44.

761 56 6
                                    

Rose zaszła po schodach ku rodzicom, którzy właśnie spożywali śniadanie. Od razu dostrzegli zmianę w jej zachowaniu. Szła jakby obojętnie, po czym zakaszlała słabo gdy usiadła przy nich.
- Wszystko dobrze?- spytał ją ojciec.
- Nie czuję się dziś najlepiej. Chyba się przeziębiłam.- wyjaśniła cicho, na co ci spojrzeli po sobie z rozbawieniem. Oj, kłamać to ty nie umiesz, pomyślała jej matka.- Powinnam chyba zostać w domu, żeby nikogo nie zarazić...
- Rose, to nie dziś macie próbę tańca przed festynem?- spytała przerywając jej Valentina, która szybko rozszyfrowała córkę. Brunetka spojrzała na nią zdziwiona dalej brnąc w kłamstwo.
- To dziś? Nie, to...to dopiero jutro.
- Nie, to dziś.- rzucił mężczyzna, smarując masłem grzankę.
- Wiesz, trudno jest przeziębić się w maju. Zwłaszcza, że ostatnie dni są bardzo słoneczne.- zauważyła jej matka wzdychając. Rose spojrzała to na nią, to na ojca, po czym westchnęła ciężko.- Taniec to część tradycji Avonlea, a unikając próby i tak nic nie zmienisz, bo raczej nie uciekniesz z festynu.
- Dlaczego nie?- zdziwiła się dziewczyna.
- Bo Małgorzata by cię prześwięciła.
- Pani Linde ma nas uczyć tańczyć?- spytała przerażona Rose.- Świetnie, tym bardziej nie chce tam iść. Nie lubię jej.
- Rose, kochanie, to tylko taniec. I to grupowy, a nie partnerski.- zauważył Steven łagodnym głosem.- Potraktuj to jako zabawę.
- W czym to przypomina zabawę?- spytała szykując sobie śniadanie.- Masz kręcić się do muzyki i robić z siebie...- urwała odkładając nóż na stół.- To bez sensu. Dlaczego muszę tam iść?
- Rose.- upomniała ją matka.
- Przecież mam tysiące innych spraw na głowie, a taniec nie jest jedną z nich.
- Rose.- powtórzyła łagodnie Valentina, na co ta spojrzała na nią przerażająco.
- Wybaczcie.- powiedziała cicho.- Pójdę do szkoły.
- Nie taki diabeł straszny.- stwierdził jej ojciec posyłając jej uśmiech, który ta sztucznie odwzajemniła.

