73.

597 39 12
                                    

Dwa tygodnie minęły prędko, a wraz z nimi śnieg, który zniknął tak szybko, jak szybko się pojawił. Nie mniej zima wciąż dawała się we znaki, uderzając w nozdrza tubylców. Rose stała przy drzwiach narzucając na siebie płaszcz.
- Pozdrów Gilberta od nas.- powiedział do uśmiechniętej córki Steven.- I ucałuj Delphine.
- Oczywiście.- zgodziła się.
- Rose, mama wróci od Cuthbertów wieczorem, więc przygotuje coś na obiad.
- Dobrze, wrócę na niego.- stwierdziła Rose, po czym założyła czapkę i wyszła z domu ku narzeczonemu. Była już w połowie drogi, gdy przypomniała sobie o szalu, który jakiś czas temu kupiła w Charlottetown. Wyglądała w nim niczym anioł. Z tą więc myślą zawróciła i biegiem udała się z potworem do swojego domu. Weszła do środka zabierając z wieszaka szalik, jednak nic nie powiedziała, słysząc śmiechy z salonu. Cicho ruszyła ku pomieszczeniu, a widząc w nim ojca z obcą kobietą zamarła. Steven złapał kobietę za udo, wsuwając rękę po jej suknie, jednocześnie całując jej usta. Rose cofnęła się do drzwi, przez które prędko wybiegła.

