50.

841 50 12
                                    

Stała obok zdenerwanej Ani oraz towarzyszącego im Gilberta, czekając na resztę grupy. Przy szkole na bryczce siedzieli też Cuthbertowie oraz Steven Murphy, którzy chcieli wspierać dzieci w ich działaniu.
- Nie przyjdą?- spytała nie wytrzymując Ania.- Po tym wszystkim?
- Miej wiarę.- rzucił do niej Gilbert.- Sugeruje, nie narzucam.- wyjaśnił, na co Ania przewróciła oczami, a Rose uśmiechnęła się pod nosem. Wtedy usłyszeli motocykl panny Stacy.
- Aniu.- powiedziała Rose, patrząc w przeciwną stronę, gdzie schodzili się ich przyjaciele. Rudowłose odetchnęła z ulgą na ich widok, po czym wszyscy zebrali się przed tą trójką.
- Witajcie.- zaczęła Ania, gdy do grupy dołączyła Prissy.
- Moja siostra mówi, że robisz głupotę, z którą się nie zgadza. Więc jestem.- wyjaśniła, na co dziewczyny się uśmiechnęły.- Mogę się przyłączyć?
- Im więcej, tym lepiej.- stwierdziła Rose, biorąc Anię pod rękę. Wtedy jej przyjaciółka wzięła wdech, by wygłosić przemowę.
- Oto wielka chwila. Gotowi do walki o słuszną sprawę?!- zawołała, na co grupa przytaknęła, unosząc do góry białe chustki.- Zróbmy hałas!- krzyknęła, więc tłum zaczął wołać i iść w stronę ratusza. Po drodze machali chustkami i angażowali przechodniów. Gdy w końcu doszli do centrum, zabrali z bryczki Cuthbertów tablice, na których dzień wcześniej pisali napisy, po czym z hukiem weszli na naradę.
- Co tu się dzieje?- spytał jeden z członków rady, która wprowadziła ograniczenia gazetki.
- Trwa sesja.- stwierdziła Małgorzata, jednak to nie zatrzymało uczniów. Weszli oni na scenę za kurtynę, a rudowłosa wraz z Rose stanęła przed nią, by dać czas reszcie na przygotowanie.
- Dzień dobry.- powiedziała dumna z siebie Ania.- Będziecie świadkami zorganizowanej akcji.
- To absurd.- odezwał się zbulwersowany pastor.- Jakim prawem?
- Mamy prawo głosu.- rzuciła Rose, co uciszyło mężczyznę.
- Nie przyszliśmy jątrzyć.- wyjaśniła Ania, po czym obie z brunetką zamarły widząc w tłumie dorosłych Józie. Rose wyciągnęła do niej rękę, więc ta weszła po schodkach, by stanąć przy dziewczętach.- Chcemy zostać wysłuchani. Przez tych, którzy chcieli zamknąć nam usta.- dodała, po czym raz z Rose rozsunęła kurtynę, a za nią ukazali się uczniowie. Mieli oni zawiązane usta chustami, a w rękach trzymali drewniane deski, z których powstał napis:

