63.

682 40 14
                                    

Rose odprowadziła Gilberta na pociąg, którym miał wrócić do całym dniu spędzonym w Charlottetown do Toronto. Chłopak z bólem serca stanął przed pociągiem. Spojrzał na wybrankę, która uśmiechała się do niego.
- Dziękuję, że przyjechałeś. Naprawdę.- powiedziała, co wywołało uśmiech również u chłopaka.- To wiele dla mnie znaczy.
- Dla mnie również.- stwierdził, na co ta objęła go za szyję, stając na palcach. Gilbert odłożył walizki na ziemię i przytulił dziewczynę, wdychając zapach szamponu z jej lśniących, brązowych włosów.
- Proszę wsiadać!- zawołał pracownik pociągu na tłum, więc Rose odsunęła się od Blythe'a, poprawiając kosmyki włosów za ucho.
- Będziesz...pisać?- spytał niepewnie chłopak, na co brunetka się zaśmiała pod nosem.
- A odpiszesz?- rzuciła, powtarzając rozmowę sprzed kilku tygodni, gdy ci pierwszy raz się rozstali. Boje to pojęli i uśmiechnęli się rozbawieni.- Wciąż nie umiemy się żegnać.
- To prawda.- przyznał Gilbert, co wywołało u nich nerwowy śmiech.- Do zobaczenia.- powiedział, po czym zabrał swoje bagaże i skierował się do pociągu. Rose stała chwilę niepewnie, aż wbiegła za nim do środka, a widząc, że stoi, chowając bagaż nad siedzeniem, podeszła do niego i pocałowała go w usta. Chłopak był zdziwiony, a jednocześnie wniebowzięty. Stąd też ujął jej policzek, kontynuując pocałunek.
- Panienka jedzie, czy zostaje?- spytał kolejarz, który wiedział doskonale, że ta nie kupiła biletu, więc nie ma prawa tu przebywać. Para na jego słowa przerwała pocałunek i spojrzała w stronę mężczyzny. Wszyscy w pociągu spoglądali na nich zaszokowani sytuacją, co tylko zawstydziło bardziej dziewczynę.- Pociąg zaraz odjeżdża.
- Ja...- zaczęła Rose, patrząc desperacko na chłopaka.- Już wychodzę.- dodała, więc mężczyzna wrócił do czynności przy drzwiach, a brunetka uśmiechnęła się do wciąż zdziwionego Gilberta i wyszła zawstydzona z pociągu. Dopiero gdy zniknęła z wagonu, brunet usiadł na swoim miejscu i uśmiechnął się szeroko. Z każdym dniem upewniał się, że postąpił słusznie, a jego miłość do Rose była tylko silniejsza mimo dzielącej ich odległości. Spojrzał za okno, gdzie po chwili obraz zaczął się rozwiązywać, a pociąg ruszył.

