37.

842 49 2
                                    

Jechała po śniegu czując na policzkach uwielbiany przez nią chłód. Brązowe włosy unosiły się lekko, sprawiając wrażenie, że żyją własnym życiem. Wjechała między drzewa, po czym zatrzymała Baldura. Wzięła głęboki wdech leśnej ściółki, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Ostatni rok w Avonlea, pomyślała. Ten fakt ją fascynował, ale i przerażał. Chciałaby zatrzymać czas, żeby zostać tu na zawsze. Jeść posiłki z rodzicami, iść do szkoły, po niej spotykać się z Anią, Dianą i Ruby, odwiedzać Basha, któremu niedawno urodziła się córeczka, obserwować kłótnie Ani i Gilberta. I te wycieczki, które urządzała sobie wraz z ukochanym koniem. To zapamięta z tego miejsca. Nie złodziei, nie upokarzających ją dawniej uczniów, a te chwile, gdy czuła się kochana.
- Każdy gdzieś należy, prawda?- spytała sama siebie, po czym mina jej zrzedła.- Jedźmy.- powiedziała ciągnąc za wodze, na co jej koń ruszył wgłąb lasu. Rose przyjechała przez całą jego powierzchnię, aż dotarła do zbiorowiska uczniów, którzy grali w hokeja na zamarzniętym jeziorze. Uśmiechnęła się widząc swoje przyjaciółki, po czym zsiadła z konia i przywiązała go do drzewa.
- Rose!- zawołała Ania ucieszona jej przybyciem. Brunetka stanęła obok niej, a widząc notatnik w jej rękach mocno się zdziwiła.
- Dlaczego ty robisz notatki z meczu?- spytała.- Przecież Ruby miała...
- Jest zajęta obserwowaniem Gilbert.- rzuciła wzdychając Ania, a Rose zaśmiała się pod nosem.
- Ona już chyba nigdy się nie zmieni.- stwierdziła, na co i rudowłosa wybuchła śmiechem.
- Pomożesz mi?- spytała po chwili uspokajając się.
- Jasne.- zgodziła się przejmując zeszyt z rok przyjaciółki.- Kto wygrywa?
- Drużyna Gilberta.- rzuciła z jękiem, a Rose spojrzała na nią wymownie.- Co?
- Musisz go tak nie lubić?
- Ja go nie nie lubię. Ja go nienawidzę.- stwierdziła, na co brunetka przewróciła oczami.- Jest arogancki, samolubny i...
- I pomógł ci ostatnio z gazetką. Okrutnik.- powiedziała, co wywołało u Ani uśmiech. Nagle do krawędzi lodowiska podjechał Moody unosząc lekko czapkę.
- Diano.- przywitał się z dziewczyną, po czym mało nie upadł na lodzie. Ania i Rose spojrzały na stojąca z Józią i Ruby kilka metrów dalej Barry.
- Zlitujesz się nad nim?- spytała ją Józia.
- Rodzina się nie zgodzi.- odpowiedziała spokojnie Diana.
- Zbyt zamożna na pastorową.- zaśmiała się uszczypliwie, na co Rose pokręciła głową i wróciła do notowania relacji z meczu. Wtedy przez dziewczynami zatrzymał się Gilbert.
- To nie Ruby miała pisać relacje?- spytał zdziwiony.
- Jest zbyt...- odezwała się Tillie.- kimś zajęta.- dodała, po czym wszystkie cicho się zaśmiały, a chłopak nie rozumiejąc przytaknął i wrócił do gry.
- Dostrzegł mnie.- zapiszczała Ruby.- Uśmiechnął się.
- Masz omamy.- zaśmiała się Józia, a wraz z nią wszystkie dziewczęta.
- Ruby Blythe.- rozmarzyła się, co wywołało u Rose uśmiech. Uwielbiała Ruby, jednak wiedziała doskonale, że Gilbert jej nie kocha. W końcu gdyby kogoś kochał, to by o tym wiedziała, prawda? Relacja Rose i Gilberta była dosyć skomplikowana. Ostatnie półtora roku często rozmawiali, co było głównie spowodowane odwiedzinami Murphy'ch w jego domu. Każdy przecież chciał zobaczyć małą Delphine. W każdym radzie ci, który zaakceptowali inność tej rodziny.
- Patrz, to Indianie.- powiedziała nagle Ania zerkając na mężczyznę oraz jego córkę w po drugiej stronie tafli lodu.
- Moja mama twierdzi, że są niebezpieczni.- odezwała się Diana podchodząc do przyjaciółek.
- Sprawdźmy.- rzuciła rudowłosa zabierając od Rose zeszyt i kierując się w ich stronę. Brunetka często obserwowała odwagę przyjaciółki. W przeciwieństwie do niej, Ania zawsze wiedziała co zrobić, co powiedzieć i jak pomóc innym. Była niesamowitą przyjaciółką, której żadna przygoda nie była straszna. To w niej podziwiała i czasem chciała być Ania, tą odważną, ciepła dziewczyną.