WOLNOŚĆ SŁOWA TO PRAWO CZŁOWIEKA

Tłum jakby wstrzymał oddech, a w pomieszczeniu zapanowała cisza. Nagle pastor wstał i wyszedł na scenę.
- Dość. Już wystarczy.- mówił, chcąc wyrwać tabliczkę Prissy.
- Złaźcie!- krzyknął inny mężczyzna, gdy błysnął flesz aparatu, który trzymała panna Stacy. Do pastora podszedł Gilbert, który miał w dłoniach regulamin napisany przez radę.
- Dziękuję z sugestie.- powiedział, po czym podarł papier i puścił go na ziemię, a Rose uśmiechnęła się na ten gest. Tak samo, jak na każdy gest, który ten wykonywał w ostatnim czasie.
- Panno Stacy, proszę opanować dzieci.- nakazał jej pastor, na co kobieta się uśmiechnęła.
- To nie dzieci.- stwierdziła.- I panują nad sobą.- dodała, a tłum zaczął klaskać ku zaskoczeniu radnych. Ania złapała za dłoń przyjaciółki szczęśliwa z takiego obrotu sprawy. Z kolei Rose była dumna z nich wszystkich. Pierwszy raz byli nie całkowicie różnymi, kłócącymi się o artykuły dziećmi. Byli drużyną, byli zespołem. Nie tylko ona tak uważała. Panna Stacy zaprosiła do siebie uczniów, dumna z ich postawy. Tam młodzież bawiła się do późnego wieczoru. Rose stała przy Prissy i Józi, z którymi śmiała się i wspominała miny pastora. W tym czasie Ania rozmawiała z panną Stacy.  Gdy ta druga odeszła, Rose podeszła do przyjaciółki, by nalać sobie napoju.
- Jestem zdziwiona, że nam wyszło.- zaśmiała się brunetka.
- Ja też.- przyznała rudowłosa.- Widocznie wystarczy mieć wiarę. Cieszę się, że Józia przyszła.
- Rozmawiałam z nią wczoraj.- wyznała Rose, na co Ania uniósł brwi.- Nie o mnie, o niej. Sądziłam, że się nie polubimy, ale...jest w porządku. Zrozumiała, że chciałaś jej pomóc.
- Namówiłaś ją dla mnie?- spytała Ania, a brunetka wzruszyła ramionami.- Jesteś wspaniałą przyjaciółką, Rose.- wyznała, po czym objęła ją. Rose westchnęła wtulając się w Cuthbertówne, nie wiedząc, że ich rozmowę obserwuje Gilbert.
Rose wyszła przed dom, by odetchnąć świeżym powietrzem. Nie lubiła tłumów, choć tego wieczoru była tak szczęśliwa, że nie przeszkadzał jej tłum w domu nauczycielki. Spojrzała na niebo, na którym świeciło tysiące gwiazd. Każda z nich jest sama w sobie piękna, a jednak z parą, jest jeszcze piękniejsza. Wiedziała jak to jest, świecić piękniej w czyimś towarzystwie. Nie byle kogo. Jego.
Rozległ się odgłos zamykanych drzwi, na co ta nie drgnęła. Dopiero gdy Gilbert usiadł obok niej na schodkach, spojrzała na niego z uśmiechem.
- Udało się.- stwierdził odwzajemniając uśmiech.
- A wątpiłam.
- W plan Ani?
- Owszem.- rzuciła spuszczając głowę. Zapanowała chwila ciszy, aż Rose spojrzała znów na chłopaka.- Dziękuję, że...mnie wsparłeś. Wtedy w klasie. I dziękuję za to, co wtedy powiedziałeś.- powiedziała, na co chłopak spojrzał jej w oczy.- O Ani.- dodała prędko spuszczając wzrok.- Chciała dobrze.
- Wiem i zgadzam się z jej artykułem.- przyznał szczerze.- Nie sądziłem, że możemy się w jakiejś kwestii zgadzać, a jednak.
- Miło to słyszeć.- zaśmiała się brunetka, a wraz z nią Gilbert, po czym spojrzeli znów sobie w oczy. Zapanowała między nimi dziwna atmosfera. Ta sama, która połączyła ich podczas tańca. Jednak i tym razem Rose ją przerwała.- Szczęściara z tej Winifred.- rzuciła wbrew sobie, na co chłopak jakby spoważniał, spuszczając wzrok.- Jeszcze raz dzięki. Za wszystko. Powinnam wracać.- dodała, wstając ze schodów. Gdy dziewczyna wróciła do środka, chłopak westchnął, patrząc na niebo. Dlaczego niektóre gwiazdy odpychają się od siebie, skoro razem świecą jaśniej?

- Byli niesamowici.- stwierdził Steven, który okrywał siedzącą obok żonę kocem.- Żałuj, że cię nie było. Miny radnych były bardzo satysfakcjonujące.
- Chciałabym to zobaczyć.- zaśmiała się kobieta, gdy rozległ się dźwięk zamykanych drzwi, a w progu salonu stanęła Rose.- Hej, jak było u panny Stacy?
- Dobrze.- odpowiedziała dziewczyna, po czym usiadła przy matce, zdejmując buty i wskakując pod koc. Oparła głowę o jej ramię zasmucona.
- Skąd ta mina?- spytała ją matka.- Słyszałam, że wszystko poszło zgodnie z planem.
- Owszem.- przytaknęła, podkulając nogi.- Jestem zmęczona.- wyjaśniła, na co Valentina zaczęła głaskać jej włosy uspokajająco.
- Masz prawo do wypoczynku.
- Zrobiliście coś, czego nikt z nas nie byłby w stanie zrobić.- stwierdził Steven.- Jesteście bardzo odważni i uparci, co z pewnością przyda wam się w przyszłości.
- Kocham was.- powiedziała cicho dziewczyna, na co Steven się uśmiechnął.
- Nasza mała córeczka.- rzuciła Valentina, po czym pocałowała córkę w czoło.- Powinnaś wypocząć. Idź się połóż.
- Dobrze.- odpowiedziała Rose, a następnie zebrała się i udała do swojego pokoju, gdzie szybko wskoczyła pod kołdrę. Zamknęła oczy, karcąc siebie za to, co powiedziała przy Gilbercie. Jednak co innego mogła powiedzieć? Co innego mogła zrobić? A może mogła mu powiedzieć, co czuje? Tylko skąd wiadomo, co tak naprawdę się czuje?



Hejka
Dodaje rozdziałek i karcę siebie za to, że wczoraj nic nie napisałam 😂♥️ mam nadzieję, że po tym słodkim rozdziale mi wybaczycie
Jeśli ktoś jeszcze nie wie, to mam dwie inne książki, gdzie serdecznie was zapraszam:
1. Igrzyska Śmierci 🔥
2. COVER FOR YOU (gdzie tworzę okładki i karty postaci dla was, więc jeśli coś piszecie to koniecznie tam zajrzyjcie, a ja chętnie coś dla was zrobię ♥️)

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now