Dziewczyna siedziała naprzeciwko uczącego się Gilberta popijając herbatę w zamyśleniu. Westchnęła ciężko, na co chłopak podniósł swój wzrok na dziewczynę.
- Wszystko gra?- spytał zdziwiony.
- Tak.- odpowiedziała jego narzeczona, patrząc na kubek z herbatą.- A właściwie to nie wiem.- dodała po chwili, więc Gilbert odłożył książkę i spojrzał w oczy Rose.- Gdy do ciebie szłam, musiałam wrócić się do domu i zobaczyłam...coś, czego chyba nie powinnam.
- To znaczy?
- Ojca.- doprecyzowała.- Z jakąś kobietą.- dodała, po czym zapanowała cisza, w czasie której chłopak myślał nad słowami brunetki.
- Twój ojciec z...- mówił powoli, aż ta mu przerwała widocznie zdenerwowana.
- Tak. Całowali się w salonie. Chyba...coś ich łączy.
- Rose, to niemożliwe.
- Wiem, bo przecież on i mama się kochają.
- Nie, mam na myśli, że twój ojciec jest wierny i uczciwy. Nie sądzę, żeby...
- A jak inaczej można to wytłumaczyć? Zdradza mamę. I jeszcze robi to w naszym domu.- oburzyła się, po czym nerwowo złapała się za naszyjnik, którego broszkę obróciła kilka razy.- Dlaczego ludzie biorą ślub, skoro nie są sobie wierni? To by oznaczało, że takie wartości jak wierność i uczciwość nie mają znaczenia. Że ślub nie ma znaczenia. Zawsze uważałam, że rodzice są ideałem małżeństwa, a teraz...- urwała, chowając twarzy w dłoniach, na co chłopak patrzył z bólem serca. Po chwili dziewczyna odłożyła dłonie na stół, a na jej policzkach widniały smugi łez.- Co ja mam zrobić? Powiedzieć mamie? Przecież to ją zabije.
- Porozmawiaj z ojcem. Powiedz mu, co widziałaś. Jeśli to prawda, to każ mu przyznać się twojej mamie.- wyjaśnił jej narzeczony, po czym dziewczyna westchnęła zdruzgotana i spojrzała na okno.- Myślę, że się mylisz.
- W jakiej kwestii?- spytała wracając do niego wzrokiem.
- Szczerości i wierności.- odpowiedział z lekkim uśmiechem.- To ważne wartości które powinny być podstawą małżeństwa. Sądzę, że wyjątki nie decydują o zasadzie.
- Wiem, po prostu... jestem...- mówiła niepewnie, aż wzruszyła ramionami.- Jestem załamana.- dokończyła, a chłopak przytaknął smutno. Wtedy złapał jej dłoń, którą przegładził swoją ręką. Dziewczyna widząc to, położyła na ich dłoniach druga rękę.
- Na pewno da się to jakoś wyjaśnić.- uspokoił ją Blythe.
- Oby. Bo inaczej nie wiem co zrobię.- wyjaśniła, po czym spojrzała za okno, modląc się, by to faktycznie była pomyłka. Wróciła dopiero wieczorem, bo cały dzień spędziła z ukochanym, który robił co mógł, by oderwała się od gnębiących jej myśli. Zastała ojca w stajni, gdzie czyścił podkowy koniom.
- Jak było u Gilberta? Czymś jeszcze nas w tym roku zaskoczy?- zaśmiał się Steven, na co jego córka nie odpowiedziała, a usiadła na bramce, patrząc niepewnie.- Coś się stało?
- Kim była ta kobieta?- spytała prosto z mostu, co zaskoczyło mężczyznę.
- O kim mówisz?
- O tej kobiecie, która odwiedziła cię po moim wyjściu.- wyjaśniła spokojnym głosem, na co Steven odłożył narzędzia i oparł się o bramkę.
- Nie zrozumiesz życia dorosłych. Jesteś zbyt wrażliwa. Zbyt uczciwa.
- Kochasz się z nią?- spytała drżącym głosem Rose.
- Ja i mama ostatnio się oddaliliśmy...
- Odpowiedz.- rzuciła, więc ten westchnął ciężko.
- Tak. Odwiedza mnie często. To trwa odkąd wyjechałaś na studia. Może mniej. Było mi ciężko po twoim wyjeździe, a Sofia mnie uspokaja. Czuję się przy niej bezpiecznie.
- A co z mamą?
- Mama ciągle gdzieś znika. Raz idzie pomóc przy Delphine, innym razem spotyka się z przyjaciółkami, a jeszcze innym spędza cały dzień na obowiązkach. Czułem się samotny.
- Nie wierzę.- powiedziała ze łzami w oczach.- Nie wierzę, że mogłeś tak skrzywdzić mamę.
- Wiem i nie chce tego usprawiedliwiać. Skończę to. Obiecuję.
- Musisz powiedzieć o tym mamie.
- Nie mogę.
- Jeśli ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię, a nie chce, żeby dowiedziała się tego ode mnie.- wyjaśniła mu córka.- Zasługuje na prawdę.
- Prawda nie zawsze jest najlepszym wyjściem. Czasem tajemnice są bezpieczniejsze. Mniej ranią.- stwierdził, co Rose rozumiała aż za dobrze. Ale co innego jej sytuacja, a co innego jego zdrada.- Kiedyś to zrozumiesz. Jeśli powiem Valentinie, to ją to zabije. Od zawsze była bardzo wrażliwa.
- Teraz się o nią martwisz?- spytała płacząc Rose.- Na to już za późno.- dodała, po czym zeskoczyła z płotka i udała się do domu, gdzie spędziła kolejne dni. Nie chciała nigdzie wychodzić. Za bardzo czuła się osaczona, zdradzona. Dopiero pewnej nocy, gdy kładła się spać, usłyszała uderzenie w jej okno. Zamarła na chwilę w niepewności, po czym podeszła do niego, a w ciemności dostrzegła sylwetkę Gilberta. Chłopak pomachał do niej, gestem prosząc, by wyszła na dwór. Rose pokręciła głową, ale jego błagania sprawiły, że uśmiechnęła się, narzuciła na siebie podomkę i wykorzystując sen rodziców, zeszła po schodach, by w końcu znaleźć się przed domem.
- Chodź.- powiedział do niej Gilbert, ciągnąc ją za dom.
- Co robisz? Jest zimno.- wyszeptała ze śmiechem Rose, na co ten przyciągnął ją do siebie i pocałował jej zimne od mrozu usta. Dziewczyna nie zaprzeczyła, tylko położyła ręce na jego ramionach, oddając się bliskości.- Jutro wracasz do Toronto?- spytała domyślając się tego faktu, jednak Gilbert nie odpowiedział, a znów pocałował dziewczynę. Dopiero po chwili odsunął się, dotykając jej włosów splecionych w warkocza.
- Nie chce wyjeżdżać. Wiem, że ty też nie chcesz, bym jechał.
- Owszem, nie chce. Ale musisz.
- Chce zostać tutaj. Z tobą.- wyszeptał dotykając czołem jej czoła.- Być, gdy jesteś szczęśliwa, pocieszać, gdy płaczesz. Nie chcę wracać do Toronto.- wyjaśnił, ale Rose uśmiechnęła się delikatnie.
- Ludzie potrzebują cię dużo bardziej niż ja teraz.
- Przecież widzę. Wiem. Cierpisz.
- Wytrzymam te kilka tygodni bez ciebie. Myśl o twojej przyszłości. O ludziach, których kiedyś uratujesz.- powiedziała, po czym spojrzała na pierścionek, który widniał na jej palcu.- Nigdzie się nie wybieram.
- Kocham cię.- rzucił, obejmując ją mocniej, a Rose odetchnęła głęboko. Potrzebowała go, fakt, ale w tamtej chwili chciała być sama. Nie chodziło tylko o ojca. Ona sama musiała zmierzyć się ze swoją prawda. Z tym, czego nie powiedziała Gilbertowi.




Heeeej
Jest rozdziałek, może będą nawet dwa 🤷🏽‍♀️ zobaczymy
Dajcie znać jak wam się podobał

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now