- Dziś obiecana próba przed festynem.- powiedziała panna Stacy do uczniów.- Państwo Linde zgodzili się pomóc.- dodała, gdy do szkoły weszła jeszcze trójka dorosłych osób; kobieta i dwóch mężczyzn, w tym syn Małgorzaty, którego ta chciała związać z nauczycielką.- Zaczynamy?
- Uwaga na kroki.- upomniała młodzież Małgorzata, po czym sześć osób ustawiło się w dwóch rzędach twarzą do siebie.- Wyklaskujcie rytm.- rzuciła, na co uczniowie zaczęli klaskać i obserwować poczynania dorosłych, które pani Linde szczegółowo komentowała.- Osiem kroków w kółko. I powrót. Tancerze gotowi? Raz i dwa. I trzy. Złapcie się za ręce. Ruszacie trójkami. Lewym ramieniem do partnera. Znowu rzędy. Raz, dwa, trzy, cztery. I z powrotem. Przejdźcie pod rękami. I następna grupa.- dokończyła, gdy ci się zatrzymali. Rose spojrzała wymownie na Anie, która również zrobiła skwaszoną minę.- To podstawowy krok. Spróbujcie. Stańcie szóstkami.- nakazała, więc panna Stacy ustawiła uczniów w czterech rzędach po trzy osoby. Rose stanęła w szóstce wraz z Anią i Dianą, które znalazły się obok Gilberta, co sprawiło, że brunetka była ustawiona dokładnie naprzeciw niego. Szybko jednak odwróciła od niego wzrok, by spojrzeć na Małgorzatę.
- Ruszamy.- powiedziała pani Linde, po czym zaczęła wyliczać kroki, a uczniowie udolnie powtórzyć choreografię.- Stop!- krzyknęła nagle kobieta załamana nieudaną próbą.- Cóż, zaczęliście. Odpocznijmy chwilę.- zaproponowała, gdy z do szatni pobiegła Ruby, a dziewczęta ruszyły za nią, zaskoczone jej zachowaniem.
- Co się dzieję Ruby?- spytała ją Ania.
- Znów ci słabo?- odezwała się Diana.
- Ma dreszcze.- zauważyła Józia.
- A jeśli jestem w ciąży?- spytała w końcu Ruby, na co te się zdziwiły.- Mama mówiła, że do tego wystarczy stanąć obok chłopca. A jeśli mnie tknie, to ciąża murowana. Więc pewnie jestem w ciąży, jak wy wszystkie.- wyjaśniła, co wywołało panikę u większości dziewczyn. Większości. Rose przeszła coś, o czym nikomu nie powiedziała, stąd też wiedziała, że sam dotyk chłopca nie doprowadzi do ciąży. Jej humor opadł wraz z myślą o przeżyciach w domu zastępczym.
- Jak pani mogła do tego dopuścić?!- wykrzyczała do panny Stacy Józia.
- Dziewczęta, spokojnie. Od tańca nie można zajść w ciążę.- wyjaśniła im spokojnie.
- Ale było dotykanie.- zauważyła Ruby.
- Ale nie wystarczy dotknąć...skóry.- stwierdziła kobieta.- Do poczęcia trzeba wielu kroków. Zaloty, potem małżeństwo. Po tym możecie za waszą zgodą, z mężem wejść  na piękną ścieżkę rodzicielstwa. Wspólnie.- dokończyła.- Wszystko jasne?
- Boje się tańczyć.- rzuciła Ruby.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz.- wyjaśniła krótko nauczycielka, po czym ruszyła do głównej sali, a za nią udały się uczennice.
- Spróbujmy jeszcze raz.- zaproponowała pani Linde, gdy jeden z uczniów wyjął swoją mandolinę.
- Mam zagrać?- spytał nauczycielkę.
- Tak, dziękuję.- odpowiedziała mu z uśmiechem. Rose westchnęła ciężko, ustawiając się na pierwotnym miejscu. Spojrzała ostatni raz w oczy Gilberta, po czym rozległ się dźwięk mandoliny, a Małgorzata odliczyła pierwszy krok. Cała szóstka złapała się za ręce, robiąc przy tym osiem kroków w lewo, a następnie tyle samo w prawo. Rose nie chciała tańczyć, zwłaszcza gdy wróciły do niej jej demony, jednak wtedy pojawił się on. Jego uśmiech, oczy, to jak nimi obserwował najmniejszy ruch brunetki. Zapomniała o tym wszystkim, co zaśmiecało jej głowę. W tamtej chwili widziała tylko jego. Nawet tańcząc z Karolem, bądź Calebem, wciąż zerkała na Gilberta. Jak się okazało z wzajemnością. Jakby coś ich do siebie przyciągało i nie liczyli się inni ludzie, inne głosy. W ich duszach brzmiała melodia mandoliny, a spojrzenia przeszywały się w pewnego rodzaju tańcu. Rozdzielili się znów na dwa rzędy, łapiąc się za dłonie. Zrobili dwa kroki do siebie, po czym dwa do tyłu. Już mieli się wymieszać, gdy Gilbert pociągnął Rose za rękę, by ta stanęła po jego lewej stronie. Ta w odruchu spojrzała na niego zdziwiona, jednak gdy ujął jej dłoń, tak delikatną, uśmiechnęła się odwzajemniając jego uśmiech. Cała szóstka znów złapała się za ręce robiąc koło, po czym powtórzyli drugi raz ten sam układ, jednak tym razem Rose tańczyła przy boku Gilberta, co spotęgowało ich radość do tańca. Mając brunetkę przy sobie, chłopak czuł, że jego serce szybciej bije. Dlatego nawet gdy ta zatańczyła zgodnie z układem z Karolem, ten śledził ją wzrokiem i uroczym uśmiechem. Czas jakby płynął wtedy wolniej, a nogi same tańczyły, choć ledwo znali kroki. W końcu znów znaleźli się naprzeciwko siebie, a muzyka ucichła, więc wszyscy się ukłonili. Gdy klasa ruszyła do szatni, Gilbert i Rose ani drgnęli. Patrzyli sobie w oczy, nie rozumiejąc do końca, co się wydarzyło. To był tylko taniec, a jednak zrodziło się między nimi coś, czego nie umieli nazwać, ani zrozumieć. Rose spuściła w końcu wzrok, po czym niepewnie ruszyła do szatni. Z kolei Gilbert wolnym krokiem poszedł w jej ślady.

