31.

925 58 8
                                    

- Błagam, jeśli Ania i Diana będą prosić was, żebyście pozwolili mi jechać do Charlottetown, to nie zgadzajcie się.- powiedziała Rose, zaskakując przy tym rodziców.
- Dlaczego?- spytał zdziwiony Steven.
- Bo nie chce tam jechać, a nie umiem im odmówić.
- Powinnaś jechać. Poznasz nowych ludzi, potańczysz...
- Nie lubię tańczyć, a znajomych mam za dużo.- przerwała matce.- Błagam, nie chce tam jechać.
- Więc nie jedź.- stwierdził mężczyzna, na co jego córka od razu się rozpromieniła.
- Dziękuję.- rzuciła, po czym pobiegła do szkoły.
- Powinna jechać.- kontynuowała rozmowę Valentina.
- Nie zmusisz jej, żeby robiła coś, czego nie chce.
- Jest zamknięta na Avonlea. Powinna poszerzyć horyzonty.
- Ma dopiero czternaście lat.- zauważył pan Murphy.- Ma na to czas.

- Nie boje się ciężkiej pracy. Wiem, co chcę robić.- mówił bez odzewu do pana Philipsa Gilbert.- Zostanę lekarzem. To moje powołanie.
- Fascynujące.- rzucił sarkastycznie nauczyciel.
- Mógłbym liczyć na korepetycje? Chciałbym nadrobić zaległości.- powiedziała, jednak wzrok nauczyciela był skupiony na Prissy, która uśmiechała się do niego. Nie uszło to uwadze Gilberta, który obrócił się w jej stronę ku gniewu pana Philipsa.- Utarłby pan nosa tym, którzy twierdzą, że nie dba pan o uczniów.- zauważył Blythe wkładając ręce do kieszeni.- Proszę tylko o trochę pańskiego czasu.
- Tylko?- spytał mężczyzna.- Czy twój ojciec oddaje za darmo zboże tym, którym wydaje się, że na nie zasługują? Zapewne nie. Czas to pieniądz.
- Mój ojciec nie żyje.- oburzył się chłopak, na co uwagę zwróciła całą grupa, w tym Rose i Ania.
- No tak.- westchnął nauczyciel.- Ale metafora jest trafna.- dodał, po czym odesłał Gilberta do ławki. Ten zdenerwowany usiadł, by wrócić do swojej książki, a Rose patrzyła na niego współczująco. Jej też pan Philips nie dał szansy na edukację. Od razu ją skreślił. Wtedy rękę podał jej Blythe. Postanowiła się odwdzięczyć.

- Czyż nie chodzi o to, żeby szukać ekscytacji?- spytała Ania w ich kryjówce.
- Pierwszy raz dostaliśmy zaproszenie, a ojciec nie wytknie nosa z domu, bo ma katar.- stwierdziła Diana.
- Dlaczego kobiety nie mogą podróżować same?
- No właśnie. Ciotka Józefina zaprosiła światowej sławy pianistkę.- po tych słowach Cole z jękiem wstał z miejsca.
- Cole?- spytała Rose, a gdy ten wrzucił swój szkicownik do ognia, wraz z Anią go wyjęły przy pomocy patyków.- Dlaczego to zrobiłeś?
- Już powinno być lepiej.- wyjaśnił smutno.
- Cierpliwości...- zaczęła Ania.
- Minęło kilka tygodni. Mam niesprawną rękę. Nie mogę rysować.- mówił przejęty, a gdy wyszedł z domku z drewna, dziewczyny podążyły za nim.

Gdy dziewczęta przy pomocy sprytu i zgody rodziców odjechały do Charlottetown, Rose poszła do domu Blythe'a, pod którego drzwiami zostawiła  kilka książek. Zapukała kilka razy do drzwi, po czym pobiegła w stronę swojego domu. Drzwi otworzył Gilbert, zaskoczony brakiem czyjejś obecności, jednak szybko dostrzegła książki, które wniósł do kuchni. Odłożył je na stół i otworzył pierwszą z nich. Ku jego zaskoczeniu w środku znajdowała się karteczka z liścikiem.

