94.

546 32 6
                                    

- Dzień dobry.- zapukał we framugę  mężczyzna, który trzymał się za rękę.
- Witam.- przywitała się z nim Rose odrywając się od sprzątania.
- Jestem tu nowy, a chyba złamałem rękę...panna Stacy mówiła, że znajdę tu doktora.
- Tak, mój...mój mąż jest lekarzem, ale niestety wyszedł do pacjentki.- wyjaśniła, na co ten uśmiechnął się spuszczając głowę.
- Pięknie zapowiada się ten poniedziałek.- rzucił, wywołując uśmiech u dziewczyny.- Mógłbym poczekać na niego?
- Oczywiście, proszę usiąść.- zaprosiła go ciężarna, więc ten zasiał przy stole.- Może chcę pan herbaty, albo wody na ten upał?
- Chętnie. Wodę, poproszę.- powiedział, na co Rose z uśmiechem nalała mu zimnej wody, po czym podała ją mężczyźnie.
- Domyślałam się, że był pan w szkole.
- Owszem, miałem wymienić drzwi, ale spadłem z drabiny prosto na rękę.- wyjaśnił.
- Przykro mi. Gilbert z pewnością panu pomoże.- stwierdziła dziewczyna siadając naprzeciwko mężczyzny.
- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Connor Watson.
- Rose Blythe.
- Miło panią poznać, choć okoliczności mogły być lepsze.- rzucił, na co ta się zaśmiała.- Nie wiem jak naprawię te drzwi z zabandażowaną ręką.
- Może dostanie pan kogoś do pomocy?- zastanowiła się Rose.- A jeśli nie, to z pewnością znajdzie pan tu dobrą duszę. Sporo ich tu.
- Właśnie widzę. Najpierw nauczycielka, która schłodziła mi dłoń i wysłała tutaj, a teraz pani. Mam jednak szczęście.- stwierdził, gdy przez drzwi wszedł zdziwiony Gilbert.
- Dzień dobry.- przywitał się z mężczyzną, na co ten wstał z krzesła.
- Pan Gilbert, prawda?- spytał, podając mu zdrową rękę.- Panna Stacy mnie tu odesłała po...małym incydencie.
- Domyślam się.- posłał mu lekki uśmiech chłopak. Rose z kolei położyła głowę na ręce oparte o stół przyglądając się mężczyznom.- Ręką?- spytał wskazując na drogą dłoń, na co Connor podał mu boląca rękę.
- Tak, spadłem z drabiny i chyba ją złamałem.
- Też tak myślę.- rzucił Gilbert oglądając rękę.- Muszę ją opatrzeć. Proszę za mną.- dodał kierując się na korytarz do swojego medycznego pomieszczenia, a Rose odprowadziła ich wzrokiem. Po chwili mężczyzna wyszedł z zawinięta już ręką bandażem i zawieszoną na szyję.
- Dziękuję za pomoc.- powiedział do Gilberta, który jak zwykle skromnie się uśmiechnął.- I za wodę.- dodał zerkając na Rose.
- Mam nadzieję, że znajdzie pan kogoś do pomocy przy drzwiach szkolnych.- powiedział wyprzedzając żonę Blythe.
- Sam nie wiem, nie znam zbytnio mieszkańców. Może państwo kogoś znacie, kto mógłby znać się na takich rzeczach?- spytał, a Rose od razu wpadła do głowy jedna osoba.
- Z tego co wiem, Mateusz Cuthbert zna się na naprawie i z pewnością chętnie panu pomoże.- rzuciła prędko Rose, na co Gilbert przytaknął.
- To prawda. I mieszka niedaleko.
- Z nieba mi państwo spadli.- powiedział Connor, co wywołało uśmiech na twarzy brunetki.- Nie wiem, jak mam dziękować.
- To obowiązek pomagać, a...- wyjrzała przez okno dziewczyna.- Mateusz mieszka na sąsiednim wzgórzu. Z pewnością pan trafi.
- Jeszcze raz dziękuję.- rzucił mężczyzna z uśmiechem, po czym skłonił się i ruszył na wzgórze.
- Pan doktor jak zwykle komuś pomógł. Szkoda, że ja tylko siedzę w domu i próbuje się nie zmęczyć.- wypaliła Rose, na co Gilbert pokręcił głową. Znał humorki żony, które teraz przybierały na sile.- Praca, zbiory... chciałabym wam jakoś pomóc. A zamiast tego siedzę w domu i to sama, bo każdy z was jest śmiertelnie zajęty obowiązkami.- Chłopak nachylił się nad żoną, by pocałować ją w czoło.
- Kocham cię.- powiedział do niej. Nie chciał się kłócić, czy tym bardziej zlekceważyć jej słowa. Niemniej wiedział, że dziewczyna źle znosi ostatnie miesiące ciąży, zwłaszcza, że ostatnio spędza je sama. W rzeczy samej zarówno jej rodzice, jak i Bash byli zajęci w polu, a Gilbert miał sporo roboty, po której pomagał Bashowi.- Jutro wezmę dzień wolny, dobrze?
- Od chorych weźmiesz dzień wolny?- zdziwiła się Rose.
- Przesunę błahe przypadki na poniedziałek.- wyjaśnił, na co ta westchnęła.- Przejdziemy się gdzieś, albo będziemy cały dzień leniuchować w łóżku.- stwierdził, czym wywołał uśmiech na twarzy Rose. Taka wizja bardzo jej się podobała, bo zwykle rozstawali się wcześnie rano, a zasypiali późnym wieczorem, ograniczając rozmowy do ważnych informacji z dnia. Gilbert widząc uśmiech na twarzy żony również się uśmiechnął z dołeczkami, po czym wyszedł z domu do sadu. Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem, a chcąc wstać z miejsca poczuła skurcz. Opadła więc znów na krzesło oddychając płytko. W końcu skurcz minął, a Rose złapała się za brzuch biorąc głębokie oddechy.
- Już dobrze, kochanie.- wyszeptała do dziecka z lekkim uśmiechem.- Coś nie ciągnie cię do nas. Nie dziwię się. Tam czujesz się bezpiecznie, a tutaj...świat jest dziwny i chwilami bardzo trudny. Mam nadzieję, że ty będziesz mieć lżej niż ja, choć czy świat kiedykolwiek się zmieni? Zrobię wszystko, żeby tak było.- dodała, po czym poczuła się nieswojo, wstała z krzesła i udała się do swojego pokoju, by tam odpocząć.

