72.

646 42 11
                                    

Wraz z Gilbertem pojechali do Charlottetown, gdzie ten miał przesiadkę do Toronto, a Rose chciała spotkać się z Kurtem. Nie mogła się doczekać, by powiedzieć mu o zaręczynach. Oczywiście było jej też smutno z powodu powrotu narzeczonego na uczelnię, jednak plan Gilberta zadziałał. Nie czuła obaw wobec jego uczuć, a wręcz przeciwnie. Siedzieli obok siebie w pociągu, trzymając się za ręce. A gdy pociąg się zatrzymał oboje wyszli, by rozdzielić się na stacji.
- Trafisz do Kurta?- spytał ją Gilbert, na co Rose się uśmiechnęła.
- Trafię.- odpowiedziała spokojnie brunetka.
- Widzimy się za dwa tygodnie.- zapewnił narzeczoną, po czym ta złapała go za policzki, całując jego usta. Gilbert przyciągnął ją do siebie, przedłużając pocałunek, aż Rose rozłączyła ich usta i spojrzała w oczy ukochanego. Chłopak złapał ją za dłoń, na którym znajdował się pierścionek. Przegładził go lekko, na co brunetka się uśmiechnęła. To było niczym miód na serce przyszłego lekarza. Wtedy rozległ się gwizd konduktora, a Gilbert wiedział, że musi iść. Uśmiechnął się łagodnie do dziewczyny, po czym puścił jej dłoń, zabrał bagaż i ruszył ku pociągowi. Rose odprowadziła go wzrokiem aż do pociągu, a gdy w nim zniknął, obróciła się i poszła na spotkanie z przyjacielem, który czekał na nią przy ich ukochanej kawiarni. Przytulili się szczęśliwi, po czym Kurt przeanalizował ją wzrokiem.
- Chyba lubisz święta, bo jakbyś się rozweseliła przez ten miesiąc.- zauważył chłopak, na co Rose się zaśmiała.
- Cóż, dużo się wydarzyło.
- Dużo dobrego, jak sądzę. Zdradza cię uśmiech.- stwierdził, wyciągając ku nie łokieć, za który ta złapała i ruszyli do kawiarni, gdzie zasiedli przy oknie razem z herbatą oraz kawałkiem ciasta.- Więc? Opowiadaj, co u rodziców i Gilberta.
- Powiem tylko, że możesz czuć się zaproszony.- odpowiedziała opierając sie o krzesło, na co Kurt zmarszczył brwi.
- Zaproszony? Na co?
- Na nasz ślub.- rzuciła ukazując mu pierścionek na palcu. Chłopak uśmiechnął się szeroko widocznie szczęśliwy z tego faktu.
- Gratulacje. To wspaniała wiadomość.
- Owszem, wspaniała.- zaśmiała się Rose.- Jestem taka szczęśliwa. Zwłaszcza, że może w niedalekiej przyszłości dojdzie do kolejnego ślubu.
- Kogo?- spytał biorąc łyk herbaty, na co Rose oparła ręce na stole, patrząc na przyjaciela wymownie.- No tak. Ploteczki poszły.
- Kochasz ją?- rzuciła poważnie, a Kurt spojrzał na widok za oknem niepewnie.
- Jest...niesamowita. Nigdy nikogo takiego nie spotkałem. Jest śliczna, ciepła i mądra. Z pewnością jest mi bliska.
- I ty jej również.- przyznała, na co chłopak spojrzał w jej oczy.- Nie popełnijcie mojego i Gilberta błędu. To jest proste równanie. Ty i Ania się kochacie. Daj jej to do zrozumienia, a zdasz sobie sprawę, że mam rację. Nigdy nie widziałam jej tak zakłopotanie wewnętrznie. Jesteście sobie pisani.
- Nie wierzę w przeznaczenie.- rzucił Kurt.
- Ani ja. Ale Ania wierzy i wiesz, że chyba coś w tym jest.- uśmiechnęła się brunetka, a jej przyjaciel westchnął.
- Ty też jesteś mi bliska.- rzucił chłopak ku zdziwieniu Rose.- Zwłaszcza po tym, co dla mnie zrobiłaś.
- To znaczy?
- Przecież wiesz.- stwierdził, a dziewczyna przytaknęła głową.
- Tak, wiem. Ale ty też byś to dla mnie zrobił.
- Możliwe, ale to ty potrząsnęłaś ojcem. Jestem ci wdzięczny.- powiedział, co wywołało u Rose uśmiech.- Dzięki tobie mogę studiować literaturę, a nie tą potwornie nudną medycynę z głównym przedmiotem biologicznym. Z szacunkiem oczywiście dla twojego Gilberta. Podziwiam, że daje na niej radę.
- Ja ją lubiłam.- przyznała, po czym zjadła kęs ciasta.
- Jakie masz plany?- spytał w końcu Kurt, gdy ta zajadała się sernikiem.
- W sprawie?
- Wszystkiego. Nie studiujesz, a zapewne nie chcesz do końca życia pomagać w domu.
- Przeciwnie, nigdzie się nie ruszam z Avonlea.
- Mógłbym porozmawiać z ojcem, żeby...
- Nie, Kurt, jest dobrze jak jest.- przerwała mu Murphy, która pokręciła głową.- Naprawdę. Kocham to miejsce.
- Coś, jakiś urok ma.
- Lasy o tej porze roku są prześliczne. Wiem, bo przed studiami chodziłam tamtędy praktycznie codziennie.
- Nie bałaś się wilków?
- W tamtych lasach nie ma wilków. Co najwyżej możesz znaleźć tam lisa. Ania nawet jednego dokarmiała.
- Miło.- rzucił sarkastycznie, po czym zapanowała cisza.- Więc nie wracasz do Charlottetown? Brakuje ciebie na uczelni. Nawet wykładowczynie narzekają na nasz beznadziejny poziom. Na szczęście nie muszę ich już oglądać.
- Będziesz teraz na niektórych zajęciach z Anią.- uświadomiła sobie Rose.
- Owszem, a ponieważ ciebie nie będzie, to będę musiał prosić właśnie ją na herbatę między zajęciami.- stwierdził wymownie, co wywołało uśmiech na twarzy dziewczyny.- Tęskniłem.
- Ja również.

