92.

590 38 5
                                    

Rose siedziała przy bawiącej się na kocu pod drzewem Delphine, czytając swoją ulubioną książkę. W powietrzu dało się słyszeć śpiew ptaków oraz brzęczenie pszczół. Idealna pogoda na odpoczynek w sądzie. Rose uwielbiała spędzać czas na zewnątrz, a lato było coraz bliżej, dzięki czemu czekały na nią kolejne okazję do pikników z dziewczynką. Brunetka na samą myśl, że będzie mogła realizować się na świeżym powietrzu przez kolejne miesiące, uśmiechnęła się pod nosem, dotykając schowanego pod lekką sukienką brzucha, który z dnia na dzień był coraz większy i nie dało się go już ukryć. W końcu był to już prawie szósty miesiąc, a dziewczyna zdążyła już się oswoić z myślą, że niedługo zostanie mamą.
- Mogę dotknąć dzidzi?- spytała Rose Deli, na co ta się uśmiechnęła i wymownie odłożyła książkę na koc. Delphine wyczuwając w tym zgodę, usiadła przy cioci i dotknęła jej brzucha.- Nie kopie.- zauważyła. Tak, to była ostatnio ulubiona zabawa dziewczynki, a mianowicie badać brzuch Rose i wyczekiwać kopnięć jej dziecka.
- Pewnie śpi.- powiedziała brunetka, poprawiając loki Deli za ucho.- Albo myśli, jaką to grzeczną będzie mieć kuzynkę.
- A to dziewczynka?
- Nie wiem.- stwierdziła Blythe.- A co? Chciałabyś, żeby była dziewczynka?
- Tak, bo chłopaki są dziwni. Ciągle są zajęci.- wyjaśniła Deli nawiązując do Basha, który przez odejście Elijah, przeprowadzkę Kurta i pracę Gilberta ciągle był poza domem.- Ruszyła się!- krzyknęła nagle Deli wyczuwając kopnięcie dziecka, po czym zaśmiała się wesoło, a wraz z nią Rose. Czuła, jakby Delphine była jej córką i choć w pamięci cały czas miała Mary, to właśnie Rose się nią opiekowała i wychowywała jak własną córeczkę. Nie wyobrażała sobie dnia bez tej kruszynki, której uśmiech umiał zmienić trudny dzień w magiczny.
- Ładnie to tak leniuchować?- spytał nagle Gilbert, który przyszedł z pracy i kucnął przy dziewczynach.- Mam coś.- rzucił, wyciągając z kieszeni lizaka dla dziecka. Delphine z uśmiechem wzięła prezent, po czym Gilbert wziął ją na ręce i zaczął się kręcić, rozbawiając dziewczynkę. Rose patrzyła na to wszystko z uśmiechem, a gdy jej mąż odstawił Deli na ziemię, ta złapała znów za książkę.- Idź nazbieraj kwiatki dla cioci.- zachęcił ją szeptem chłopak, na co dziecko bez zawahania pobiegło na pole, pozbierać polne kwiaty. Wtedy Gilbert położył się przy żonie na kocu, patrząc w słoneczne niebo. Rose spojrzała ku mężowi, po czym poprawiła ręką jego włosy, które zakrywały mu czoło.
- Uwielbiam czerwiec.- stwierdziła brunetka.
- Ja też. Choć zima też ma swój urok.
- Więcej ciebie wtedy w domu. Latem jest sporo zajęć poza nim.- wyjaśniła, a chłopak westchnął.- Latem gospodarstwo i jabłka, a zimą przeziębienia. Kto by się spodziewał, że będę za tobą tęsknić, mieszkając w tym samym domu.
- Ma to też swoje plusy.- zauważył Gilbert.- Nie przeszkadzam ci w odpoczywaniu i nie zatruwam ci głowy lekarskimi radami. Na przykład takimi, że nie powinnaś czytać romansów, bo dziecko będzie kochliwe.
- Wierzysz w takie przesady?- zdziwiła się Rose, na co chłopak pocałował jej dłoń, ujmując ją w swoją. Zapanowała chwila ciszy, którą jednak przerwał Gilbert.
- Spotkałem ostatnio Marylę Cuthbert.- rzucił chłopak z premedytacją.
- Naprawdę?
- Tak. Spytała co u nas. Powiedziałem jej, że bardzo dobrze.- wyjaśnił, co jednak nie ruszyło czytającą lekturę dziewczynę.- Pytałem ją co u Ani.
- Po co?- spytała niepewnie Rose.
- Z ciekawości.
- Ciekawość to pierwszy stopień do...
- Rose, dlaczego po prostu nie porozmawiacie?- przerwał jej chłopak, a gdy ta nie zareagowała, zamknął jej książkę i spojrzał w oczy.- Wiem, że padło wiele bolesnych słów, ale kurcze, minęły już miesiące od waszej kłótni.
- Nie przeproszę jej.- rzuciła zdecydowanie Rose.- Nie ja powinnam to zrobić. A Ania nie przeprosi mnie, bo jest na to zbyt dumna.
- Przecież się przyjaźnicie i wiele razy już się kłóciłyście. W mgnieniu oka sobie też wybaczałyście.
- Nie tym razem. Zraniła Kurta, a potem obraziła też mnie. Nie zamierzam z nią porozmawiać.
- Aż tak ci dogadała?- spytał chłopak, a gdy Rose odwróciła wzrok, ten zdał sobie sprawę, że poszło o coś więcej niż dziecinne dogadanki.
- Ciociu!- zawołała Deli biegnąc w ich stronę z kwiatami w ręce. Nagle dziewczynka się przewróciła, a w uszach Rose rozległ się dźwięk upadku.