Może i przyjaciele nie muszą się odwdzięczać, ale ja jestem wobec ciebie dłużna. Miłej nauki.
Rose

Przeczytał z uśmiechem.
- Co to? List miłosny?- spytał Bash, po czym zabrał z jego rąk liścik i go przeczytał.- Czyli zgadłem.
- Nie, nie zgadłeś. Pomagałem jej kiedyś w nauce, więc podrzuciła mi swoje książki, bym mógł nadrobić zaległości.- wyjaśnił przyjacielowi przeglądając przy tym książki Rose.
- Sprytne. I bardzo urocze.- powiedział, na co Gilbert się zaśmiał.- Nie mówiłeś, że Rose jest sierotą.- rzucił, a chłopak podniósł na niego wzrok.
- Skąd wiesz?
- Od niej.- odpowiedział, co zdziwiło lekko chłopaka. Nie sądził, że tak wielka zmiana w zaszła w Rose pod jego nieobecność. Niegdyś nie nazwała państwa Murphy rodzicami, nie wspominała kim jest i skąd. Co musiało się wydarzyć, żeby ta tak się zmieniła?- Więc dlaczego nie wspomniałeś?
- Bo to nie ważne. Nie dla mnie w każdym razie.- stwierdził chłopak wzruszając ramionami.- Z resztą teraz ma rodziców.
- I dobrze. Zasługuje na to.
- Fakt.- uśmiechnął się Blythe, a widząc spojrzenie przyjaciela spoważniał.- Nie patrz się tak, bo wylądujesz na śniegu.- zagroził, po czym zabrał książki i liścik, i ruszył do swojego pokoju na piętro, zostawiając przyjaciela z uśmiechem na twarzy.

- Było magicznie.- stwierdziła Ania.- Wszędzie były kwiaty, nawet na naszych głowach mieliśmy wianki. I ludzie, który byli udekorowani barwnymi materiałami...to było jak niebo w czystej postaci.
- Żałuj, że cię nie było.- rzuciła Diana poprawiając warkocza Ani.- Nawet Cole był zachwycony.
- Jak mówiłam, musiałam zostać. Ale nie martwcie się. Będą jeszcze inne okazje.- wyjaśniła kłamiąc przy tym Rose, po czym spojrzała na Cole'a.- Jak się trzyma?
- Od kiedy wrócił jest nieobecny.- wyjaśniła jej Diana, na co brunetka złapała się za zawieszkę, którą obróciła kilka razy w dłoni, myśląc o przyjaciele.
- Jaki śliczny.- rzuciła Ania zauważając naszyjnik na szyi przyjaciółki.- Skąd go masz?
- Od...bliskiej osoby.- odpowiedziała niepewnie Rose.
- Pewnie od chłopaka.- zaśmiał się Billy, który stanął z kolegami przy ławce dziewcząt.
- Nie bolała cię głowa?- spytała uszczypliwie Ania.- Bo bredzisz.
- Czyżby? Cole, stać cię na taki prezent?- spytał ze śmiechem artystę, który tylko spojrzał zdziwiony na przyjaciółki. Nie odezwał się.- A może to od innego? Za pocałunek?
- Billy, ty...
- Jak głowa?- spytał Gilbert przerywając zdenerwowanej Anii.
- Co cię to?- rzucił gniewnie Billy.
- Pytam z ciekawości. Wiesz, po takim uderzeniu możesz mieć omamy, problemy ze skupieniem i bóle.- wyjaśnił nieszczerze chłopak, o czym Rose zdawała sobie sprawę.- Lepiej odpoczywaj, żeby bóle się nie nasiliły.
- Nic mnie nie boli.- stwierdził blondyn.
- Tym gorzej. Możesz mieć wstrząśnienie mózgu, bądź... jego zanik.
- Zanik?- spytał przerażony chłopak.
- Lepiej unikaj stresujących sytuacji. To przyśpiesza zanik.- polecił mu Blythe zerkając na dziewczęta. Blondyn spoważniał i wrócił na swoje miejsce. Ania wraz z przyjaciółkami z trudem ukryła śmiech, a Gilbert bez słowa usiadł przed Cole'm wracając do lektury.