Dziewczęta szykowały się do wyjazdu do Charlottetown, gdzie miały zacząć kolejny semestr studencki. Rose specjalnie przyszła do Ani, by ostatnie jej godziny w Avonlea mogła spędzić z przyjaciółką. Opowiedziała jej o spotkaniu z Kurtem, jednak temat prędko spadł na nią i Gilberta, którzy teraz byli głównym tematem rozmów mieszkańców. Cóż, skoro dowiedziała się Ania, to również Maryla, a od Maryli Małgorzata, a od Małgorzaty całe Avonlea.
- Musi być dużo zieleni i kwiatów.- rozmarzyła się Ania.- Może zorganizujmy wesele w lesie, albo w ogrodzie państwa Barry?
- Aniu, to tylko ślub.- stwierdziła Rose siadając obok niej na podłodze.
- Tylko?!- wrzasnęła oburzona.- To najpiękniejsza chwila w twoim życiu. W waszym życiu. Musi być idealnie. Myślałaś już o sukni, albo o dekoracjach?
- Szczerze mówiąc, to nie. Nie chcemy się z tym śpieszyć. Myślimy o lipcu tego roku.
- Lipcu? To za kilka miesięcy.
- Właśnie. Miesięcy. Mamy czas na...
- Nie, Rose. Kocham cię, ale mylisz się w tej kwestii. Gilbert jest w Toronto, więc to ty musisz nad wszystkim pomyśleć. Suknia, wesele, dekoracje, lista gości... druhna!
- To akurat oczywiste, Aniu. Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli.- uśmiechnęła się do przyjaciółki, a Ania aż wypuściła z siebie powietrze przeszczęśliwa.- Gilbert pewnie wybierze na swojego świadka Sebastiana.
- Z pewnością. A myślałaś nad podróżą poślubną?
- Nie, właściwie to tą kwestię zostawiłam Gilbertowi.- przyznała spuszczając głowę poważniejąc.- Jest coś, o czym mu nie... powiedziałam.
- To znaczy?- spytał Ania zdziwiona nagłą powagą przyjaciółki.
- Wiesz, o tym, że nie jestem...- urwała znów, a rudowłosa spoważniała.
- On nie wie?
- Nie.
- Musisz powiedzieć o tym Gilbertowi. Przecież i tak to...odkryje, albo się domyśli, a szczerość w małżeństwie jest najważniejsza.
- A jeśli zerwie małżeństwo, bo nie jestem niewinna?- spytała, ale Ania szybko pokręciła głową.
- Nie może tak zrobić. Nie on.- stwierdziła.- Kocha cię.
- Tu nie chodzi o miłość.- rzuciła poprawiając falbankę sukienki.
- Wiem, ale jeśli to zrobi, to stracę wiarę w jego kompetencje. A już zaczynam go lubić.- stwierdziła żartem, jednak Rose nawet się nie uśmiechnęła.- Po prostu mu powiedz.
- Jak? Mam podejść i powiedzieć, że jestem bardziej zamknięta niż myśli?
- Nie, podejdź, powiedz, że jest coś, co musi wiedzieć i po prostu powtórz mu to, co powiedziałaś mi.
- Boję się.- wyszeptała spuszczając głowę.- Za bardzo go kocham, a ostatnio jest...wspaniale. Zepsuję wszystko, jeśli mu powiem.
- Zepsujesz wszystko, jeśli Gilbert się dowie, ale nie od ciebie. Nie powiem mu, bo przysięgałam ci dozgonne wsparcie, ale wiesz, że się domyśli sam.- wyjaśniła jej Ania, po czym złapała ją za dłonie.- Powiedz mu przy najbliższej okazji, gdy będziecie sami.- nakazała, na co brunetka przytaknęła głową. Wiedziała, że rudowłosa na rację. We wszystkim. Musiała mu powiedzieć. Musiała powiedzieć Gilbertowi, choćby miało to złamać mu serce.


Heeeeej🥰🌹
Tym pesymistycznym akcentem kończymy rozdziałek. Napiszcie mi proszę, czy słusznie kontynuuje tą historię, bo ostatnio mam wątpliwości, czy nie lepiej było zakończyć na studiach w Charlottetown i pocałunku Gilberta i Rose

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now