Stał przy stole krojąc nerwowo marchew i odliczając pod nosem kroki.
- Nie lubisz liczyć?- rzucił Bash, który karmił córkę obok.
- Po prostu nie lubię tańczyć.- wyjaśnił, po czym westchnął.- Nie rozumiem go.- albo raczej tego, co się podczas niego wydarzyło, dopowiedział sobie w myślach.
- Nawet twoje pszczoły tańczą. Co cię gryzie?- spytał przyjaciel, na co chłopak się zastanowił. Ale co w istocie go dręczyło? To był ten moment, gdy słowa Mary go gnębiły. Ożeń się z miłości, powiedziała. Ale co tak naprawdę czuł?
- Jeśli...- zaczął niepewnie.- czuję coś do dziewczyny, czy to z nią mam się ożenić.
- Nie koniecznie.- stwierdził Bash.- Pociąg się ważny, ale większa i ważniejsza od tego o czym mówisz jest miłość. Rozumiesz?
- Chyba tak.- przyznał chłopak, wracając do marchewki.
- Powiesz mi kto to?- spytał z nadzieją Bash.
- Nie.
- Na pewno?
- Tak.
- A teraz?- mówił ciemnoskóry wywołując uśmiech na twarzy Gilberta.
- Nie.
- Powiedz jej. Nie wygada się.- rzucił Bash, na co Blythe się zaśmiał.

Rose siedziała pod drzewem oglądając zachód słońca, gdy obok niej usiadł jej ojciec.
- I jak? Było tak źle?- spytał, na co ta wzruszyła ramionami.
- Mogło być gorzej.- stwierdziła.
- Mówiłem. Nie powinnaś ograniczać się tylko do tego, co znasz. Na przykład nie bój się studiów. Przecież nie wyjeżdżasz na zawsze. Po kilku latach możesz wrócić do nas, do Avonlea i zamieszkać tu na stałe.
- O niczym innym nie marzę.- przyznała z uśmiechem.- Muszę zajść do Ani. Mamy kończyć nekrolog Mary.
- Bash bardzo się ucieszył.- rzucił mężczyzna, na co Rose przytaknęła.
- Mam nadzieję, że będzie to godna pamiątka dla Delphine.
- Skoro Ania zajmuje się pisaniem, a ty nadzorujesz, to z pewnością będzie to wspaniały nekrolog.- stwierdziła, a Rose uśmiechnęła, po czym wstała i ruszyła w stronę Zielonego Wzgórza.



Heeej! ♥️😍🌹
Słuchajcie mamy już dwa tysiące wyświetleń!!! 😱 Dziękuję, że tu jesteście, że motywujecie mnie do pisania

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now