25.

880 52 17
                                    

Rose siedziała na łóżku pogrążona w nauce. Po kolejnym przeczytanym zdaniu, wzięła głęboki wdech i spojrzała za okno. Było piękne, jesinne popołudnie. Aż kusiło by zabrać Baldura na przejażdżkę. Jednak nauka była ważniejsza. Wróciła więc do czytania lektury, gdy przerwał jej krzyk.
- Nie potrzebujemy litości! To ja nas w to wpakowałem i ja nas z tego wyciągnę!- mówił podniesionym głosem Steven.
- To nie darowizna! Gdy Cuthbertowie zostali bez grosza, my pomogliśmy im!- wyjaśniła spokojnie, choć równie głośno jego żona.
- Nie jesteśmy w aż tak złej sytuacji! Damy sobie radę sami!
Brunetka spojrzała na swoje odbicie w lustrze, które było kilka metrów przed nią obok okna. Czuła się winna. Gdyby wcześniej to odkryła, bądź zakazała ojcu inwestycji z lokatorami Cuthbertów to...
Nie, nic nie mogła zrobić. To nie była jej wina, że są w takim położeniu. Jednak zawsze można zrobić coś więcej. Zawsze można próbować do skutku. A ona odpuściła.

Szli ulica ku poczcie. Na ulicach Trynidadu był tłum, co przypominało Gilbertowi o Charlottetown i jego ruchu w godzinach południowych.
- Pośpiesz się z tym listem miłosnym.- rzucił do niego Bash.
- Nie jest miłosny.- stwierdził brunet, znudzony już powtarzaniem tego przyjacielowi.- Poważnie, nie jest.- powtórzył widząc jego minę, po czym wyszedł do budynku. Po kilku minutach i kilku monetach mniej w kieszeni, wyszli ruszając wgłąb miasta.
- Kiedy panienka otrzyma tę romantyczną przesyłkę?- spytał ciemnoskóry mężczyzna, na co Gilbert westchnął. Zbyt się tym ekscytuje, pomyślał.
- Przestań. Za miesiąc.- wyjaśnił krótko, by nie prowokować go do kolejnych wygłupów. Nagle rozległ się krzyk kobiety, więc oboje pobiegli w jego kierunku. Przed budynkiem leżała ciężarna kobieta, która krzyczała i płacząc błagała o pomoc. Gilbert oraz Sebastian podeszli, by ją podnieść.
- Co się dzieje?- spytał przerażony Bash.
- Ona rodzi.- wywnioskował chłopak.- Ma panienka rodzinę?
- Nie ma. A burdel mama wyrzuciła ją za drzwi.- stwierdził Sebastian, po czym zaczął dobijać się do budynku. Przerażona kobieta uciekła, kuląc się i krzycząc od skurczy. Gilbert odprowadził ją wzorkiem. Nie mógł zostawić jej samej. Nie wiedział, co robić, ale wiedział, że ta nie ma nikogo, a sama nie da rady urodzić dziecka. Dlatego poszedł za nią, by jej pomóc. By po prostu pomóc.
Był jakby w transie. Nie wiedział do końca co robi, co mówi. Ocknął się dopiero, gdy podał kobiecie jej dziecko. Patrzył na nowe życie, które właśnie odebrał i czuł, że zrobił coś niezwykłego. On, zwykły chłopak bez rodziców, bez perspektyw odebrał poród. Patrzył na matkę i jej dziecko, i cieszył się razem z nimi.
- Dziękuję.- powiedziała, tuląc maleństwo. Bash patrzył na swojego przyjaciela w niedowierzaniem. Był wzruszony całą sytuacją i nie mógł uwierzyć, że ten chudy i niepewny swych uczuć chłopak zrobił coś, czego on sam nie potrafił. Cóż mógł powiedzieć? Nie powiedział nic. Milczał przyglądając się przyjacielowi.

Siedziały w kółku na podłodze w pokoju Ani. Każda z nich dmuchnęła w piórko, gdy to znalazło się obok nich. W końcu wylądowało obok Ruby, na co dziewczynki wybuchły śmiechem.
- Myślicie, że Prissy i pan Philips się całowali?- spytała Ruby.
- Jeszcze nie.- stwierdziła Janka, siostra Prissy i Billy' ego.- Ale zrobią to wkrótce. Prissy uczy się do egzaminów, a pan Philips czasem wstępuje do niej by pomóc.- dodała, na co dziewczęta zachichotały.
- Prissy jest ledwie dwa lata starsza od nas.- zauważyła Tillie.
- Ja w wieku piętnastu lat zamierzam mieć konkurenta.- wyjaśniła Ruby.- Czekam na Gilberta.
- Tylko konkury ci w głowie.- westchnęła Ania.
- Co w tym złego?
- Nigdy nie widziałam pocałunku.- zmieniła temat najponętniejsza z dziewczyn.- Rodzice nie robią takich rzeczy.
- Ja słyszałam pocałunek pani Linde i jej męża.- zaśmiała się Janka.- Brzmiał, jakby krowa wyciągała kopyto z bagna.
- Boję się, że po pocałunku zrobiła bym coś głupiego, albo zapomniała bym coś zrobić.- zmartwiła się Diana.- Dlaczego nie uczą etykiety całowania?
- Urządźmy grę.- zarządziła Ania wstając z miejsca.- Sprawdzimy kto umie najromantyczniej się zalecać. Diano, zagrasz rycerskiego młodziana.- rzuciła, więc brunetka wstała i uklękła przed rudowłosą, która podała jej piórko. Diana rzuciła do w powietrze, aż to wylądowało na kolanach Tillie. Dziewczyna wstała i podeszła do ,,rycerza".
- Czekam, aby zdobył mnie przystojny książę.- powiedziała teatralnie Tillie, w reszta dziewcząt przyglądała się im.
- Kimże jest ta szlachetna panna?- spytała niskim głosem Diana, co wywołało śmiech dziewczyn. Po chwili przechyliła Tillie i pocałowała ją w policzek, na co reszta zareagowała śmiechem i oklaskami. W tym też Rose.