- Jak nazywa się słowo lub wyrażenie określające rzeczownik?- spytał pan Philips. Cała klasa milczała modląc się, by nauczyciel nie spytał właśnie ich. Gilbert jako jedyny bez skrupułów czytał jedną z książek od Rose, co tym razem było dla niego zgubne.- Może odpowie nam pan doktor?- zakpił nauczyciel, na co kilka osób się zaśmiało, a Blythe podniósł na niego wzrok.
- Odpowiedź brzmi: przydawka. I nauczyłem się tego sam, bez pańskiej pomocy.- rzucił uszczypliwie chłopak, na co pan Philips stracił swoją pewność siebie.
- Zgadza się.- stwierdził, na co Gilbert uniósł gniewnie brwi i powrócił do lektury. Na twarzy Rose pojawił się mały uśmiech, który ukryła przygryzając wargę.
- Jaki on mądry.- wyszeptała zafascynowana chłopakiem Ruby, siedząca obok brunetki, przywołując ją do rzeczywistości. Ruby. Przecież ona go kocha, a Rose coraz częściej spędza z nim czas, myśli o nim. To nie było sprawiedliwe wobec przyjaciółki. Postanowiła, że zacznie unikać chłopaka...bez rezultatów.

Wszyscy zbierali swoje rzeczy, by opuścić szkołę. Ania i Diana objęły Rose na pożegnanie. Mogły opowiadać o wycieczce do ciotki Józefiny przez cały dzień, jednak Rose chciała wrócić do domu w samotności. Dlatego owe przyjaciółki wyszły pierwsze, a brunetka dopiero zaczęła się szykować do wyjścia. Gdy dostrzegła, że Gilbert kilka metrów od niej również się ubiera w płaszcz, postanowiła do niego podejść.
- Pan doktor?- spytała, na co ten obrócił się do niej przodem.
- Może kiedyś. Tymczasem dobrze jest znać swój cel.- stwierdził z uśmiechem.
- Cel jest bardziej rzeczywisty, gdy za nim dążysz. Wtedy łatwiej go osiągnąć.- powiedziała, a chłopak zastanowił się nad jej słowami.- Miłego dnia.- dodała, po czym ruszyła do drzwi.
- Rose?- spytał zatrzymując ją.
- Tak?
- Dziękuję za książki.- powiedział szczerze, na co ta uśmiechnęła się łagodnie.
- A ja za Billy'ego.- rzuciła. Chłopak od pewnego czasu myślał o tym, co działo się tutaj pod jego nieobecność. Nie mógł nawet wpaść na to, co ta przeżyła przez Józie, całusy i całą resztę. Chciał ją ochronić przed całym złem świata. Ale nie mógł i zdawał sobie z tego sprawę. Jednak jej uśmiech tak promienny, tak niewinny sprawiał, że czuł się zobowiązany do bronienia dziewczyny.- Cóż, dąż za pasją, a ja będę twoim aniołem stróżem.- stwierdziła, wywołując na twarzy chłopaka uśmiech, a następnie wyszła ze szkoły zostawiając go samego ze swoimi myślami.


Jejku chyba troszkę przesadziłam z kontaktem Gilbert x Rose, ale to dlatego, że niedługo będzie ich coraz mniej. Zobaczycie dlaczego.
Jest coraz bliżej upragniony przeze mnie tysiąc wyświetleń ♥️ obiecałam maraton i słowa dotrzymam - w dniu, w którym dobrze do tysiąca będzie więcej niż jeden rozdział 🌹🥰
Na prośbę jednej z was jest tu relacja Bash - Gilbert, ale myślę, że w kolejnym rozdziale będzie jej więcej, tak samo Anii - Diany - Rose. Jeśli chcecie konkretny rozdział o kimś, to piszcie

Ps: Ten Billy to taki kretyn, że w to uwierzyć xdddd mam nadzieję, że dobrze odwzorowałam jego pierdołowatość hahaha

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now