W poniedziałek udała się na zajęcia, gdzie już czekał na nią jej nowy znajomy, siedzący na tyle sali.
- Skąd ten uśmiech?- spytał, na co dziewczyna przewróciła oczami i z takim samym uśmiechem zasiadła na swoim miejscu.- Więc to był ten przyszły doktor. Przystojny nawet.- powiedział, a Rose spojrzała w jego stronę wymownie.- Tylko mówię. Szkoda, bo już myślałem, że zmyśliłaś historię chłopaka od wisiorka, żeby uniknąć moich konkurów.
- Jesteś nieznośny.- rzuciła w końcu brunetka, obracając się w jego stronę. Chłopak oparł się o siedzenie wyczekująco.- Owszem, ten chłopak w piątek to był Gilbert.
- Nie da się go nienawidzić.- stwierdził ku zdziwieniu koleżanki.
- Co?
- Jest przyszłym doktorem, przystojny i zapewne uwielbiany przez płeć przeciwną. I jeszcze ma na imię Gilbert, jak jakiś hrabia.- powiedział wywołując śmiech u Rose.- A tak serio, to wyglądał na miłego.
- Wybacz, że was nie zapoznałam, ale...
- Nie musisz mi się tłumaczyć.- przerwał jej, po czym oparł się rękami o ławkę.- Więc przyjechał do ciebie aż z Toronto. Cholera, musi cię kochać.- stwierdził wywołując rumieńce na policzkach koleżanki.- Musisz mi wszystko opowiedzieć.
- Wszystko?
- Słuchaj, biorąc pod uwagę, że ty i jaśnie hrabia Gilbert tak do siebie brniecie sądzę, że musicie mieć ciekawą historię. A ja lubię słuchać czyiś opowieści.
- Z kolei ja nie lubię mówić o swoim życiu.
- To żeśmy się dobrali.- rzucił, na co Rose przytaknęła gestem głowy.- To co? Masz ochotę się gdzieś przejść?
- Daj jej spokój, Slash.- powiedziała jedną z dziewcząt, która wraz z dwoma innymi studentami podeszła do Rose. Ta pierwsza miała ciemne włosy i elegancki mundurek, który zapewne zawdzięczała bogatym krewnym. Jej towarzyszki były blondynkami o podobnym ubiorze.- Jeszcze nie miałyśmy okazji się poznać. Pamela.
- Rose.- przedstawiła się brunetka.
- To są Dorothy i Konstancja.- wyjaśniła, na co dziewczęta się uśmiechnęły.- Idziemy dzisiaj na zakupy do krawcowej. Chcesz może pójść z nami?- spytała, a Rose spojrzała niepewnie na Kurta, który wzruszył w odpowiedzi ramionami.
- Jasne, chętnie.- odpowiedziała Rose.
- Świetnie. Spotkajmy się po zajęciach przed szkołą. Tylko się nie spóźnij.- rzuciła Pamela, po czym wraz z przyjaciółkami odeszła do swoich ławek. Rose spojrzała ponownie na przyjaciela, który był równie zaskoczony co ona.
Po zajęciach Rose udała się w umówione miejsce, a stamtąd wraz z nowymi znajomymi poszła do krawcowej, gdzie te przymierzały nowe suknie.
- Te sukienki są żałosne.- zauważyła Dorothy.- Brak falban i kołnierzyków.
- Nie każdy lubi falbanki, Dorothy.- zauważyła Pamela, zerkając z uśmiechem na Rose. Brunetka odwzajemniła jej uśmiech, choć czuła się dziwnie w towarzystwie owych dziewcząt.- Skąd jesteś?- zaciekawiła się, przeglądając kolejną z sukien.
- Z Avonlea.- odpowiedziała, na co Konstancja się zaśmiała.
- Jesteś ze wsi?- spytała widocznie rozbawiona tym faktem.
- Tak, ale przyjechałam tu na studia.- odpowiedziała jakby nigdy nic Rose. Z kolei Pamela spojrzała gniewnie na przyjaciółkę.
- Serio? To, że ty jesteś z Charlottetown nie oznacza, że każdy się tu urodził. Ocenianie kogoś pod tym względem jest okropne.- powiedziała szatynka, wywołując uśmiech u nowej koleżanki.- Cieszę się, że jesteś tutaj. To świetna szkoła, a z tego co zauważyłam dobrze sobie radzisz z nauką.
- Staram się. Miałam...trochę braków kilka lat temu, ale udało mi się nadrobić materiał.- wyjaśniła Rose, co zaintrygowało jej koleżanki.
- Braki?- zaciekawiła się Pamela.
- Nie ważne.- rzuciła brunetka, oglądając sukienki, co miało ostatecznie zakończyć temat. I tak też się stało. Po kilku minutach opuściły sklep z sukniami, po czym udały się na spacer po mieście. Gdy Rose wróciła do stancji, zastała Anię i Diane rozmawiające z Ruby o chłopcach.
- Powinnam go odwiedzić w jego stancji? A może to niestosowne?- pytała przyjaciółki złotowłosa.
- Zdecydowanie to niestosowne.- stwierdziła Diana.
- Co takiego?- zaciekawiła się Rose, siadając na swoim łóżku, gdzie leżało kilka gazet i listów.
- Ruby chce jechać do Moody'ego do stancji, bo ten się nie odzywa.- wyjaśniła znudzona tematem Diana.- Aniu, powiedz jej, że to zły pomysł.
- Zdecydowanie to zły pomysł.- odezwała się rudowłosa, na co Ruby jęknęła i opadła na jej łóżko.- Gdzie byłaś?
- Poznawałam nowych ludzi.- odpowiedziała Rose ku zaskoczeniu dziewczyn.
- To wspaniale.- stwierdziła z uśmiechem Diana.- Kogoś już zapoznałaś?
- Trzy dziewczyny, ale w porównaniu do was są nudne.- rzuciła, na co wszystkie się zaśmiały.- I Kurta. Od jakiegoś czasu się spotykamy. Lubię go.
- Czy ty...?- zaczęła Ania niepewnie, a Rose pokręciła głową.
- Oczywiście, że nie. Tylko się przyjaźnimy. Zresztą chętnie was z nim zapoznam.- stwierdziła ku zadowoleniu Ruby.
- To wspaniały pomysł. Zapomnę o Moodym i poznam nowych kawalerów, by wzbudzić w Moodym zazdrość.- powiedziała, na co Rose spojrzała wymownie na Anie.
- Myślę, że Moody czeka na odpowiedni moment, żeby...napisać, albo cię odwiedzić.- odezwała się rudowłosa do przyjaciółki.- Powinnaś tego wyczekiwać, a nie go skreślać. Może napisz pierwsza?
- Pierwsza? Nie ma mowy.- rzuciła oburzona Ruby.- To chłopak powinien się zalecać i to jemu powinno zależeć. Jeśli nie napiszę, to jego strata.- dodała, a Rose spojrzała na kartkę papieru z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

