćwiczymy przed festynem.- wyjaśniła z uśmiechem Ruby.
- Chłopcy i dziewczęta.- podkreśliła Tillie, na co serc Rose stanęło. Musiała tańczyć z chłopakami? Nigdy w życiu, pomyślała.
- Z dotykaniem.- rzuciła Ruby.
- Taniec jest dla dziewczyn.- zakpił jeden z chłopaków, który siedział na ławce.
- Ale można ich dotknąć.- zauważył drugi. Dziewczęta usiadły na miejscach, jednak Rose nie było do śmiechu. Dotykanie i taniec to były dwie rzeczy, których ta chciała uniknąć. Już wtedy myślała, że to będzie najgorszy dzień w jej życiu. Jakże się myliła.





Oj tak, kochani
Nadchodzi ten wspaniały rozdział z tańcem ♥️♥️ dajcie znać czy czekacie i czy ten wam się spodobał

Ps: jeśli potrzebujesz okładki do książki, to zapraszam do COVER FOR YOU gdzie tworzę dla was OKŁADKI 🔥

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now