Wróciła do domu, po czym od razu podeszła do kuchni, by skubnąć jeden z kawałków ciasta.
- Ani się waż.- rzuciła nagle Valentina, która nakrywała do stołu.- Zaraz będzie kolacja. Umyj ręce i pomóż mi wszystko przygotować.- nakazała, więc Rose zdjęła płaszcz z fioletowego materiału i odłożyła go na wieszak.- Jak było na meczu?
- Nudno i zimno.- wyjaśniła pokrótce myjąc swoje dłonie.- Nie wiem jak można chodzić na każdy mecz i obserwować jak biją się o krążek.
- Niektórzy lubią takie atrakcje.- zauważyła kobieta wycierając sztućce czystą ściereczką.- Jutro znajdę do Mary i Basha. Z pewnością ucieszą się z domowego ciasta.
- Zapewne.- stwierdziła Rose, po czym spojrzała za okno. Te białe wzgórza wręcz przykuwały jej spojrzenie, przez co jej matka westchnęła.
- Rose? Pomożesz mi?- spytała z wyrzutami.
- Przepraszam...już pomagam.
- Robisz to od kiedy zaczęłaś ostatni rok. Cały czas odpływasz gdzieś myślami, a sądziłam, że to Ania Cuthbert ma do tego zwyczaj...
- Nie chcę stąd wyjeżdżać.- przerwała matce, na co ta zamilkła zdziwiona.- Jestem tu szczęśliwa, a w Queens będę sama.
- Nie, nie będziesz sama. Będziesz z Anią, Ruby, Dianą.
- I ile jej rodzice się zgodzą. Chcą wysłać ją do Paryża.- wyjaśniła smutno Rose.
- Nie powinnaś wychodząc tak daleko ze swoimi obawami. Ale skoro się boisz tego, co będzie po skończeniu szkoły, to ciesz się tym, co masz teraz. Spędzają każdą wolną chwilę najlepiej jak możesz, żeby później niczego nie żałować.- powiedziała jej matka, po czym pocałowała córkę w czoło.- Ja też będę za tobą tęsknić. Ale nie martw się, będziemy cię odwiedzać, a ty nas. Prawda?
- Prawda.- przytaknęła z uśmiechem wracając do szykowania kolacji.

Podeszły do strumyka, by tam zostawić swoje napoje.
- Patrzcie!- zawołała do nich Józia, więc Rose, Diana i Ania ruszyły w stronę pozostałych przyjaciółek.- Ktoś odnowił tablice ogłoszeń.
- Co odnowił?- zdziwiła się Rose, po czym dostrzegła dawniej pusta tablice. No właśnie, dawniej. Teraz wisiała na niej kartka z napisem:

Billy odprowadził Józie do domu

- Co za skandal.- zaśmiała się Diana.
- Dopiero wybuchnie, gdy wyda się, że to ty.- rzuciła do Janka.
- Przebiegła jesteś.- odpowiedziała jej Józia.- To na pewno twoje dzieło. Kto inny mógł widzieć, jak Billy mnie odprowadza?
- Teraz wszyscy się dowiedzą.- stwierdziła Tillie, gdy do dziewczyn doszła Ruby.
- Ale może warto deklarować uczucia.
- Czas leci. Może to stosowny wiek na zaręczyny.- zauważyła grubsza dziewczyna, na co Rose z trudem ukryła uśmiech. Zaręczyny były dla niej odległą przyszłością, która z resztą nie była potwierdzona. Nie chciała do nikogo należąc, być skazaną na jego obecność. W końcu to tylko układ, który jest podtrzymywany do końca życia. Brunetka nie wierzyła, że małżeństwo to coś więcej niż przysięga, choć patrząc na swoich rodziców miała wątpliwości. Kochali się. Ale czym jest miłość? Dlaczego tak często miłość rani? Rose cieszyła się, że nie doznała owego uczucia i liczyła, że nigdy to się nie stanie. Przecież kto chciałby poślubić kogoś takiego jak ona? Bez korzeni, tradycji i historii?
- Nie rozumiem.- rzuciła zapłakana Ruby.- Dorosłyśmy, a Gilbert nie zaczął się zalecać.
- Pomyśl ile nowych dziewcząt czeka w Queens.- zauważyła Józia.
- Ale ja tam jadę, żeby być blisko Gilberta.- zapłakała znów, na co Ania podeszła, by ją pocieszyć.
- Nie martw się Ruby.- powiedziała obejmując ją.- Pomożemy ci. Prawda, Rose?- spytała zaskakując brunetkę.
- Ja...tak. Tak.- rzuciła nie wiedząc co ta ma na myśli. Ania uśmiechnęła się szeroko, po czym w trójkę ruszyły do szkoły. Do końca Rose nie wierzyła w to, co rudowłosa przyjaciółka wymyśliła, jednak gdy chodziło o szczęście Ruby nie mogła się nie zgodzić.



Hejaaa
Jesteśmy już na etapie trzeciego sezonu ♥️ jak wam się podoba ten rozdział? Chcecie więcej Gilberta? A może Diany? Wiem, że trochę ją tłumie w tej książce, ale gdzieś musi być miejsce dla Ani i Rose 😂 więc wybaczcie jeśli ją lubicie

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now