- Więc chcesz wysłać list?- spytał Kurt, który wraz z nową przyjaciółką szedł w stronę poczty.- To nie on powinien napisać pierwszy?
- Nie, bo prosił, żebym to ja mu napisała. Z resztą jakie ma to znaczenie? Ważne, że odpisze.- zauważyła, z czym ciężko było się nie zgodzić.- Moje przyjaciółki chcą cię poznać. Masz czas w weekend?
- Możliwe. A ładne te przyjaciółki?- rzucił, na co Rose go szturchnęła.- Tak tylko pytam.
- Nie mnie oceniać, ale z pewnością są miłe, kulturalne i bardzo oddane. Wiele razy bardzo mnie wspierały, zwłaszcza gdy przeprowadziłam się do Avonlea.
- Czekaj.- zatrzymał ją chłopak.- Czyli nie pochodzisz stamtąd?- spytał, na co dziewczyna zamarła. Stali tuż przy sklepie z biżuterią, w której Dorothy kupowała bransoletkę za pieniądze ojca. Gdy dostrzegła nową znajomą, której szczerze nie polubiła, zostawiła biżuterię i podeszła tyłem do drzwi, lekko je otwierając.
- Nie do końca.- odpowiedziała po chwili Rose.- Wychowałam się w wielu miejscach. W sumie to nawet nie wiem skąd pochodzę.
- Jak to?- dopytywał Kurt, zdziwiony jej słowami. Tak samo, jak podsłuchująca rozmowę Dorothy.
- Jestem...sierotą.- wyjaśniła Rose, na co Kurt zmarszczył brwi.- Wychowywałam się w sierocińcu i domach zastępczych.
- Przykro mi, Rose.- powiedział szczerze.
- W porządku. Od trzech lat mieszkam w Avonlea u moich rodziców zastępczych. Są wspaniali. Zapewnili mi edukację i... normalne życie.
- Wybacz, jestem...w szoku. Ja narzekam ci na mojego ojca, a ty...- urwał, patrząc na dziewczynę współczująco.
- Nic się nie stało.- stwierdziła brunetka z lekkim uśmiechem.- Idziemy na pocztę?
- Jasne.- odpowiedział, wkładając ręce do kieszeni i ruszając przed siebie wraz z przyjaciółką.- A potem zabieram cię na coś dobrego. Może ciasto?
- Dzięki, ale w stancji będę mieć niedługo obiad.
- Paćka z ziemniaków i gulasz z resztek?- spytał ku oburzeniu Rose.
- Nie, dziś mam indyka.- rzuciła, na co chłopak się zaśmiał.- Nie śmiej się. Lubię indyka z puree z ziemniaków.
- Bo jesteś ze wsi. Tutaj możesz zjeść nawet gęś z jabłkami.
- I co z tego?- wykłócała się żartem z chłopakiem. Z kolei Dorothy uśmiechnęła się pod nosem, znając już prawdę o znienawidzonej koleżance.


Hejcia
Trochę późno dodaje, ale mam gorsze dni ostatnio w związku z tym, co się dzieje w mojej głowie przez pandemię i nacisk w drugiej klasie liceum 🥺 jeśli macie jakieś rady to chętnie przyjmę miłe słowa ♥️ napiszcie też jak podoba wam się ten rozdział, który otwiera nam trzy, albo cztery nowe wątki, ale to za niedługo.

𝑅𝑜𝑠𝑒 𝑤𝑖𝑡ℎ𝑜𝑢𝑡 𝑎𝑛 𝑖Where stories live. Discover now