Usłyszała pukanie do drzwi, na co podniosła głowę z poduszki i spojrzała na zegar.
- Proszę?- rzuciła, a do pokoju wszedł Bash z kolacją.
- Gilbert musiał jechać do Charlottetown, więc zastępuje go w gotowaniu.- stwierdził kładąc talerz z kurczakiem i podpłomykami na szafkę nocną przy jej łóżku.
- Dzięki Bogu, kolejnej zupy bym nie zniosła.- zaśmiała się, a wraz z nią Bash.
- Wszystko dobrze?- spytał, na co dziewczyna przegryzła wargę.
- Ostatnio czuję się...samotna.
- To moja wina.- rzucił ku zdziwieniu Rose przyjaciel.- Za często zabieram ci Deli do sadu.- dodał żartem, co odmalowało się na twarzy ciężarnej.- Wiesz, że Gilbert ma sporo na głowie.
- Wiem, ale...jego nie ma, ty i ojciec siedzicie w sadzie, mama ma jakieś domowe obowiązki, a przyjaciele się rozjechali. Dawniej nie sądziła bym, że będę tęsknić za zatłoczonym pokojem, plotkami i ich śmiechami.
- Mówisz o Ani?
- Nie tylko.- wyjaśniła dziewczyna.- Czuję, że zostałam sama. Ze wszystkim.
- Nie prawda.- stwierdził Bash, siadając na łóżku przy przyjaciółce.- Wiesz, że możesz na nas liczyć. Na Gilberta może nie, bo chwilowo ma sporo na głowie, ale jeśli chcesz czasem pogadać, czy ponarzekać, to ja chętnie cię wysłucham.- wyjaśnił, na co Rose lekko się uśmiechnęła.
- Dzięki, Bash.- rzuciła, a ten posłał jej szczery uśmiech. W końcu wstał i skierował się do wyjścia, po czym się zawahał patrząc w jej stronę.
- Jedz, dziś nie gotował pan doktor.- zażartował, a potem wyszedł. Rose zaśmiała się cicho, słysząc jego dogrzanie, po czym zjadła posiłek. Skąd mogła wiedzieć, że kolejne dni przyniosą tyle nowego. Tyle emocji. I tyle łez.




Heeeej
Wybaczcie za wczorajszy brak rozdziału, ale miałam zakręcony dzień xd zaczęłam biegać, poza tym doszła zamówiona przeze mnie gitara i jestem taka szczęśliwa, że trochę tego szczęścia dam wam w kolejny jutrzejszym (mam nadzieję) rozdziale ♥️♥️♥️

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now