Dziewczyna pod wpływem pchnięcia upadł na schody, z których spadła, aż na sam dół. Echo rozniosło huk oraz śmiechy starszych sierot. Gdy jednak brunetka nie wstała, te się rozeszły, by uniknąć jakichkolwiek konsekwencji. Rose wypuściła powietrze z płuc, które ruszyło delikatnie jej włosami.

- W porządku, Deli?- spytał ją Gilbert, siadając, na co dziewczynka wstała z trawy i otrzepała ziemię z kolan.
- Nic mi nie jest!- zawołała, po czym pognała dalej. Chłopak zaśmiał się pod nosem, spoglądając na żonę, która jednak była blada i patrzyła jakby w nicość.
- Kochanie?- rzucił niepewnie.- Rose?- spytał, dotykając jej ramienia, na co ta spojrzała ku niemu. Chłopak prześledził jej twarz wzrokiem.- Wszystko dobrze?
- Znowu to samo.- wyszeptała ze łzami w oczach, co ten prędko zrozumiał. Dziewczyna co jakiś czas miała przebłyski z traumatycznych przeżyć, które nie dawały jej spać w nocy, bądź cieszyć się pięknym dniem.
- To przeszłość. Jesteś tutaj, ze mną.- uspokoił ją, na co ta przytaknęła w zamyśleniu.- Chcesz mi powiedzieć?
- Byłam...w sierocińcu.- zaczęła drżącym głosem.- Starsze dziewczyny zepchnęły mnie że schodów...spadałam i spadałam, aż... straciłam przytomność.- wyjaśniła nie patrząc jednak na męża. Gilbert przetrawiał jej słowa. Tak, chciał wiedzieć wszystko, bo był zdania, że sama nie da sobie rady z przeszłością, ale jeśli podzielą ją na pół, będzie jej łatwiej.- Ja...
- Gilbert! Gilbert!- rozległ się krzyk blondyna, który biegł w ich stronę z domu. Oboje prędko rozpoznali chłopaka.
- Billy? Co jest?- spytał go Gilbert wstając z koca.
- Mike...mój...mój...
- Syn?- dokończyła za niego Rose, na co ten przytaknął. Był widocznie zdenerwowany, co sprawiało, że i Blythe byli poważni.
- On...się dusi.- wydusił z siebie w końcu chłopak.
- Gdzie on jest?- spytał go lekarz, jednak Andrews potrzebował chwilę, by się uspokoić.
- Przed domem...przyszliśmy z nim tutaj...
- Chodź.- rzucił Gilbert ruszając ku swojemu domowi, na co blondyn ani drgnął.- Billy!- krzyknął, więc ten pognał za Blythe'm.





Hejaaa
Jest niedzielny rozdziałek 😱 co będzie z dzieckiem Billy'ego? Czy Billy zasłużył na pomoc Gilberta?

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now