- Chodź, będzie fajnie.- powiedział chłopak, wchodząc do stajni. Brunetka podeszła niepewnie do przysposobionego brata, który złapał ją za policzek.- Kopciuszek bawi się w księżniczkę?- spytał z kpiną, po czym pocałował ją w usta. Ta szybko odskoczyła do tyłu, jednak zablokowała ją ściana.- Jeszcze nie ma dwunastej. Nie uciekaj.- rzucił chwytając ją za rękę.
- Puść mnie.- pisnęła przerażona.
- Cii...- przeciągnął do jej ucha, po czym pocałował jej skroń, a ciało dziecka przeszedł dreszcz.

- Muszę czekać na chłopca?- spytała Ania, która nie zauważyła zmiany w zachowaniu przyjaciółki.
- Oszalałaś?!- rzuciły jej koleżanki prócz Rose.
- Nie mogę po prostu go pocałować?
- Nie!- krzyknęły. Rose spojrzała z wytęsknieniem na okno. Chciałaby być ptakiem, bądź motylem i odlecieć w takich właśnie chwilach. Znaleźć się gdzieś indziej, z dala od wspomnień, które wciąż ją prześladują.

Nieskończona głębia oceanu przyciągała wzrok Gilberta. Wpatrzony w nią myślał tylko o tym, jak szybko przybliża się do domu. Póki nie dostał listu od Rose nie myślał nawet nad powrotem. Jednak teraz...
- Coś za widok.- rzucił Bash, podchodząc do bruneta opartego o barierki.- Świetna zmiana planów. Cieszę się na podróż do Kanady.
- Nie boisz się wychodzić na pokład?- spytał ciemnoskórego przyjaciela.- Jak palacz cię przydybie, będą kłopoty.
- Kłopoty to dla mnie nie pierwszyzna.- stwierdził.- Chce raz zobaczyć dokąd płynę. Poczuć wiatr na twarzy. Przede mną Avonlea.- na ostatnie zdanie Gilbert się wyprostował. Dawno nie słyszał lub nie miał w głowie tego zdania.- Za mną dziesięć lat przerzucania węgla. Zapracowałem na to. Co mogą mi zrobić? Wyrzucić za burtę? Najwyżej posprzątam latryny.
- Gdybym miał wybór, to wolałbym zanurkować.- rzucił żartem Gilbert, co spotkało się ze śmiechem Basha.
- Wybór. To piękne słowo. Od teraz wszystko się zmieni.- zauważył patrząc na przyjaciela.
- Tak.- uśmiechnął się chłopak.

- Jakże wesołe są strumyki. Zawsze się śmieją.- powiedziała Ania.
- To urocze.- stwierdziła Diana, po czym doszły do reszty przyjaciółek i odłożyły swoje napoje do strumyka. Gdy się schyliły, kilku chłopków podbiegło do nich i podniosło im tył sukienek. Te pisnęły prostując się prędko. Rose otworzyła szerzej oczy wracając znów myślami do przeszłości.
- W porządku?- spytała ją Ania, na co ta poprawiła włosy.
- Tak.- odpowiedziała nieprzekonująco Rose, co wywołało u jej przyjaciółki gniew nw chłopców.
- Ręce precz!- krzyknęła, na co ci zaczęli się śmiać.
- Nie przejmuj się.- uspokoiła ją Diana.- Chłopcy już tacy są. Uwielbiają nam dokuczać.
- Mi to obojętne, ale nie pozwolę, by dręczyli moją przyjaciółkę.- rzuciła wciąż zdenerwowana.- Spódnica to nie zaproszenie!- wykrzyczała znów do chłopców.
- Aniu, daj spokój.- powiedziała w końcu Rose.- Nic się nie stało.- skłamała zerkając na płeć przeciwną.- Chodźmy.

Siedzieli w swoich ławkach rozmawiając i żartując, co oczywiście nie podobało się ich nauczycielowi.
- Komu potrzebni chłopcy, skoro mamy księcia Wisteria.- rzuciła Ruby, na co wszystkie się zaśmiały.
- O czym mówicie?- spytała Józia, która do nich podeszła.
- Ania zaprosiła nas na gry towarzyskie.- wyjaśniła jej Ruby, a reszta spoważniała.
- Wszystkie?- rzuciła widocznie zraniona brakiem zaproszenia.- Na gry? Bez chłopców? Miłej zabawy. Ja jestem zbyt dojrzała na taką dziecinadę.- stwierdziła dumnie, po czym usiadła w swojej ławce. Wtedy też w jej głowie powstał plan. Zabawy towarzyskie to ja wam załatwię, pomyślała.


Zgodnie z obietnicą ♥️😘

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now